Ci, którzy
czytali „Życiorystę” wiedzą, czego mogą się spodziewać po drugiej odsłonie
projektu. Ci, którzy książki nie znają, pewnie będą pod wrażeniem
gawędziarskiej swady i brawury Rudnickiego. Autor po raz kolejny proponuje odbiorcom
tzw. teksty zebrane. Co prawda w książce nigdzie nie odnotowano miejsca
pierwodruku, ale ci, którzy czytają chociażby „Książki. Magazyn do czytania”. z
pewnością odkryją, iż mają do czynienia z ponowną lekturą tego, co już
wcześniej poznali. Rudnicki powiela nie tylko gest zebrania tekstów w jeden tom
i ich powtórnego upublicznienia, ale również praktykę dopisywania,
przepisywania, odnotowywania biografii znanych postaci. Inspiracją są książki
poświęcone życiu znanych ludzi. Rudnicki bawiąc się konwencją, wybierając co
ciekawsze wątki, akcentując wybrane sytuacje pisze swoją impresję – o
literaturze i o trwaniu w cieniu literatury. Nie inaczej jest w tekstach, które
docelowo mają się zbliżać nie do biografii, ale do recenzji. Trudno byłoby
obronić tezę, iż mamy tu do czynienia z tekstami krytycznymi. Pisarz stawia
raczej na impresję na marginesie danej lektury, pozostając w podobnej konwencji
brania i czerpania ile się da z omawianej książki. Rudnicki preferuje więc więź
półpasożytniczą. Krzywdy autorom książek, na których „żeruje”, nie czyni, ale
jednocześnie bez owego umocowania w tym, co cudze, tekstów z „Życiorysty dwa”
po prostu by nie było. Autor najlepiej wypada w impresjach biograficznych, w części recenzyjnej i prozatorskiej jest już różnie. Tak
zresztą było i w „Życioryście”. Książce przydałaby się trochę dokładniejsza
redakcja, usuwająca powtórzenia i powracające bon moty. Szkoda też, że w jednym
z tekstów Rudnickiego „dobrą zmianę” firmuje premier Kopacz, a nie premier
Szydło. Niezależnie jednak od powyższych potknięć trzeba powiedzieć wprost – to
się czyta.
Janusz Rudnicki,
Życiorysta dwa, Wyd. W.A.B., Warszawa 2017.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz