Zapraszam również na mój profil na Facebooku: https://www.facebook.com/bernadetta.darska

oraz na moje konto na Instagramie: https://www.instagram.com/bernadettadarska/

wtorek, 31 lipca 2018

Losy (K. Januszewska, Kołysanka)

„Kołysanka” to powieść powiązana z wcześniejszym „Dziedzictwem”. Z powodzeniem jednak obie książki można czytać oddzielnie. Mamy do czynienia z ciekawym połączeniem sagi rodzinnej z biografią rodziny, historią zwykłych ludzi na tle Wielkiej Historii, wreszcie rekonstruowaniem losów konkretnych bohaterów, których przeżycia stają się jednocześnie odpowiednikiem doświadczeń o charakterze uniwersalnym. Okres, który poznajemy to czas przed II wojną światową i w trakcie jej trwania oraz moment otwarcia się na nową powojenną rzeczywistość. Doświadczenia bohaterów, choć wpisane w Wielką Historię, znaczone są codziennością, a ta jako najważniejsze swoje chwile wyraźnie określa śmierć i narodziny. Nic więc dziwnego, że choć mamy do czynienia z traumatycznymi przeżyciami związanymi ze strachem przed nieznanym, niepewnością, wojenną tułaczką, lękiem o najbliższych, koniecznością doznawania dobra i zła od tych, których niekoniecznie wcześniej uznawano za przyjaciół lub wrogów, to jednak na plan pierwszy wysuwa się przetrwanie związane z narodzinami, przeżyciem, ocaleniem, nadzieją na nowe. Autorce udaje się wpisać w opowieść emocje i uczucia zwykłych ludzi oraz pokazać, że w cieniu ważnych historycznych wydarzeń zawsze najważniejszy jest człowiek – ten konkretny, często anonimowy, któremu właśnie zniszczono cały świat lub zaoferowano światło tam, gdzie przyzwyczajano się już do ciemności. To połączenie zwyczajności, codzienności, braku nadzwyczajnych uniesień z dziejowym przymusem przeżywania spraw ostatecznych w swoim wymiarze wybrzmiewa przekonująco i realistycznie.

Krystyna Januszewska, Kołysanka, Wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 2018.


[przeczytana jako e-book na czytniku PocketBook Touch HD2 Ruby Red]

poniedziałek, 23 lipca 2018

Świadome narodziny siebie (P. Pustkowiak, Maszkaron)

Debiut Patrycji Pustkowiak – „Nocne zwierzęta” – przyjęłam sceptycznie. Nie byłam tą książką zachwycona. Ciekawiło mnie jednak, na co postawi autorka w przypadku swojej kolejnej powieści. Po lekturze „Maszkarona” moje wrażenia są dużo bardziej pozytywne. To znakomita powieść – świetnie napisana, lekka, ale daleka od banalności, ironiczna, zabawna, ale i miejscami bardzo poważna, pełna gniewu i złości, krytyczna wobec otaczającej rzeczywistości. Autorka nie tylko pokazuje, że umie pisać, ale i że ma coś ciekawego do powiedzenia. „Maszkarona” można z powodzeniem czytać jako próbę dialogu z powieścią Zośki Papużanki pt. „On”. O ile jednak autorka „Szopki” przygląda się konsekwencjom nijakości, o tyle Pustkowiak zainteresowana jest brzydotą. Brzydotą zwielokrotnioną przez kulturowe oczekiwania, bo brzydotą kobiecą. Nasuwa się porównanie ze „Świństwem” Marie Darrieussecq. „Maszakron” to opowieść o kobiecie częściowo bez właściwości – bez poglądów i z odpychającym wyglądem, historia wykluczenia spowodowanego napiętnowaniem i skazaniem na niewidoczność, relacja z frontu walki o możliwość ponownych narodzin na własnych zasadach z ciągle rezonującym pytaniem w tle, kogo wcześniej należy symbolicznie zabić i czy targnięcie się na społecznie ukształtowaną wersję siebie wystarczy. Powieść Patrycji Pustkowiak wydaje się również bardzo ważna w kontekście przeczytania na nowo „Absolutnej amnezji” Izabeli Filipiak i to nie tylko dlatego, że bohaterki obu książek mają na imię Marianna. Taka lektura okaże się z pewnością inspirująca, jeśli porównamy zwłaszcza dwa wątki – inicjacji seksualnej i inicjacji intelektualnej. Bardzo dobre.


Patrycja Pustkowiak, Maszkaron, Wyd. Znak, Kraków 2018.

sobota, 21 lipca 2018

Dźwięki życia i śmierci (H. Kunzru, Białe łzy)

„Białe łzy” to powieść, która łączy prywatne z publicznym, odsłaniając jednocześnie jak to, co przynależy do polityki, kształtuje nie tylko sferę intymną w rozumieniu relacji międzyludzkich, ale i tego, co wiąże się z twórczością i życiem artystycznym. Kunzru z jednej więc strony opowiada o przyjaźni i miłości, w obu przypadkach ostatecznie chyba niespełnionych i naznaczonych zdradą i stratą, z drugiej nadaje tym uczuciom wymiar ponadczasowy i historyczny, wikłając ludzi współczesnych w zobowiązania w stosunku do tych, do których należy przeszłość. Stawia białych naprzeciw czarnych, bogatych naprzeciw biednych, mających władzę naprzeciw tych zniewolonych, żerujących na cudzym talencie naprzeciw utalentowanych. Muzyka staje się w tym wypadku nie tylko przedmiotem transakcji, pewnego konceptu i źródłem wielu następujących po sobie wydarzeń. Zamienia się również w synonim tego, co rdzennie amerykańskie, wykluczone, skojarzone z  niewolnictwem i upodleniem, powiązane z trwałością rasizmu i przekonania, że to, co ma w sobie jakikolwiek potencjał, może należeć tylko do białych. Kunzru gra różnymi konwencjami – powieści inicjacyjnej, powieści drogi, kryminału czy powieści psychologicznej. Gdzieś w tle wyraźnie również widać, że mamy tu do czynienia z pewną wariacją na temat królewicza i żebraka, dość pesymistyczną w swojej wymowie, bo jednak daleką od łatwego pocieszenia.


Hari Kunzru, Białe łzy, przeł. Krzysztof Cieślik, Wyd. W.A.B., Warszawa 2018.

piątek, 20 lipca 2018

Przyszłość (jako nie)wiadoma (J. Anyuru, Utoną we łzach swoich matek)

Powieść Johannesa Anyuru reklamowana jest jako „wydarzenie literackie 2017 roku w Szwecji”. W pewnym sensie trudno się temu dziwić. Ta książka ma wszystko, by właśnie w Szwecji stać się bestsellerem. To losy Szwecji stają wielką metaforą takiego rozwoju wydarzeń, który może czekać świat. Mamy więc do czynienia z zakorzenieniem w konkretnym miejscu, ale i w konkretnych, angażujących i obchodzących wielu, problemach. Anyuru pisze interesującą wersję tego, co może nadejść, jeśli panika i obsesja powodowana lękiem przed imigrantami rozrośnie się i zostanie poddana zinstytucjonalizowaniu. Podróż do świata przyszłości, w którym ludzie wyznający inne wartości i wywodzący się z innej kultury zamykani są w miejscach odosobnienia, izolowanie obcych i brutalne traktowanie tych, którzy się nie przystosowali, wreszcie zakładanie, że odmienność ma w sobie ziarno zagrożenia, zostają w powieści ciekawie rozrysowane. Autor zręcznie lawiruje między prawdopodobieństwem a szaleństwem, tym, co się wydarzyło, a ty, co się może wydarzyć, władzą i dominacją a upokorzeniem i podporządkowaniem. Choć sama opowieść zasługuje na uwagę, to jednak wątpliwości budzi to, w jaki sposób książka została napisana. Nieco chropowaty, relacjonujący przede wszystkim język, powoduje, iż w trakcie lektury chciałoby się, aby tekst był jednak dużo bardziej literacki. Wspomniana chropowatość nie jest bowiem świadomym zabiegiem, raczej niezręcznością, a tę dobrze by było wyeliminować.


Johannes Anyuru, Utoną we łzach swoich matek, przeł. Dominika Górecka, Wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 2018.

[przeczytana jako e-book na czytniku PocketBook Touch HD2 Ruby Red]

czwartek, 19 lipca 2018

Świadek, współtowarzysz i przyjaciel (C. Harasimowicz, Mirabelka)

„Mirabelka” to powieść dla małych i dużych, dla dzieci i dla dorosłych, dla tych, którzy kochają historię i dla tych, którzy wierzą w siłę teraźniejszości, dla tych, którzy uwielbiają słuchać i dla tych, którzy cenią piękne rysunki. Cezaremu Harasimowiczowi udaje się wejść w interesujący dialog z reportażami Hanny Krall (tak, to ta sama mirabelka), z informacjami pojawiającymi się w mediach (ścięcie drzewa), wreszcie z niezwykle ciekawymi teoriami dotyczącymi przedmiotów, roślin, budynków i miejsc jako świadków historii przechowujących pamięć i uniemożliwiających triumf zapomnienia. To wszystko oczywiście w nieco bardziej dojrzalszym odczytaniu książki, ale i, a może przede wszystkim, w lekturze dziecięcej czytelnik znajdzie tu mnóstwo sensów. „Mirabelka” okazuje się bowiem mądrą opowieścią o przyjaźni, wierności, trudzie walki z Wielką Historią, sile miłości i podnoszeniu się z ruin – ludzi, miasta i poszczególnych biografii bohaterów. To, co trudne i potencjalnie niekoniecznie proste do wytłumaczenia dla młodego czytelnika (np. istnienie getta, wywożenie Żydów, śmierć, komunizm), zostaje opowiedziane delikatnie, z dużą wrażliwością, bez epatowania okrucieństwem, na pewnym poziomie umowności. W efekcie to dzięki rozmowie z dorosłym dziecko może się dowiedzieć więcej, usłyszeć odpowiednie uzupełnienie, odkryć wreszcie, jak niełatwa bywa historia tych, którzy wcześniej też byli mali, a następnie dorastali. Dziecięcy bohaterowie są zresztą tutaj wyjątkowo celnie sportretowani. Mam tu na myśli nie tylko postaci ludzkie, ale i samą mirabelkę, której losy również zostają wpisane w rytm narodzin, dojrzewania, powolnego odchodzenia i trwania w pamięci tych, którzy przychodzą jako następne pokolenia. Lektura obowiązkowa.


Cezary Harasimowicz, Mirabelka, ilustracje: Marta Kurczewska, Wyd. Zielona Sowa, Warszawa 2018.

środa, 18 lipca 2018

Podporządkowane stereotypom (A. Szpila, Bardo)

Powieść Agnieszki Szpili zapowiada się dobrze (ciekawie jest też reklamowana), dużo gorzej jednak jest z realizacją. Kwestia podstawowa, a mianowicie teza, że mamy do czynienia z celną satyrą na współczesną Polskę i Polaków, niestety, okazuje się dużą pomyłką. Autorka postanowiła obnażyć różne narodowe wady, robi to jednak w sposób nadmiernie uproszczony i oczywisty. Kolejne rozdziały przypominają krótkie scenki rodzajowe, miejscami zabawne, jednak rzadko kiedy wychodzące poza uproszczoną i schematyczną opowieść o fałszywej religijności, kibolskim patriotyzmie, nienawiści do obcych i braku tolerancji. Wspomniane scenki, choć układają się w całość, to jednak tworzą opowieść mocno sztuczną i przewidywalną. Pomysł na pielgrzymkę i zgromadzenie ludzi reprezentujących wszystkie te trudne do pogodzenia postawy w autobusie ma potencjał, który jednak w tym wypadku nie został wykorzystany. Cały czas ma się bowiem wrażenie obcowania nie tyle z literaturą, co raczej z wykonanym w ramach szkoły pisania zadaniem literackim. Jest więc tutaj, powtórzę, pomysł, brakuje jednak jego rozwinięcia. Jest chęć dokonania krytyki społeczeństwa oraz wypunktowania Polaków celnie i dosadnie, ale na dobrych chęciach się kończy. Brakuje tutaj spoiwa, które wspomniane scenki połączyłoby w całość, trzymającą w napięciu, coś obnażającą, inspirującą do jakichś nieoczywistych w swojej wymowie wniosków. „Bardo” jest więc nieudaną powieścią, choć gdyby zamienić ją na kilka opowiadań, efekt byłby dużo ciekawszy. Odradzam.


Agnieszka Szpila, Bardo, Wyd. W.A.B., Warszawa 2018.


[przeczytana jako e-book na czytniku PocketBook Touch HD2 Ruby Red]

wtorek, 17 lipca 2018

Dziedziczenie (K. Wiśniewska, Tłuczki)

„Tłuczki” Katarzyny Wiśniewskiej kojarzyć się mogą z „Katonielą” Ewy Madeyskiej i „Trzepotem skrzydeł” Katarzyny Grocholi. W tym drugim przypadku niech nikogo nie zmyli nazwisko autorki kojarzone z popularną literaturą kobiecą. „Trzepot skrzydeł” to książka niesłusznie niedoceniona, na zupełnie innym poziomie, daleko odbiegająca od konwencji typowych dla popliteratury. Wiśniewska nie proponuje jednak kolejnej wersji opowieści o przemocy domowej, choć temat to niełatwy, literacko niedoinwestowany, ale i paradoksalnie dość chętnie eksploatowany. Łatwo więc wpaść w pułapkę powtórzenia. Tak nie jest jednak w tym przypadku. Katarzyna Wiśniewska bardzo ciekawie rozgrywa kwestie związane z uwikłaniem w przemoc poprzez dziedziczenie oraz nieustanną konieczność renegocjowania marzeń, fałszywych wyobrażeń z rzeczywistością. Ciekawie rekonstruuje również kwestie związane z władzą, religijnością, bezradnością i zemstą, niekoniecznie zawsze i dosłownie adresowaną do tego, kto na nią zasługuje. Autorce udaje się więc pokazać, jak przemoc generuje przemoc i jak niemożność wyrwania się z impasu skutkuje decyzjami spektakularnymi, choć często dziejącymi się w niemalże paraliżującej ciszy. Zło nie przychodzi w tym wypadku z zewnątrz, jest jądrem tego, co jednoczy rodzinę, spoiwem, które lepi i oblepia, niszczy, ale i przywiązuje. Na uwagę zasługuje też język tej opowieści – precyzyjny, miejscami metaforyczny, choć jednocześnie zakorzeniony w rzeczywistości, jaką opisuje. Warto.


Katarzyna Wiśniewska, Tłuczki, Wyd. Nisza, Warszawa 2018.

poniedziałek, 16 lipca 2018

Ponad 100 lat (G. Michalik, Danuta Szaflarska. Jej czas)

Danuta Szaflarska to aktorka niezwykle ciekawa – postać barwna i aktywna właściwie do końca swojego życia, aktorka, która nie przestała grać nawet wówczas, gdy jej wiek można by określić jako mocno podeszły, osoba otwarta i chętnie angażująca się w nowe projekty, gwiazda minionej epoki, która nie patrzyła w przeszłość, lecz umiała doskonale odnaleźć się w teraźniejszości, nie przestając być wspomnianą gwiazdą także wtedy, gdy doświadczała starości. Tę wieloznaczność, nieoczywistość, żywotność intelektualną i fizyczną swojej bohaterki Michalik próbuje uchwycić właściwie przez cały czas. Mamy do czynienia z publikacją przede wszystkim popularyzatorską, nie dziwi więc fakt konieczności rezygnacji z wielu kontekstów, które chociażby za pomocą przypisów mogłyby się tutaj znaleźć. Nie znaczy to jednak, że autor idzie na łatwiznę, proponując opowieść łatwą i przyjemną. Michalik sygnalizuje momenty trudne, stara się je pokazać z różnych stron, jednocześnie jednak opowiada o Szaflarskiej trochę jak o świadku historii, trochę jak o punkcie odniesienia dla historii polskiego aktorstwa, trochę jak o dowodzie na zmianę mentalności współczesnych artystów w kontekście tego, co kształtowało artystów dawniejszych. Książkę tę da się więc czytać jako opowieść o gwieździe, która nie przestała być zwykłym człowiekiem. To także biografia kobiety, która widziała rzeczy straszne (udział w Powstaniu Warszawskim), doświadczyła cierpienia, a jednak postanowiła wystąpić przeciwko ogarniającemu ją mrokowi i stanąć po stronie jasności. Publikacja ta staje się również interesującą relacją z międzypokoleniowych i międzyśrodowiskowych projektów artystycznych, w które Szaflarska chętnie się angażowała właściwie do końca życia.


Gabriel Michalik, Danuta Szaflarska. Jej czas, Wyd. Agora, Warszawa 2018.


[przeczytana jako e-book na czytniku PocketBook Touch HD2 Ruby Red]

sobota, 14 lipca 2018

Kryminał edukacyjny (El Torres, Jesus Alonso Iglesias, Duch Gaudiego)

„Duch Gaudiego” to komiks, który bardzo ciekawie łączy wymiar edukacyjny z rozrywkowym i… filozoficznym. Z jednej bowiem strony mamy do czynienia z całkiem pokaźną dawką przystępnie zaprezentowanej wiedzy o dziełach Gaudiego i przemianach, jakie zaszły w Barcelonie, z drugiej jest to klasyczny, dość oczywisty, jeśli chodzi o swój zamysł, kryminał, powiązany z intrygującą próbą opowiedzenia o przestrzeni w kontekście idei towarzyszącej artyście. W efekcie czyta się ten utwór z przyjemnością, z jeszcze większą natomiast satysfakcją komiks ten się ogląda. Na uwagę nie tylko zasługuje dynamiczna, wyrazista kreska rysownika, ale i krótkie sprawozdanie z pracy nad „Duchem Gaudiego”, które możemy przeczytać i obejrzeć na końcu utworu. Komiks ten może więc się okazać ciekawą przygodą czytelniczo-wizualną, ale też z powodzeniem posłuży jako inspiracja do poszukiwań dokładniejszych informacji o Barcelonie oraz do zwiedzania miasta śladami Gaudiego. Przyjemne z pożytecznym.


Scenariusz: El Torres, rysunki: Jesus Alonso Iglesias, Duch Gaudiego, przeł. Jakub Jankowski, Wyd. nonstopcomics, Katowice 2017.

piątek, 13 lipca 2018

E-czytanie na co dzień

Po upływie ponad dwóch miesięcy użytkowania nowego czytnika czas na kilka refleksji. Ze sprzętu korzystam dzięki uprzejmości PocketBook, model, który użytkuję to Touch HD2 Ruby Red. Po przeczytaniu na urządzeniu blisko trzydziestu książek zdecydowanie mogę stwierdzić, że czytnik sprawdza się doskonale. Mam porównanie z używanym wcześniej sprzętem i zauważam wiele udogodnień, których wcześniej mi brakowało.
Wbudowane wi-fi pozwala nie tylko na sprawne przerzucanie e-booków, ale również umożliwia doraźne, szybkie sprawdzenie czegoś w sieci. Choć, oczywiście, mam Internet w smartfonie, z tej możliwości tez zdarzało mi się korzystać.
Nie przepadam za audiobookami. W czytniku jest dostępna funkcja Text-to-Speech. Dzięki niej po wybraniu głosu lektora lub lektorki każdą książkę możemy również odsłuchać. Zdarzyło mi się korzystać z tej funkcji, kiedy bolały mnie oczy lub głowa, i muszę przyznać, że jestem bardzo zadowolona z efektu. Sprawdzałam zarówno męski głos, jak i żeński, oba wypadają ciekawie. Nie ma się wrażenia mechaniczności czytania, raczej jest to czytanie neutralne, bez prób aktorskiej interpretacji, zwracające uwagę na interpunkcję i jej znaczenie (tzn. kiedy jest znak zapytania, słyszymy, że mamy do czynienia z pytaniem).
Sprzęt bardzo dobrze sobie radzi z plikami PDF. Doskonale dopasowuje tekst do wielkości ekranu, nie psuje ciągłości tekstu, bez problemu zmienia wielkość czcionki. Mój poprzedni czytnik miał z tym problemy.
Podobają mi się dość rozbudowane możliwości zaznaczania fragmentów czytanych książek. Wybrany cytat da się zakreślić, skomentować, potem bez problemu dotrzeć do spisu tego, co uznało się za szczególnie ważne, można też robić zrzuty z ekranu. Łatwe i czytelne jest także formatowanie tekstu do własnych preferencji. Doskonale się sprawdza podświetlanie ekranu i jego automatyczne uruchamianie się wtedy, gdy jest to potrzebne.

Mówienie o czytnikach może wydawać się zbędne, bo przecież albo się jest ich zwolennikiem, albo nie. Niektórzy zakładają, że czytanie e-booków oznacza rezygnację z papieru, a przecież wcale tak nie jest. Zwykle jest to czytanie równoległe i takich, i takich książek. Wiele osób podchodzi sceptycznie do czytników, argumentując, że jest to czytanie „bezduszne”. Niekoniecznie, bo możemy mieć przy sobie dość pokaźną bibliotekę, możemy również zaznaczać i podkreślać to, co nas interesuje, możemy wreszcie odkryć całkiem ciekawą perspektywę wybierania w podróży lektury z kilkudziesięciu lub kilku książek, co w przypadku papieru byłoby niemożliwe lub przynajmniej, wziąwszy pod uwagę ciężar, dość przytłaczające. J






środa, 11 lipca 2018

Przeszłość jako teraźniejszość (L. Spit, Szpadel)

Rewelacyjny debiut! Młoda autorka z wielką pisarską dojrzałością myli gatunkowe tropy, całkowicie panuje nad opowiadaną historią, do końca zaskakuje, dawkując napięcie i świetnie łącząc to, co mroczne, z tym, co jasne i niewinne. „Szpadel” to bardzo dobra powieść psychologiczna, wielowymiarowa, nieoczywista, kompozycyjnie przemyślana. Bardzo ważny dla całej opowieści kontekst inicjacyjny ma w tym wypadku zwielokrotniony wymiar – przejścia na stronę zbrodni, opowiedzenia się po stronie zła, zdecydowania się na zniszczenie drugiego człowieka, wreszcie budowania tajemnicy, spod ciężaru której nie da się wyzwolić. Spit niezwykle interesująco rozgrywa symbole. Do tych najważniejszych należy, oczywiście, tytułowy szpadel jako przedmiot, który w tym akurat wypadku niszczy życie i staje się zapowiedzią śmierci. Istotne są również inne przedmioty, zawsze powiązane z życiem i ze śmiercią jednocześnie. Warto wymienić sznur, blok lodu, majtki, szambo czy cukier. Historia opowiedziana przez Spit to przypowieść o nieuchronności tego, co raz poruszone będzie tylko inspirowało do kolejnych działań prowadzących do sprawdzania siebie. Przyjaźń Evy oraz Pima i Laurensa tylko do pewnego momentu opiera się na równości. Z czasem wspólne uczestniczenie w wymyślonej przez chłopców grze doprowadzi do katastrofy. Dojdzie nie tylko do zmiany układu sił, ale i do straszliwej zdrady. Ta zaś wpłynie na całe dalsze życie Evy. Nie ma w tej opowieści niepotrzebnych wydarzeń. Choć początkowo może się wydawać, że autorka nazbyt drobiazgowo opisuje codzienność bohaterów, w miarę rozwoju akcji znajdujemy uzasadnienie dla tych retardacyjnych działań. Zło nie zawsze przychodzi zapowiedziane. Często przyzwyczajamy się do jego obecności i przestajemy się bać tego, że coś zaburzy istniejący stan rzeczy. Taka sytuacja spotyka bohaterów. Przyjaciele stają się dla siebie najgorszymi wrogami. To, co ich połączyło, a następnie podzieliło, nie może zostać zapomniane. Spit rezygnuje z oczywistych rozwiązań. Nie będzie tutaj miejsca na spektakularne gesty tak częste w innych powieściach. Autorka rekonstruuje dramat, którego nikt się nie spodziewał, a który jednak się wydarzył. Mijający czas niczego nie załatwia, przeszłość jest ciągle żywa, a historii sprzed lat nie zwieńczy happy end. Lektura obowiązkowa.


Lize Spit, Szpadel, przeł. Łukasz Żebrowski, Wyd. Marginesy, Warszawa 2018.

wtorek, 10 lipca 2018

Ameryka przemian (D. Warakomska, Co się stanie z Ameryką)

„Co się stanie z Ameryką” czyta się świetnie. Że tak będzie można było się spodziewać po lekturze wcześniejszej „Drogi 66”. Dziennikarka pozostaje uważną obserwatorką, interesującą i błyskotliwą komentatorką, decyduje się również na współuczestnictwo w opisywanych wydarzeniach. Przekonanie o konieczności dotarcia do różnych grup społecznych po to, by przedstawić zróżnicowany obraz opisywanego świata, to niewątpliwa zaleta tej publikacji. Dorota Warakomska nie tylko pyta, co się stanie z Ameryką, niebanalnie, bo w nieoczywisty sposób pokazuje również, co się z Ameryką stało. Wspomniałam o byciu częścią opisywanej rzeczywistości. Szczególnie mocno wybrzmiewa ów zabieg w kontekście emocjonalnego, zaangażowanego, ale i precyzyjnego w opisie celów i postulatów Marszu Kobiet na Waszyngton. Autorce udaje się uniknąć tendencyjnego skupiania się na Donaldzie Trumpie. Zadając pytania ludziom, odkrywając, że wskazanie typowego wyborcy obecnego prezydenta nie jest wcale takie łatwe, przyglądając się miejscom, czasom, płci i pozycji społecznej, doskonale rekonstruuje współczesny stan społeczeństwa amerykańskiego. Rezygnuje z łatwego klasyfikowania, nie okazuje zdziwienia, jest otwarta na tę wersję, jaka jest bliska rozmówcy, wykazuje empatię, choć nie przestaje być krytyczna. Dzięki takiej postawie otrzymujemy reportaż będący fascynującą opowieścią o rzeczywistości, która zmienia się i która nie do końca jest gotowa na tak duże zmiany układu sił. Gdzieś w tle bardzo mocno wybrzmiewa bowiem pytanie, co zrobić z naruszeniem obowiązujących wcześniej reguł, kiedy dochodzi do niego na szczytach władzy, jak zaakceptować głos oporu przeciwko demokracji, ale i jak skutecznie przeforsować głos sprzeciwu przeciwko nierówności płciowej, ekonomicznej i rasowej. Bardzo dobre.


Dorota Warakomska, Co się stanie z Ameryką, Wyd. Pascal, Bielsko-Biała 2018.

piątek, 6 lipca 2018

Wspomnienie (M. Kusiba, Ryszard Kapuściński z daleka i z bliska)

Książka Marka Kusiby to połączenie narracji wspomnieniowej z reporterską. Autor opowiada o swojej znajomości z Ryszardem Kapuścińskim. Zresztą tytuł książki w sposób oczywisty i niepozostawiający żadnych wątpliwości informuje o tym, co znajdziemy w publikacji. Ci, którzy znają dobrze twórczość Kapuścińskiego oraz czytali wywiady udzielane przez reportera, raczej nie znajdą tutaj rzeczy nowych i uzupełniających ich stan wiedzy. Książka ta z pewnością nie należy więc do takich tytułów, o których można by powiedzieć, że zmieniają sposób postrzegania tego, kto jest głównym bohaterem opowieści. Ale Kusibie chyba nie o to chodziło. Nie o odkrywanie czegoś nieznanego. Powiedziałabym nawet, że w trakcie lektury bardzo wyraźnie widać, iż autorowi przyświecał cel odwrotny, a mianowicie chęć powrotu do czegoś dobrze znanego, gotowość wspominania tego, co dobre i krzepiące, wreszcie zrekonstruowanie wielu lat przyjaźni – szczególnej, ale i zwyczajnej tak naprawdę. Najciekawsze w tej historii okazuje się pokazanie rozwoju tej relacji, która jest pierwszoplanowa – od fascynacji młodego Kusiby starszym kolegą po kontakty koleżeńskie i przyjacielskie. Ten osobisty ton wydaje się najciekawszy, nakierowuje bowiem uwagę czytelnika nie na wybitnego reportera, ale na człowieka po prostu.


Marek Kusiba, Ryszard Kapuściński z daleka i z bliska, Wyd. Znak, Kraków 2018.

czwartek, 5 lipca 2018

Koszmar manipulacji na co dzień (D. Magariel, Nasz chłopak)

Choć Magariel sięga po literacko wyeksploatowany temat przemocy domowej, to jednak nie ma tutaj ani szantażu emocjonalnego, ani sentymentalizmu, ani epatowania okrucieństwem. To bardzo ważna cecha tej prozy – panowanie nad emocjami, a przez to bardzo silne oddziaływanie za ich pomocą. Powieść ta, choć objętościowo skromna, bardzo dokładnie odtwarza proces uzależniania jednego człowieka od drugiego. Ojciec opuszcza matkę razem z dwoma nastoletnimi synami. Dla kobiety tylko pozornie jest to wyzwolenie. Choć doświadczała od męża przemocy i choć wszystko początkowo wskazuje na to, że się od mężczyzny uwolniła, tak naprawdę jest ciągle pod jego wpływem. Mamy więc do czynienia z ofiarami, które nie tylko są niszczone przez kata, ale również stają się marionetkami w grze, której reguł nie zna chyba nikt. Siłą tej historii nie jest wcale pokazanie tego, jak trudno się wyrwać spod władzy psychopaty. Te fragmenty, które wybrzmiewają najmocniej, dotyczą zdrady. Magariel pokazuje, że ojciec i mąż potrafi tak rozegrać daną sytuację, że brat występuje przeciwko bratu, syn przeciwko matce, matka przeciwko dzieciom. Najbardziej bolesny jest więc obraz samotności tych, którzy zostają zranieni, a następnie zgodnie z perfidnym planem uzależnienia ranią innych bliskich sobie ludzi.


Daniel Magariel, Nasz chłopak, przeł. Dobromiła Jankowska, Wyd. Pauza, Warszawa 2018.

środa, 4 lipca 2018

(Nie)przemijanie (K. Ryrych, Bombka babci Zilbersztajn)

Adresowana do młodych czytelników powieść Katarzyny Ryrych to bardzo udany przykład literatury nieoczywistej, edukującej bez moralizowania, wprowadzającej w trudne tematy w sposób delikatny i adekwatny do wieku odbiorców. To nie jedyne atuty publikacji. Warto również docenić poetyckość opisu, portretowanie dziecięcej naiwności przełamywanej gwałtownym zdobywaniem wiedzy o świecie, wreszcie przekonujące zrekonstruowanie złamania więzi międzyrówieśniczej oraz stworzenia więzi międzypokoleniowej. Bardzo klimatyczne jest miejsce, w którym rozgrywa się akcja powieści. Dowiadujemy się, że jest to budynek z długą historią, że dzisiaj jest tutaj pięknie, ale o tym, co było kiedyś, świadczą ślady po kulach na ścianach. Co bardzo istotne, autorka nie wprowadza opisów w sposób sztuczny, informacje te pojawiają się niejako przy okazji rozgrywania się poszczególnych scen. Nie ma tutaj fragmentów, które wyjaśniałyby w sposób szkolny nieoczywiste dla młodego czytelnika wątki. Kiedy więc brat głównej bohaterki używa słowa „Żydówa”, potrzebna jest rozmowa z kimś dorosłym. Kiedy między Niną a dziewczynką z szafy rodzi się specyficzna przyjaźń, a dwa nieprzystające do siebie światy na chwilę funkcjonują obok, dodatkowe wyjaśnienie zapewne również się przyda. Nie zaszkodzi i wtedy, gdy brat dziewczynki wspomni o żydowskim złocie, lub wówczas, gdy matka Niny zasugeruje, że informatorka ojca, pomagająca mu w uzupełnianiu brakujących faktów do książki naukowej, pochodzi z rodziny, która dla historii ulicy i jej mieszkańców zapisała się w sposób niechlubny. Powieść Ryrych sugestywnie oddaje przemijanie, ale i trwanie tego, co minęło. W pewnym więc sensie okazuje się metaforycznym zapisem odchodzenia w niepamięć i powracania właśnie dzięki pamięci.


Katarzyna Ryrych, Bombka babci Zilbersztajn, ilustracje: Anna Rudka, Wyd. Ezop, Warszawa 2018.