Zaskakująca i intrygująca to proza – krótkie wersy składające się często albo z jednego słowa albo ze zdań pojedynczych, stosowanie powtórzeń celem lepszego wyeksponowania danego sformułowania, ale i zastosowania zwrotu zmieniającego znaczenie tego, co było wcześniej, rytm miejscami przypominający mantrę lub litanię, wreszcie świetne uchwycenie energii między dynamiką krótkich zdań i ich jednoczesnym melancholijnym niekiedy charakterem. Bardzo dobrze się to czyta, a konwencja prozy naiwnej błyskawicznie okazuje się czymś więcej. Szybko zresztą dostrzec możemy jej przypowieściowy nieco charakter. Prostota i archetypiczność wykonywanych czynności stają się metaforami spraw fundamentalnych. Rzeka okazuje się nośnikiem znaczeń, miejscem, w którym szuka się sensu, stymulatorem poszukiwań własnej tożsamości, strażnikiem pamięci, przestrzenią, do której się wraca po śmierci i w której znajduje się ukojenie za życia. Tytułowy Bob to pewnego rodzaju everyman, ale i rodzaj boskiej w swojej osobności istoty. Milczy, powtarza wciąż te same czynności, wsłuchuje się w rzekę i ryby. Jest stałym punktem odniesienia, a więc w pewnym sensie konstytuuje istnienie miejscowej społeczności i nadrzecznego przeciętnego miasta. Zdaje się funkcjonować poza życiem i śmiercią. Proza Markusa to także opowieść o ojcu i synu oraz o ich relacji jako wersji spotkania niemożliwego. Wszystko zdaje się funkcjonować w trybie powtórzenia, powrotu i pożegnania prowadzącego do ponownego odrodzenia się tego samego. Nie ma tu przesady, nie ma patosu, nie ma też potrzeby nadmiernego komplikowania opowieści. Eksperymentalność tej prozy sprowadza się do mistrzowskiego operowania rytmem, powtórzeniem, melodyjnością i dynamiką. Warto!
Peter Markus, Bob albo mężczyzna na łodzi, przeł. Piotr Siwecki, Wyd. Ha!art, Kraków 2022.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz