Zapraszam również na mój profil na Facebooku: https://www.facebook.com/bernadetta.darska

oraz na moje konto na Instagramie: https://www.instagram.com/bernadettadarska/

sobota, 31 grudnia 2016

Lektury obowiązkowe 2016

Mija rok 2016. Zanim zaczniemy cieszyć się tym, co w świecie literackim dopiero się wydarzy, zanim zaczniemy czekać na książki ulubionych autorów i zanim wydawnictwa zaskoczą nas odkryciami, które zechcemy uznać za swoje, zatrzymajmy się przy tym, co warto zapamiętać z kończącego się roku. Było trochę czytelniczych rozczarowań, trochę książek przereklamowanych, trochę tematów instrumentalnie wykorzystanych – ale nie o tym dzisiaj. Poniżej podaję tytuły książek zaliczonych przeze mnie do listy lektur obowiązkowych 2016 roku. Przypominam więc Państwu (i namawiam do zapamiętania) pięć polskich i pięć zagranicznych reportaży oraz pięć polskich i pięć zagranicznych powieści. Książki wymieniam w kolejności alfabetycznej, podając nazwę wydawnictwa i nazwisko tłumacza. Dobrego Nowego Roku!

 
Reportaż polski
1. Bożena Aksamit, Piotr Głuchowski, Zatoka świń (Agora);
2. Katarzyna Boni, Ganbare! Warsztaty umierania (Agora);
3. Artur Domosławski, Wykluczeni (Wielka Litera);
4. Justyna Kopińska, Polska odwraca oczy (Świat Książki);
5. Aneta Prymaka-Oniszk, Bieżeństwo 1915. Zapomniani uchodźcy (Czarne).



 
Reportaż zagraniczny
1. Kate Brown, Plutopia. Atomowe miasta i nieznane katastrofy nuklearne, przeł. Tomasz Bieroń (Czarne);
2. Adam Hochschild, Lustro o północy. Śladami Wielkiego Treku, przeł. Hanna Jankowska (Czarne);
3. Elizabeth Pisani, Indonezja itd. Studium nieprawdopodobnego narodu, przeł. Adam Pluszka (Czarne);
4. Hèctor Tobar, Ciemność. Niewypowiedziane historie o trzydziestu trzech mężczyznach uwięzionych pod ziemią i o cudzie, który ich uratował, przeł. Tomasz Bieroń (Dowody na Istnienie);
5. Ed Vulliamy, Wojna umarła, niech żyje wojna. Bośniackie rozrachunki, przeł. Janusz Ochab (Czarne).

 
Proza polska
1. Anna Cieplak, Ma być czysto (Wydawnictwo Krytyki Politycznej);
2. Jakub Małecki, Ślady (Sine Qua Non);
3. Stanisław Aleksander Nowak, Galicyanie (W.A.B.);
4. Jerzy Sosnowski, Sen sów (Wielka Litera);
5. Aleksandra Zielińska, Bura i szał (W.A.B.).







1. Richard Flanagan, Klaśnięcie jednej dłoni, przeł. Robert Sudół (Wydawnictwo Literackie);
2. Nino Haratischwili, Ósme życie (dla Brilki), tom 1 i 2, przeł. Urszula Poprawska (Otwarte);
3. Eka Kurniawan, Piękno to bolesna rana, przeł. Jędrzej Polak (Wydawnictwo Literackie);
4. Phillip Meyer, Syn, przeł. Jędrzej Polak (Czwarta Strona);
5. Viet Thanh Nguyen, Sympatyk, przeł. Radosław Madejski (Akurat).

piątek, 30 grudnia 2016

Zniszczenie ducha czy zniszczenie miasta? (A. Kluge, Nalot na Halberstadt 8 kwietnia 1945)

Kluge pokazuje, że nie trzeba wielu słów, by pokazać dramat ludzi skazanych na ostrzeliwanie z powietrza. Opisywane naloty niszczą nie tylko miasto w sensie topograficznym i materialnym, ale również zaburzają poczucie bezpieczeństwa i rytuały codzienności. Świetnym przykładem nierównej walki między chęcią zachowania pewnych schematów wpisanych w funkcjonowanie kina oraz nieuchronności tego, co przynoszą wrogie samoloty, jest zachowanie kierowniczki kinoteatru Capitol, pani Schrader. Ta stosunkowo krótka scena znakomicie pokazuje gotowość przetrwania, niechęć do przyjmowania do wiadomości faktu, iż katastrofa jest blisko, wreszcie absurdalne nieco poczucie, że ostateczność można zaczarować poprzez całkowite oddanie się temu, co porządkuje codzienność. Książka opisująca nalot na Halberstadt jest również próbą uchwycenia czasu zniszczenia dziejącego się triumfalnie tuż przed oficjalnym końcem wojny. Data zaakcentowana w tytule nie jest więc przypadkowa, a przerażenie, często niedane próby schronienia się przed nalotami, lęk dzieci szukających wsparcia dorosłych (warta uwagi scena nauczycielki i jej podopiecznych, którzy próbują sobie radzić w sytuacji zagrożenia) tylko wzmagają bezsilność tych, którzy próbują przeżyć. Ofiary, niezależnie od tego, jakiej są narodowości i jakie mają poglądy, zawsze wydają się bezradne, przegrane, niesłusznie zaatakowane. Naprzeciwko nich mamy agresorów, a więc pilotów, którzy przeprowadzają śmiercionośny nalot na miasto. Konkretne, często dramatyczne przeżycia zderzone zostają z pracą, w której wiele jest z mechanicznych, wyuczonych działań. Kwestia ta zostaje zresztą podniesiona w posłowiu. Kluge proponuje czytelnikom książkę specyficzną, przypominającą nieco notatnik, w którym znajdzie się miejsce na zdjęcia, osobiste portrety, obiektywne diagnozy, zapiski dotyczące typu uzbrojenia i sposobu prowadzenia działań wojennych, wreszcie zdania, które wiele mają wspólnego z ponadczasowymi sentencjami dotyczącymi wielkości i małości człowieka jako takiego. To publikacja warta uwagi, bo tak sportretowana perspektywa przeżywania czasów niebezpiecznych nie jest wcale oczywista, a konkretne sceny bardzo mocno sugerują ostateczną równość wszystkich w obliczu śmierci (np. dzielenie się dwóch kobiet zwęglonymi zwłokami, bo ich mężowie stracili życie w tym samym miejscu, przebywając blisko siebie).


Alexander Kluge, Nalot na Halberstadt 8 kwietnia 1945, przeł. i posłowie: Arkadiusz Żychliński, Wyd. Ossolineum, Wrocław 2016.

czwartek, 29 grudnia 2016

Skutki manipulacji (J.C. Oates, Ofiara)

Po powieści Joyce Carol Oates można sięgać w ciemno. Nie zawiedzie się ani ten, kogo interesują historie zwykłych ludzi, ani ten, kto zaciekawiony bywa wydarzeniami, które niszczą lub totalnie przewartościowują cudze życie, ani fani po prostu dobrych, trzymających w napięciu opowieści, ani wielbiciele skomplikowanych psychologicznie sytuacji, które pojawić się mogą zawsze, nawet wówczas, gdy próbujemy się przed nimi chronić. W odautorskim posłowiu pisarka zaznacza, iż powieść „Ofiara” powiązana jest z inną jej książką pt. „Oni”. Można by również w tym miejscu przywołać objętościowo niepozorny, za to niezwykle bogaty w sensy, utwór „Gwałt”. Sytuacja wyjściowa wydaje się oczywista i literacko dość wyeksploatowana. Zrozpaczona matka chodzi po ulicach i szuka swojej zaginionej nastoletniej córki. Sybilla, bo tak ma na imię czternastolatka, zostaje znaleziona w piwnicy fabryki konserw rybnych, związana, pobita, z wypisanymi na ciele rasistowskimi obelgami, wymazana ekskrementami i zakrwawiona. Nauczycielka, która ja znajduje, ustala, że dziewczynka została zgwałcona, była terroryzowana, a w trakcie dość kuriozalnego przesłuchania wychodzi na jaw, że oprawcami byli biali policjanci. Zważywszy na fakt, iż Sybilla jest czarnoskóra, dzielnica, w której mieszka, nie należy do najbezpieczniejszych, a rodzinie, w której się wychowuje, nieobca jest przemoc, kontekst rasistowski wydaje się jedynie przypieczętowaniem wielu odsłon dyskryminacji. Szybko jednak okazuje się, że sprawa nie jest tak jednoznaczna, jak mogłoby się wydawać, a pytanie, kto w tej historii jest prawdziwą ofiarą i jakiego rodzaju, staje się kluczowe dla rozwoju akcji. Oates nie pozwala na łatwe odpowiedzi. Autorka bardzo sugestywnie portretuje histeryczne zachowanie matki Sybilli, znakomicie oddaje dojrzałość i dziecięctwo dziewczyny, wokół której wzmaga się zainteresowanie mediów i otoczenia. Na uwagę zasługuje odtworzenie siły, jaką ma plotka oraz pomówienie, a także interesujący portret mężczyzny, który postanawia wykorzystać tragedię do własnych celów. Powieść Oates to nie tylko fascynujący portret dramatu, który nie musiał się wydarzyć, ale został zwielokrotniony za sprawą kłamstwa. Ofiar w tej historii jest dużo więcej niż uprzedmiotowiona Sybilla. Właściwie każdy, kto pośrednio lub bezpośrednio zetknie się ze sprawą, poniesie konsekwencje, które wpłyną negatywnie na jego życie.


Joyce Carol Oates, Ofiara, przeł. Tomasz Kłoszewski, Wyd. W.A.B., 2016.

środa, 28 grudnia 2016

Zapisać, by opowiedzieć tym, którzy nie wiedzą (M. Niezabitowska, W twoim kraju wojna!)

Lektura dziennika Małgorzaty Niezabitowskiej to nie tylko okazja, by powrócić za sprawą lektury do wydarzeń okresu stanu wojennego, ale również pretekst do rozważań na temat skuteczności i możliwości przekazywania informacji z – tak to ujmijmy – odciętego od innych kraju. Używając określenia „okazja” nie mam, co oczywiste, na myśli ekscytowania się tymi smutnymi czasami, ale raczej potrzebę przypomnienia sobie przygnębiającej zwyczajności tamtego okresu, nadziei ludzi, którzy chcieli coś robić i próbowali działać, wreszcie wielkości dalekiej od chętnie przywoływanej współcześnie martyrologii i patetyczności. Prywatne zapiski Niezabitowskiej to ciekawy pretekst do rozważań dotyczących podmiotu mówiącego w literaturze autobiograficznej. Część zapisków autorki powstaje pod męskim pseudonimem i w takiej formie trafia na Zachód. To nie jedyna odważna kobieta okresu „Solidarności”, która właśnie udając mężczyznę staje się wyjątkowo skuteczna. W książce natkniemy się nie tylko na owe kreacyjne częściowo w kontekście osoby mówiącej notatki, ale również na zapiski dokumentujące życie Niezabitowskiej i jej męża, fotografa Tomasza Tomaszewskiego. Zdjęcia obojga zamieszczone w książce to znakomite uchwycenie atmosfery panującej wśród tych, którzy nie chcieli żyć w takiej rzeczywistości, jaką fundował im komunizm. Na szczególną uwagę zasługuje uczynienie walki częścią codzienności. Spotkania z przyjaciółmi przeradzały się w debaty polityczne, wzmocnieniu ulegały więzi międzyludzkie, działanie było częścią życia, potrzeba walki wymuszała aktywność i oprotestowywanie rzeczywistości. Niezabitowska zarówno wtedy, gdy pisze jako mężczyzna, jak i wówczas, gdy decyduje się na notowanie w swoim imieniu, nie unika pokazywania tego, jak przymus odczuwany w przestrzeni publicznej intensyfikuje smutek i rozpacz w prywatności. Dzięki temu jej opowieść pozostaje przekonująca – intymna, ale i polityczna zarazem.


Małgorzata Niezabitowska, W twoim kraju wojna!, Wyd. Ośrodek Karta, Warszawa 2016.

wtorek, 27 grudnia 2016

Przyjaźń czy przyzwyczajenie? (A. Fryczkowska, Sześć kobiet w śniegu (nie licząc suki))

Od jakiegoś czasu równie interesującą (a czasami nawet bardziej) lekturą jak powieści są blurby i informacje podawane przez wydawnictwa na skrzydełkach i czwartej stronie okładki. Nie inaczej jest w tym przypadku. Uwagę zwraca zdjęcie autorki będące efektem profesjonalnej sesji zdjęciowej. To strategia warta docenienia, zwłaszcza że w tym akurat wypadku portret pisarki wydaje się spójny z tym, co prezentuje „na żywo”. Dużo gorzej jest z notką biograficzną. Stwierdzenie: „Najbardziej obiecujące nazwisko polskiej literatury popularnej” brzmi co najmniej absurdalnie, zważywszy na poziom uprawianej przez Fryczkowską literatury, popularność jej powieści oraz ilość wydanych książek. Dziwi również eksponowanie modnego podobno na Zachodzie określenia domestic noir, które u nas jednak nie za bardzo się przyjęło. To chyba dobrze, bo modelowym wzorcem tej odmiany kryminału miała być słaba i przereklamowana powieść „Dziewczyna z pociągu”. Fryczkowska, na szczęście, nie pisze tak, jak Paula Hawkins, a jej znakiem rozpoznawczym nie są mdłe historyjki z infantylnymi bohaterkami w roli głównej, ale poczucie humoru, autoironia, niebanalne skojarzenia, gotowość mierzenia się z nieoczywistymi w kontekście tzw. prozy kobiecej tematami. Cechy te widać również w najnowszej powieści pisarki. Fryczkowska chętnie gra konwencjami literackimi, filmowymi i skojarzeniami rodem z życia literackiego. Jej bohaterki nie bez powodu zaczynają w którymś momencie przywoływać różnego rodzaju teksty kultury, które okazują się adekwatnym kontekstem dla sytuacji, w jakiej przyjaciółki się znajdują. Tytuł „Sześć kobiet w śniegu (nie licząc suki)” kojarzy się w sposób oczywisty z filmem „8 kobiet”. Pisarka odrobiła też lekcję z lektury Agathy Christie i konwencji przez nią stosowanych. Odwołuje się do znanego motywu wariatki na strychu. Nawiązuje również do medialnego wizerunku popularnej autorki kryminałów Katarzyny Bondy. To nie jedyne skojarzenia, które mogą się pojawić. Sama sytuacja wyjściowa jest dość banalna. Kilka przyjaciółek, a właściwie – jak się okaże w miarę rozwoju akcji – koleżanek z przyzwyczajenia, spotyka się w domu jednej z nich. Nie jest prawdą to, co stwierdza na okładce wydawca, a mianowicie, że „bawią się nie najgorzej”. Cały czas między nimi iskrzy, a za deklarowaną sympatią kryje się wiele niechęci i złośliwości. Kiedy jedna z nich zostaje znaleziona martwa, szybko okazuje się, że morderczynią może być tylko jedna z nich. Która? Fryczkowska nie opowiada tak naprawdę o kobiecej przyjaźni, choć ostatecznie, czego nietrudno się domyślić, właśnie kobiecy sojusz zatriumfuje. Tak naprawdę obnaża, akceptowany przez wszystkie uczestniczki imprezy, koszmar udawanej przyjaźni, w której bliska osoba może zranić, zdradzić, wyśmiać i wykorzystać do tego, by samemu osiągnąć więcej. Autorka nie zostawia czytelnika w krzepiącym przekonaniu, że kiedy kobiety trzymają się razem, to mogą wszystko i ze wszystkim sobie poradzą. Sposób, jaki bohaterki wynajdują, by uciec przed odpowiedzialnością, nie ma w sobie nic oczyszczającego. Pokazuje, że opisywane kobiety są w stanie zjednoczyć się tylko pozornie dla dobra jednej z nich. Najbardziej interesuje je własny święty spokój, a takie kwestie jak dobro i zło, odpowiedzialność i bezkarność, sprawiedliwość i zemsta są tylko pustymi słowami. Pozornie banalna sytuacja wyjściowa urasta więc w tzw. międzyczasie do rangi dużo istotniejszej. Happy end pozostawia bowiem i bohaterki, i czytelników skonfundowanych łatwością decydowania o cudzym losie i trudnością zapanowania nad własnym życiem.


Anna Fryczkowska, Sześć kobiet w śniegu (nie licząc suki), Wyd. Burda Książki, Warszawa 2016.

sobota, 24 grudnia 2016

Wesołych Świąt!

Wszystkim odwiedzającym tę stronę życzę dobrych, spokojnych, radosnych Świąt! Z bliskimi i z książkami – aby był czas na spotkania z ludźmi i z odkładanymi na później lekturami!


piątek, 23 grudnia 2016

Polec czy przetrwać? (H.H. Kirst, 8/15)

Jak zostaje wyjaśnione na początku książki, tytułowe określenie odnosi się do ciężkiego karabinu maszynowego, który mimo unowocześniania, pozostał właściwie taki sam. W efekcie popularne stało się przywoływanie wspomnianych cyfr dla skwitowania, iż wszystko jest jak zwykle tak samo. Owa nieuchronność odradzania się pewnych schematów zachowań okazuje się ważnym punktem odniesienia dla wydanej w latach pięćdziesiątych XX wieku trylogii Kirsta. Głównym bohaterem powieści jest Herbert Asch. Poznajemy go na różnych etapach życia żołnierskiego i prywatnego. Choć tytuły poszczególnych części: „Awanturnicza rewolta bombardiera Ascha”, „Osobliwe przygody wojenne żołnierza Ascha”, „Niebezpieczny tryumf wojskowy żołnierza Ascha” mogą sugerować dowcipny charakter opowieści, trudno oprzeć się wrażeniu, iż tak naprawdę ta lekka z pozoru historia o buntującym się przeciwko bezmyślności młodym mężczyźnie ma w rzeczywistości bardzo mroczny i pacyfistyczny wydźwięk. Kirst pisze epicki manifest przeciwko wojnie, okrucieństwu, żołnierskiemu drylowi, posłuszeństwu, które niszczyć ma inteligencję i indywidualność, wreszcie przeciwko łatwości, z jaką dowódcy decydują o losie swoich podwładnych. Niezależnie od tego, czy Asch przebywa w koszarach i protestuje przeciwko fali wojskowej, czy walczy na froncie, opierając się pseudobohaterstwu i narażaniu życia swojego i innych na pokaz, czy próbuje ukarać tych, którzy mają na swoim koncie zbrodnie, a nadzwyczaj łatwo udają zwolenników aliantów, zawsze mamy do czynienia z niezwykle inteligentnym, czasami złośliwym, błyskotliwym obnażeniem głupoty, biurokratycznego bałwochwalstwa, buty i chętnego uprzedmiotowiania żołnierzy stojących niżej w hierarchii. Kirst nie tylko za pomocą perypetii przeżywanych przez głównego bohatera, ale i dzięki przeżyciom wyraziście rozrysowanych postaci drugoplanowych, pokazuje, jak groźni bywają ludzie, dla których najważniejsze są regulaminy i rządy dzięki nim sprawowane. Powieść tę powinni przeczytać wszyscy ci, dla których wojna kojarzy się z czymś pozytywnym. Kirst, który przecież sam był żołnierzem, udowadnia, że łatwo jest entuzjazmować się walką jedynie wtedy, gdy za nic mamy życie i cierpienie innych, a rozlew krwi fascynuje nas w chory sposób. Zwykli żołnierze, którzy najbardziej narażają się na niebezpieczeństwo, chcą tylko przetrwać i wrócić do rodzinnych domów. Umieranie za ojczyznę to nośne hasło propagandowe, na polu walki nie sprawdza się jednak w żaden sposób. Na szczęście, w świecie opisanym przez autora natkniemy się również i na rozsądnych dowódców, takich, którzy rozumieją, że w obliczu śmierci nie regulaminy są najważniejsze, ale umiejętność i możliwość ochronienia siebie i kolegów. Ponadczasowe.


Hans Hellmut Kirst, 8/15, przeł. Jacek Frühling, Wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 2016.

czwartek, 22 grudnia 2016

Pamięć i przekraczanie granic (M. Czubaj, R.I.P.)

Druga część serii kryminalnej z Marcinem Hłaską w roli głównej z pewnością nie zawiedzie tych, którzy znają „Martwe popołudnie”, a nowych czytelników zachęci tylko do dalszych spotkań z twórczością autora. Choć Mariusz Czubaj decyduje się tym razem na dość ryzykowny formalnie krok, proponuje bowiem „połączenie czarnego kryminału z westernem”, to udaje mu się wyjść zwycięsko z wszystkich tych momentów, które mogłyby ów projekt uczynić sztucznym i niewiarygodnym. Lekkość pióra, panowanie nad fabułą, dyskretniejszy niż zwykle humor, mroczny świat mazurskiej prowincji, znaczące gesty tych, którzy samotnie się mszczą, wreszcie przekonujące połączenie tajemnic rodem z teraźniejszości z tymi, które należą do przeszłości, sprawiają, iż powieść tę czyta się doskonale. Wspomniana westernowa konwencja nie tylko nie wydaje się dziwna, ale okazuje się całkiem uzasadniona. Niektóre zakątki Mazur przypominają trochę Bieszczady sprzed lat. Nie chodzi, oczywiście, o ukształtowanie terenu, ale o romantyczną legendę miejsca, do którego równie chętnie ciągną hipisi, barwne osobowości, artyści, jak i wszelkiego rodzaju szumowiny. Czubaj interesująco portretuje również władzę sprawowaną przez miejscowego bossa. Trzyma on wszystkich w szachu, nikt mu nie podskoczy, oficjalnie ma za nic prawo, a policjanci są na jego każde wezwanie. Przyjazd Hłaski na Mazury i wypytywanie o zaginięcie pewnej dziewczyny wiążą się z jeszcze jedną ważną kwestią. Bohater ma wszelkie podstawy, by przypuszczać, że odkrywając tajemnice owego bossa, trafi również na odpowiedź na pytanie, w jaki sposób i dlaczego zginął przed laty jego ojciec. Do wyjazdu mobilizuje go tak naprawdę sprawa prywatnego śledztwa, równolegle jednak zamierza dowiedzieć się, co stało się z dziewczyną, która zniknęła bez śladu. Walka, której jesteśmy świadkami, to walka na śmierć i życie. Nie cofną się przed niczym ci, którzy są na usługach miejscowego bossa, nie wycofa się Hłasko, nie zawaha się przed ostatecznymi gestami i ten, kto budzi postrach, jest skuteczny, ale nie ujawnia swojego imienia. Motyw tajemniczego i samotnego mściciela zostanie przez Czubaja wykorzystany na różne sposoby. Konieczność wejścia w tę rolę wiązać się będzie nie tylko z wydarzeniami z teraźniejszości, okaże się również istotnym zobowiązaniem w kontekście przeszłości, o której dowie się Hłasko. Źródłem ważnych podpowiedzi staną się tzw. skalpy, które będzie miał okazję zobaczyć bohater. Materialne ślady po tych, którzy zniknęli, staną się stymulatorem działań zdeterminowanych przekonaniem, że prawda o nieznanych faktach z biografii najbliższych musi wreszcie wyjść na jaw.


Mariusz Czubaj, R.I.P., Wyd. Albatros Andrzej Kuryłowicz, Warszawa 2016.

środa, 21 grudnia 2016

Wysłuchanie (N. Göle, Muzułmanie w Europie. Dzisiejsze kontrowersje wokół islamu)

Książka Göle może stać się ciekawym pretekstem do dyskusji na temat tego, jak chętnie etykietujemy wszystkich, którzy wyznają islam jako potencjalnych terrorystów. Niezależnie od różnych innych uprzedzeń ostatnio właśnie takie założenie dominuje i jest szczególnie krzywdzące dla osób w żaden sposób nieutożsamiających się z fanatyczną wersją własnej religii. Rozmowy ze zwykłymi ludźmi, pokazanie różnych perspektyw, sportretowanie „europejskości” wielu muzułmanów, odsłonięcie paradoksów związanych z zewnętrznymi atrybutami religijności oraz zaakcentowanie wielości tkwiącej w podejściu do tradycji i otwieraniu się na nowoczesność – wątki te zostają w książce zaakcentowane. Prowadzonym badaniom terenowym towarzyszy chęć zrozumienia, otwartość, gotowość wysłuchania tego, co świadczy o innym postrzeganiu rzeczywistości i co umożliwia zrealizowanie potrzeby funkcjonowania w idei współistnienia wielu kultur. Szczególnie interesujący jest wątek wyraźnego oprotestowania aktów terrorystycznych i odcięcia się od tych, którzy zabijają niewinnych ludzi. Tak wyraźnie wyartykułowana niechęć do przemocy w pewnym sensie staje się pretekstem do rozmawiania na temat tego, co oferuje wyznawana wiara i jak odmienne mogą być jej interpretacje. Muzułmanie przeciwstawiający się terroryzmowi jako dominujący przekaz wiary uznają miłość i ubolewają na tym, że poprzez lęk wzbudzany przez terrorystów islam kojarzy się z nienawiścią. Na uwagę zasługują również takie biografie muzułmanek i muzułmanów, które łączą korzystanie ze zdobyczy cywilizacyjnych i zdobywanie kolejnych etapów wykształcenia z chęcią ubierania się w taki sposób, który odnosi się do tradycji i może być postrzegany jako konserwatywny. To, co wydaje się istotne, sprowadza się do gotowości i chęci rozmowy. Przedstawienie sylwetek zwykłych muzułmanów pozwala na oddanie głosu tym, których często skazuje się na milczenie i których chętnie stereotypowo kwalifikuje się do grup budzących w wielu ludziach niechęć. Tymczasem odsłonięcie pojedynczych biografii pozwala dostrzec w Innym sąsiada i Europejczyka.


Nilüfer Göle, Muzułmanie w Europie. Dzisiejsze kontrowersje wokół islamu, przeł. Maryna Ochab, Wyd. Karakter, Kraków 2016.

wtorek, 20 grudnia 2016

Wołyń jako temat nie wystarczy (S. Zientek, Kolonia Marusia)

Powieść Sylwii Zientek okazuje się dobrym pretekstem do rozważań na temat chybionych koncepcji promocyjnych. Ci, którzy zatrzymają się przy notce biograficznej autorki, dowiedzą się na przykład, że „debiutowała w 2012 roku nominowaną do Literackiej Nagrody Europy Środkowej „Angelus” powieścią Złudzenia, nerwice i sonaty”. Nie jest to prawda, ponieważ książka została zgłoszona do nagrody i zakwalifikowano ją do dalszego rozpatrywania za sprawą spełniania wymogów formalnych. Chodzi o regulaminowy etap pierwszy polegający na „weryfikacji nadesłanych książek pod względem zgodności z kryteriami przyjętymi w regulaminie nagrody”. Owego debiutanckiego tytułu nie ma więc ani w nominowanej czternastce, ani w siódemce finalistów. Warto ów fakt zaakcentować, bo to nie jedyna pisarka, w której biografii znajduje się rzekoma nominacja do Angelusa. Wydawnictwa podchodzą do tego zafałszowania z dużą niefrasobliwością, a szkoda. We wspomnianej notce biograficznej nie znajdziemy również informacji, iż mamy do czynienia z przedstawicielką tzw. literatury kobiecej i że twórczość autorki przynależy do literatury popularnej. Zabieg ten zapewne promocyjnie przemyślano, jednak gdyby ów fakt zaakcentowano, najnowsza powieść Zientek być może wybrzmiałaby nieco inaczej. Dziwi też decyzja o wybraniu na okładkę przerysowanego, przewidywalnego, kiczowatego w swojej oczywistości zdjęcia. Taki projekt kieruje z kolei odbiorcę w stronę literatury popularnej, choć opisy książki i deklaracje autorki od takiego zakwalifikowania wyraźnie się dystansują. „Kolonia Marusia” to miejscami udana realizacja popowego przedstawienia tematu rzezi wołyńskiej, rozpatrywana jednak w wyższych rejestrach zasługuje na ocenę dużo bardziej negatywną. Nie jest to na pewno inna wersja „Małej Zagłady”, choć ów literacki projekt poprzez rozpracowywanie dziedziczenia traumy, wątki autobiograficzne i kobiecy ciąg pamięci zapośredniczonej próbuje funkcjonować w podobnych kontekstach. Historia babki i matki autorki, kobiet uratowanych z wołyńskiej rzezi, i naznaczonych jej obrazami na całe życie z pewnością zasługuje na uwagę. Problem w tym, że autorce nie udaje się przekonująco umieścić siebie – wnuczki i córki – we wspomnianym kobiecym przejmowaniu i przekazywaniu cierpienia. Doświadczenia narratorki brzmią dość pretensjonalnie i naiwnie, wychodzi w nich wszystko to, co może negatywnie definiować tzw. prozę kobiecą. Fakty, choć poruszające, nie wystarczą, by uczynić z nich dobrą literaturę. „Kolonia Marusia” pozostaje więc całkiem przeciętną próbą zmierzenia się w powołyńską traumą w wersji pop. Szkoda tylko, że próbuje się czytelnikom sugerować, że chodzi o coś więcej niż przewidywalna w swojej wymowie próba pogodzenia się z demonami przeszłości odziedziczonymi po matce i babce.


Sylwia Zientek, Kolonia Marusia, Wyd. W.A.B., Warszawa 2016.

niedziela, 18 grudnia 2016

Uważność (J. Bocheński, Blog)

Blogowe notatki Jacka Bocheńskiego okazują się z jednej strony intrygującymi felietonami ze świata na pograniczu kultury i zwyczajności, ale też dowcipnym, nieco nostalgicznym, błyskotliwym komentarzem do rzeczywistości przeżywanej i obserwowanej. Na czwartej stronie okładki znajdziemy znaczącą informację biograficzną, a mianowicie przypomnienie, iż autor zaczął prowadzić swój blog tuż przed osiemdziesiątą trzecią rocznicą urodzin. W pewnym więc sensie ów nowoczesny gest można potraktować jako deklarację elastyczności w stosunku do nowych technologii i jednoczesnej wierności zasadom, które pozostają niezmienne od lat. To połączenie otwartości na współczesność przy jednoczesnym szacunku do pozytywnie pojmowanej tradycji okazuje się motywem, który powraca. Książkę Bocheńskiego można więc z powodzeniem czytać jako notatki z życia intelektualisty. Autor pozostaje człowiekiem z pasją, jednocześnie jednak nie ukrywa, że obyczaje rządzące dzisiaj światem wydawniczym bywają co najmniej kuriozalne. „Blog” jest również ciekawym uzupełnieniem rozmowy, jaką przeprowadziła z Jackiem Bocheńskim do tomu „Nie ma się czego bać. Rozmowy z Mistrzami” Justyna Dąbrowska. Autor przewrotnie traktuje swoje spotkania z ludźmi, podchodząc do nich w sposób typowy dla pisarskiego wynajdywania osób i rzeczy ciekawych, ale i z przymrużeniem oka. Interesują go związki literatury z biografią, jest również uważnym obserwatorem tego, co dzieje się w społeczeństwie. Symptomatyczna dla tych ostatnich spostrzeżeń staje się zapadająca w pamięć postać wiecznie narzekającego sąsiada.


Jacek Bocheński, Blog, Wyd. Agora, Warszawa 2016.

sobota, 17 grudnia 2016

„Będziemy żyć!” (V.T. Nguyen, Sympatyk)

„Sympatyk” rozpoczyna się jak powieść sensacyjna, a kończy jak psychologiczny dramat o zacięciu bliskim reportażowi. Nieco nostalgiczne, choć dramatyczne w swojej wymowie obrazki z ewakuacji Sajgonu, pozwalają przypuszczać, iż właśnie fakt bycia szpiegiem stanie się kluczowy dla rozwoju akcji. Tak się, oczywiście, dzieje, jednak w nieco innym stylu niż sugerowałby ów wspomniany powyżej sensacyjny ton. Malownicze sceny schyłku pewnej epoki zderzone zostają z trudnościami doświadczeń związanych z byciem na emigracji. Pożegnanie z Sajgonem i odlot samolotem, w którym ilość miejsc jest ograniczona, inicjują konieczność dokonywania wyborów i dbania o wiarygodność własnego wcielenia. Dotyczy to nie tylko głównego bohatera, który towarzysząc generałowi południowowietnamskiej armii, pozostaje nieustannie i wiernym sprzymierzeńcem, i zdrajcą. Tożsamościowy status narratora każe również przypuszczać, iż mamy do czynienia z biografią modelową. W wersji lżejszej, mniej spektakularnej zdrada i wierność w jednym oraz bycie w ciągłym rozkroku między Stanami Zjednoczonymi a Wietnamem stają się przeżyciem wszystkich, którzy pojawiają się w tej opowieści. Przekroczenie granic i unieważnienie różnic jest natomiast dziełem tylko głównego bohatera. Kapitan nie jest do końca ani Wietnamczykiem, ani Europejczykiem. Jako syn białego jest nazywany w Wietnamie bękartem oraz skazuje się go na liczne upokorzenia. Jako dziecko Wietnamki doświadcza pogardy ze strony Amerykanów. Sceny związane z kręceniem filmu oraz instrumentalne wykorzystanie dramatu narodu są tego znakomitym dowodem. Brak zakorzenienia wiąże się również z wykonywanym zadaniem. Szpiegowanie wrzuca go w ciągłość niepewności. Kiedy swoją uprzywilejowaną pozycję zamienia na status więźnia w obozie reedukacyjnym, doświadcza nie tylko traumy i cierpienia, ale również musi na nowo zapytać siebie i bliskich o granice przyjaźni, wierności, prawdy i poświęcenia. Ostatecznie więź łącząca trzech mężczyzn od lat szkolnych zostaje brutalnie podważona. Jej istnienie to zaledwie cień tego, co było, a do tego cień mało wiarygodny, bo ledwo widoczny w przymusie odgrywania swoich ról i przymusie wierności polityce.


Viet Thanh Nguyen, Sympatyk, przeł. Radosław Madejski, Wyd. Akurat, Warszawa 2016.

piątek, 16 grudnia 2016

Rozmowa jako szansa (Z. Bauman, Obcy u naszych drzwi)

Esej Baumana to głos w sprawie, która potencjalnie obchodzi wszystkich. Niezależnie od tego, jak bardzo dotyczy nas problem uchodźców, wyjątkowo chętnie wypowiadamy się na temat tych, którzy szukają lepszego życia w Europie. Badacz nie ukrywa, że owa powszechność sądów i zaangażowanie w problem niesie ryzyko, ale i oferuje szansę. Ryzyko, bo wraz z medialnym nagłośnieniem kwestii uchodźców wzrastają nastroje nacjonalistyczne i ujawniane są poglądy rasistowskie. Szansę, bo przez zmianami zachodzącymi w społeczeństwie nie uciekniemy. Im szybciej poczujemy się odpowiedzialni także za tych, którzy nie są naszymi sąsiadami, a których chętnie traktujemy jako obcych, tym łatwiej zaakceptujemy zmiany, różnice i potencjał tkwiący w ruchu. Bauman rekonstruuje łatwość i schematyczność praktyk związanych z wykluczaniem Innych oraz uznawaniem ich za tych gorszych. Akcentuje krzepiące poczucie wynikające z uznania kogoś za „odpad”. Dzięki świadomości, że komuś jest trudniej, nasza rzeczywistość okazuje się łatwiejsza do zaakceptowania. Jeśli Inny cierpi bardziej, my cierpimy mniej. Socjolog pokazuje zależność wynikającą z hierarchizowania poszczególnych grup w społeczeństwie oraz konsekwencje używania słów, które mają służyć odczłowieczeniu i napiętnowaniu. Język okazuje się w tym rozpoznaniu kluczowym punktem odniesienia. Nie tylko może sankcjonować nienawiść i wykluczać, ale również daje nadzieję na porozumienie. Ponieważ każda rozmowa jest czymś ruchomym i poddającym się zmianie, szansa rozpoznania dającego przestrzeń do życia obu stronom konfliktu staje się czymś realnym. Nie izolacja jest gwarancją bezpieczeństwa, ale – tak sugeruje Bauman – otwarcie się na wyzwania i zmierzenie się z nimi. Rozwiązaniem nie jest konfrontacja oparta na uprzywilejowaniu części społeczeństwa, lecz konsekwentna próba zrozumienia zmian zachodzących na świecie oraz niewyrzekanie się wiary w drugiego człowieka. Ostatecznie więc esej socjologa można uznać za projekt przyszłości. Tekst ten stanowi bowiem próbę znalezienia wyjścia z impasu, w którym tkwimy z powodu własnej obojętności, niechęci oraz swobodnego i wybiórczego traktowania etyki.

Zygmunt Bauman, Obcy u naszych drzwi, przeł. Weronika Mincer, Wyd. PWN, Warszawa 2016.

czwartek, 15 grudnia 2016

Czy odrodzenie jest możliwe? (N. Haratischwili, Ósme życie (dla Brilki) Tom II)

Tych, którzy znają pierwszy tom znakomitego „Ósmego życia (dla Brilki)”, nie trzeba zachęcać, by sięgnęli po tom drugi. Jeśli jednak znajdą się tacy, którzy mają jeszcze wątpliwości, czy tę wspaniałą sagę gruzińskiej rodziny czytać, konieczne będzie zapewnienie, że powieść to faktycznie szczególna. Intrygująco oddaje paradoks niszczenia zwykłego człowieka przez Wielką Historię i z dużą wrażliwością pokazuje skomplikowane relacje rodzinne, w których miłość miesza się z nienawiścią, chęć ucieczki z tęsknotą za powrotem, a przebaczenie z pielęgnowaną niechęcią. W drugim tomie poznajemy losy rodziny Jaszich aż do czasów współczesnych. Tytułowa Brilka staje się nadzieją na odczarowanie ciążącej nad rodziną klątwy, a także szansą na odrodzenie się po tym, jak wydawało się, że śmierć przyszła jeszcze za życia. Młoda dziewczyna, która chce poznać przeszłość rodziny, ale jednocześnie wierzy w jej przyszłość, okazuje się potencjałem, który może zostać wykorzystany. Symbolicznie ożywia naznaczoną wieloma dramatami rodzinę i zmusza jej członków do przewartościowania tych wspomnień, które wydawały się w sposób jednoznaczny oczywiste. Dzięki Brilce, tak można powiedzieć, rodzi się chęć utrwalenia losów przodków, przymus zapisania ich historii, gotowość zmierzenia się z tematami trudnymi, wstydliwymi, ale i pięknymi, odwaga w odkrywaniu własnych korzeni. Słowo, które utrwala, zamienia się więc w rodzaj ocalenia – eliminuje ciężar win i otwiera na możliwości tkwiące w tym, co dopiero nadejdzie. Haratischwili konsekwentnie koncentruje się na losach kobiet, pokazując nie tylko ich siłę, ale i słabość. Biografie kolejnych przedstawicielek rodu Jaszi to z jednej strony zbiór niepowtarzalnych osobowości, z drugiej życiorysy, w których odsłania się pewna powtarzalność. Widać bowiem powracającą tendencję do autodestrukcji, pęd za niezależnością za wszelką cenę, łatwość ranienia osób bliskich i trudność w oddzieleniu miłości od nienawiści. Nie dziwi więc fakt, że największe rany zadają bohaterkom ci, którzy ich kochają. Zdarza się nawet, że najbardziej okrutni okazują się ci, z którymi łączą je więzy rodzinne. Czas ostatecznie bywa jednak częściowo życzliwy – obok tych, którzy odchodzą z tego świata, pojawiają się duchy, które pomagają przejść tam, gdzie króluje śmierć. Ten barwny i wzruszający portret niełatwej dwudziestowiecznej historii wpisuje się w tendencję pokazywania tego, co polityczne i kwalifikujące się do typowych podręczników, przez pryzmat przeżyć zwykłych ludzi. Dramaty jednostki w takim zderzeniu są czymś o wiele istotniejszym od decyzji polityków i postanowień rządów. Cierpienie obywatela bardziej bowiem zasługuje na pamięć niż zwycięstwo tego, do kogo należy władza.


Nino Haratischwili, Ósme życie (dla Brilki) Tom II, przeł. Urszula Poprawska, Wyd. Otwarte, Kraków 2016.

środa, 14 grudnia 2016

Klasowość błędów dorastania (A. Cieplak, Ma być czysto)

Powieściowy debiut Cieplak to bardzo interesująca proza. Autorka opisuje codzienność młodych ludzi z dużą wrażliwością i świadomością istnienia różnic społecznych. Choć w blurbach zamieszczonych na czwartej stronie okładki pojawia się określenie „gimbaza” dla zdefiniowania grupy wiekowej i specyfiki głównych bohaterów, uznanie książki Cieplak tylko za próbę sportretowania współczesnej młodzieży byłoby zbyt dużym uproszczeniem. Dużo ważniejsze od powyższego przyporządkowania są bowiem problemy opisywane przez autorkę – zindywidualizowane poprzez powiązanie z konkretnymi postaciami, ale i uniwersalne, bo odsłaniające specyfikę dorastania jako takiego. Istotna dla odczytania powieści staje się dedykacja umieszczona na początku książki: „Dziewczynom, o których mówi się źle”. Cieplak na pierwszym planie umieszcza właśnie nastolatki, pokazując płytkość i powagę przeżywanych przez nie problemów. Banalnym rozmowom o chłopakach i podobaniu się płci przeciwnej towarzyszy konieczność przyspieszonego dorastania. Gwarancją podtrzymania zainteresowania rówieśniczek jest bowiem mówienie nie tylko o spojrzeniach, co przede wszystkim o seksie. Autorka w bardzo interesujący sposób opisuje, w jaki sposób rodzi się plotka i jakie może mieć konsekwencje w zależności od tego, kogo dotyczy. Raz uruchomiona wersja wydarzeń, nawet jeśli jest fikcyjna, zaczyna żyć własnym życiem. Błędy młodości, a więc eksperymentowanie z używkami, decydowanie się na ryzykowne zachowania seksualne, wreszcie sprawdzanie własnej odwagi poprzez bycie na bakier z prawem, kończą się inaczej dla tych, za którymi mogą stanąć odpowiedni dorośli, inaczej dla tych, którzy nie mają wsparcia w rodzinie. Dzięki obnażeniu klasowości widocznej w traktowaniu dzieci oraz dyskryminującego założenia, iż prewencyjność kary w przypadku tych gorszych ma swoje uzasadnienie, autorce udaje się pokazać samotność młodych bohaterów i ich bezsilność w zderzeniu z systemem. Ponieważ bezradność i konieczność wkładania maski dotyczy w przypadku tej opowieści i nastolatek, i ich rodziców, książkę tę warto również docenić za udaną próbę zrekonstruowania relacji domowych – nie zawsze łatwych, często zmuszających dzieci do bycia bardziej dorosłymi od rodziców, nierzadko pokazujących, jak więź z synem lub córką staje się przedmiotem walki o władzę.


Anna Cieplak, Ma być czysto, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2016.

wtorek, 13 grudnia 2016

Relacje z koszmarów przeszłości (M.A. Koprowski, Wołyń. Wspomnienia ocalałych, tom I i II)

Dwutomowy zbiór relacji tych, którzy przetrwali rzeź wołyńską, otarli się o śmierć i widzieli lub wiedzieli od innych świadków o zbrodniach Ukraińców i planowanej eliminacji Polaków, to lektura ważna z kilku co najmniej powodów. Po pierwsze mamy do czynienia z rekonstrukcją biografii konkretnych osób. Opowiadają oni o swoim życiu, punktem zwrotnym swojej egzystencji czyniąc to, co wydarzyło się na Wołyniu. Ta pozorna linearność narracji wydaje się bardzo ważna. Pokazuje bowiem, jak wojna, mord i konieczność pogodzenia się z istnieniem okrucieństwa stają się częścią istnienia. Życie było bowiem i przed mordami ukraińskimi, i potem, kiedy doświadczona trauma tak bardzo ciążyła w codzienności. W pewnym więc sensie rzeź wołyńska zostaje wpisana w ciąg wydarzeń, nie jest opisem brutalności wyrwanym z kontekstu, lecz staje się częścią poszczególnych życiorysów. Można by więc powiedzieć, że dowiadywanie się także o tym, co było później, pozwala na zadanie pytania: jak żyć po ludobójstwie? Po drugie widzimy pewne schematy zachowań, które przy tego typu koszmarnych wydarzeniach, zwykle się powtarzają. Powracają więc obrazy niewiary w to, że sąsiedzi mogą zacząć zabijać, naiwnej ufności w ocalenie związanej ze słowem danym przez ukraińskiego znajomego/kolegę/sąsiada, powątpiewania w to, że mordowani będą również starcy, kobiety i dzieci. Przywoływane są przerażające sceny okrucieństwa – wyłupywanie oczu, rozrzynanie żywcem brzuchów, odrąbywanie kończyn, uderzanie siekierą w głowy czy znęcanie się nad małymi dziećmi. Po trzecie pokazane zostają zależności mające miejsce na tych terenach. Te narodowościowe związane z różnorodnością miejscowej społeczności i te wynikające z okupowania Wołynia. Po czwarte wreszcie bardzo mocno zostaje zaakcentowana potrzeba pamiętania i konieczność walki z zapomnieniem. Dawni mieszkańcy Wołynia odwiedzają więc dawne rodzinne ziemie – czasami dzięki temu godzą się z przeszłością, czasami spotykają dawnych oprawców, czasami ze wzruszeniem i bólem trafiają na ruiny dawnych polskich domów i budynków. Świadectwa ocalałych są na tyle mocne i uniwersalne przy całym swoim ukonkretnieniu, że niepotrzebne wydają się wstępne rozważania próbujące upolitycznić temat. Zwłaszcza wstęp zamieszczony w drugim tomie wydaje się w tym kontekście wyjątkowo niestosowny.


Marek A. Koprowski, Wołyń. Wspomnienia ocalałych, tom I i II, Wyd. Replika, Zakrzewo 2016.

poniedziałek, 12 grudnia 2016

Śladami dzisiaj i wczoraj (A. Jawłowski, Milczący Lama. Buriacja na pograniczu światów)

Reporterska opowieść Jawłowskiego to próba sportretowania Buriacji jako obszaru pogranicznego – w sensie religijnym, politycznym, społecznym. Na plan pierwszy wysuwa się praktykowanie buddyzmu oraz zainteresowanie przemianami zachodzącymi w postrzeganiu wyznawców tej religii. Na uwagę zasługują zwłaszcza te fragmenty, które dotyczą funkcjonowania buddyzmu w okresie istnienia Związku Radzieckiego. Próby osiągnięcia świętości zderzone z postulatywną świeckością skutkuje wielokrotnie dramatycznymi odsłonami biografii, w których wieloletni pobyt w łagrach okazuje się częścią wspominanej współcześnie legendy. Warto zwrócić uwagę na ewolucję statusu społecznego lamy. Z jednej więc strony mamy na przykład żmudną i niezwykle imponującą pracę naukową, z której później korzystali inni ludzie, nie wspominając o tych, którzy tak naprawdę ją wykonali, z drugiej zdarzające się współcześnie kupczenie świętością poprzez łatwość uznawania kogoś za lamę lub poprzez kupowanie zezwoleń lamy na działania niewiele mające wspólnego z dobrem danej społeczności. Bardzo ciekawe okazują się również kwestie związane z płcią. Kobieta w roli lamy ciągle budzi kontrowersje, a jej nauczanie bywa kwestionowane. Niejednokrotnie zresztą Jawłowski w trakcie rozmów z różnymi ludźmi przekonuje się, że wiodący i dużo wnoszący do dyskusji głos należy właśnie do kobiet. Historia miesza się tutaj z teraźniejszością, a współczesne polityczne konteksty z tymi przynależnymi do czasów minionych. Istotnym punktem odniesienia dla rozważań o świętości jest wydobycie z trumny ciała jednego z mistrzów – Itigełowa. Po kilkudziesięciu latach od wejścia w stan medytacji nie uległo ono rozkładowi, co budzi zdziwienie, każe zadawać pytania, zmusza do różnych przewartościowań. Jawłowski decyduje się na opisanie egzotycznego z perspektywy europejskiej świata, choć niepotrzebnie w niektórych momentach opowiada o swoim nazbyt paternalistycznym stosunku do rozmówców. Książka zyskałaby, gdyby odautorskie refleksje uległy stonowaniu lub gdyby po prostu z nich zrezygnowano.


Albert Jawłowski, Milczący Lama. Buriacja na pograniczu światów, Wyd. Czarne, Wołowiec 2016.

niedziela, 11 grudnia 2016

Pretensjonalność przede wszystkim (J. Bator, Rok Królika)

Najnowsza powieść Joanny Bator rozczarowuje. W „Roku Królika” nie ma nic ze znakomitej, niezapomnianej „Piaskowej Góry”. Nie chodzi, oczywiście, o podobieństwo treści, ale o wrażliwość, styl, rozmach opowieści, upodobanie do szczegółu i istotność podejmowanych tematów. W najnowszej książce wszystko to, co mogło drażnić w „Ciemno, prawie noc” i w „Wyspie łzie” zostaje powtórzone i zwielokrotnione. Autorka ponownie więc próbuje grać z różnymi konwencjami z kręgu literatury gatunkowej. Natkniemy się tutaj na elementy romansu, powieści drogi, powieści szkatułkowej, kryminału, horroru czy thrillera. Powróci motyw przemiany osobowości, dwoistości natury ludzkiej oraz obsesyjne eksplorowanie kwestii bliźniactwa. I choć potencjalnie wszystkie te wątki i formalne zamysły mogłyby posłużyć do stworzenia powieści co najmniej interesującej, to w tym wypadku da się jedynie mówić o pretensjonalności i sztuczności. W trakcie lektury książki trudno oprzeć się wrażeniu, że autorka postanowiła rozwinąć wątek pisarki, która znika i dokonuje przemiany w inną osobę, wątek tajemniczej miejscowości, realnie istniejącej, choć trochę poza czasem i miejscem, i wątek nietypowych postaci zaangażowanych w tajemniczy projekt, nie mając tak naprawdę pomysłu na fabułę. Zarówno główna bohaterka, jak i właścicielka hotelu oraz inne osoby, skonstruowane są w sposób pretensjonalny. Nie twierdzę, że nie jest to zabieg świadomy, problem w tym, że efekt jest co najmniej marny. Z owego przerysowania, zamierzonej symboliczności i teatralności niewiele tak naprawdę wynika. Powieść Bator sprawia wrażenie historii zbudowanej wokół konceptu, do którego nawet autorka nie jest chyba do końca przekonana, bo nie umie sugestywnie i wiarygodnie go przedstawić. „Rok Królika” choć jest powieścią zapowiadaną jako wielkie wydarzenie literackie – to przecież pierwsza powieść po „Ciemno, prawie noc”, okazuje się wielką pomyłką. Nie tyle bowiem potwierdza literacki talent autorki, co raczej stanowi dowód na to, że jej prozatorska twórczość charakteryzuje się systematycznym obniżaniem poziomu. „Roku Królika” zdecydowanie więc nie powinni czytać zwłaszcza ci, którzy zachwycili się kiedyś „Piaskową Górą”. Mogą się bardzo zdziwić różnicą poziomów.


Joanna Bator, Rok Królika, Wyd. Znak, Kraków 2016.

sobota, 10 grudnia 2016

Osamotnienie (P. Smoleński, Wieje szarkijja. Beduini z pustyni Negew)

Paweł Smoleński po raz kolejny odsłania skomplikowanie relacji na terenach objętych konfliktem izraelsko-palestyńskim. Tym razem przygląda się Beduinom – ludziom pustyni, których sytuacja dla niektórych kojarzy się z losem Cyganów, dla innych z doświadczeniami Indian. Reporter unika jednoznacznego opisu społeczności, której się przygląda. Dzięki temu nie przestaje akcentować wielkiego zróżnicowania kulturowego opisywanych terenów, trudnych relacji łączących i dzielących ich mieszkańców, wreszcie pozytywnie i negatywnie pojmowanej tradycji, która dla jednych może nieść korzyści, dla drugich staje się źródłem dramatu. Smoleńskiego interesuje nomadyczny status Beduinów. Pokazuje ich przywiązanie do pustyni i otwartych przestrzeni. Odsłania paradoks tkwiący w mrocznym symbolu pozornej stałości, jakim stały się buldożery. Niszczenie tymczasowości ma nauczyć stałości. Mocnym obrazem, który pozostaje w pamięci po lekturze książki, są samoodradzające się osiedla i ludzie przyzwyczajeni do tego, że ich domostwa są systematycznie burzone, by następnie pracą własnych rąk na chwilę, na jakiś czas, mogły się podnieść. Ważnym słowem porządkującym część zawartych w książce historii jest desperacja i pytanie o granice akceptowalnej przemocy. Nie chodzi tylko o akty uznane oficjalnie za przejaw terroru, ale przede wszystkim o łatwość decydowania o czyimś losie. W takim kontekście równie przerażające, bo sankcjonujące władzę silniejszego, jest i pobicie na śmierć przez policję, i atak brutalnej przemocy wywołany paniką, i przemoc domowa, i morderstwo honorowe. Kwestia budzenia się świadomości kobiet to również temat, który w przypadku tej książki zasługuje na uwagę. Interesujący jest wątek studiowania Beduinek, przymusu akceptowania wielożeństwa, odwagi tych, które decydują się bronić swoich sióstr i przeciwstawiają się źle pojmowanej tradycji, wreszcie pokazanie instrumentalnego odczytywania świętych ksiąg. Do przemyślenia.


Paweł Smoleński, Wieje szarkijja. Beduini z pustyni Negew, Wyd. Czarne, Wołowiec 2016.

piątek, 9 grudnia 2016

Niedopracowane (M. Gretkowska, Kosmitka)

„Kosmitka” to książka, która z jednej strony nawiązuje do pierwszych utworów Gretkowskiej z lat dziewięćdziesiątych, z drugiej natomiast jest swobodnym dopowiedzeniem do trójksięgu społeczno-polityczno-macierzyńskiego, a więc „Polki”, „Europejki” i „Obywatelki”. Tytuł najnowszej publikacji zdaje się sugerować, iż mamy w tym wypadku faktycznie z kontynuacją. Jeśli określenie „kosmitka” potraktujemy serio, to sygnalizować ono będzie narastającą obcość odczuwaną wobec tego, co dzieje się w Polsce, w rodzimej kulturze, i w szeroko pojmowanym społeczeństwie. Pewne zdystansowanie się do otoczenia towarzyszyło pisarce zawsze, także w tych utworach, w których fragmenty autobiograficzne zgrabnie sąsiadowały z eseistycznymi rozważaniami filozoficznymi i celnymi spostrzeżeniami dotyczącymi współczesności. Czy jednak w tym wypadku jest podobnie? Obawiam się, że nie. Książka mimo czytelnej konwencji sprawia wrażenie niedopracowanej i mocno przypadkowej. Rodzaj intelektualnego dziennika, w którym mieszają się sprawy prywatne z licznymi komentarzami dotyczącymi przestrzeni publicznej, na dłuższą metę właśnie za sprawą braku jakiegokolwiek konceptu okazuje się nużący i przewidywalny. Niektóre wątki zupełnie niepotrzebnie wracają. Autorka irytująco na przykład powtarza, że „Gazeta Wyborcza” nie uważa jej za pisarkę. Zaakcentowanie tego faktu raz wystarczyłoby, powracanie do tego wątku sprawia wrażenie absurdalnego nieco użalania się nad sobą. Nieco naiwnie wypadają też fragmenty dotyczące szukania nowych stanów ducha i używania środków wspomagających. Gdzieś zniknęła intelektualna brawura, z jaką udawało się Gretkowskiej połączyć niskie i wysokie w pierwszych utworach, a nawet w nie tak odległym czasowo „Transie”...


Manuela Gretkowska, Kosmitka, Wyd. Świat Książki, Warszawa 2016.

czwartek, 8 grudnia 2016

Sens pomocy (M. Szumska, Twarze tajfunu. O poszukiwaniu szczęścia na Filipinach)

Książka Małgorzaty Szumskiej to interesująca, choć miejscami trochę naiwna, relacja z pracy w ramach wolontariatu na Filipinach. Jako reportaż raczej broni się słabo, pretenduje bardziej do tekstu wspomnieniowego, świadectwa, czy prywatnych zapisków, mających służyć zapamiętaniu tego, co było. Ten osobisty charakter opowieści pozwala traktować „Twarze tajfunu” jako lekturę uzupełniającą do innych książek, w których kontekst społeczno-polityczny jest dużo mocniej zniuansowany, a idea wolontariatu zderzona z oczywistą skądinąd opozycją duchowych i materialnych korzyści. Szumska na przykładzie działań na Filipinach pokazuje, jak wiele można zrobić w ramach pomocy innym, ale też jak ważne jest kontrolowanie siebie oraz czuwanie nad tym, by aktywizować miejscową społeczność, a nie przyzwyczajać ją do sięgania po gotowe. Autorka pokazuje, jak często śmiech i akceptacja rzeczywistości stają się bronią przeciwko traumatycznym wspomnieniom po tajfunie Yolanda. Organizowanie teatru lalkowego okazuje się strzałem w dziesiątkę. Opisuje dzieci i dorosłych, nie idealizując tych, których spotyka, lecz odsłaniając także mroczne strony ich biografii. Dzieli się swoimi wątpliwościami, widząc czasami pozorność pomocy, jej nieskuteczność, niemożność dotarcia do tych najbardziej potrzebujących, bezsilność i namacalne niemalże poczucie, iż jest się kimś z zewnątrz, a więc nigdy pełne zrozumienie nie będzie możliwe. Interesującym wątkiem jest próba zbudowania siły w tych, którzy są ofiarami, przy jednoczesnej własnej słabości, ujawniającej się w obliczu ich zwierzeń. Czasami czytelnik ma wrażenie, że zaburzone zostają proporcje między opisem przeżyć autorki a portretem losów jej bohaterów. W efekcie dosyć niejasne pozostaje, kto w odautorskim zamierzeniu miał być na pierwszym planie tej opowieści – czy Polka, która przybywa na Filipiny, by pomóc, czy Filipińczycy, którzy owej pomocy potrzebują.


Małgorzata Szumska, Twarze tajfunu. O poszukiwaniu szczęścia na Filipinach, Wyd. Czarne, Wołowiec 2016.

środa, 7 grudnia 2016

Nowy etap (M. Vargas Llosa, Dzielnica występku)

Najnowsza powieść Vargasa Llosy należy do lżejszego nurtu twórczości Noblisty. Owszem, gdzieś w tle pojawia się koszmar funkcjonowania w państwie, w którym jest godzina policyjna, zdarzają się porwania, a ci, co mają władzę, są właściwie bezkarni, na plan pierwszy wysuwa się jednak kwestia siły tkwiącej w mediach tabloidowych oraz wcześniej tłumionych erotycznych pragnień. Szkoda, że pisarz nie zdecydował się na pogłębienie niektórych wątków. Takie dopowiedzenie przydałoby się na pewno pobytowi w więzieniu jednego z bohaterów, biografiom dziennikarzy pracujących w brukowcu, ale przede wszystkim zakończeniu powieści. Nie będę, oczywiście, w tym miejscu zdradzała szczegółów, ale moment zawieszenia, w który zostają wrzuceni bohaterowie, zostaje urwany w nieco sztuczny sposób. Nawet jak na zakończenie otwarte finał wydaje się niedopracowany i przecięty w sposób sztuczny. Jak już wspomniałam, pisarz przygląda się władzy, jaką sprawują nad ludźmi tabloidy. Rekonstruuje drogę od nieudanego szantażu, pozornego zwycięstwa, wielkiej klęski do kontrolowanego podniesienia się po upadku i posiadania władzy nad ludźmi, którzy mają swoje tajemnice. Te ostatnie zazwyczaj wiążą się z seksem i byciem na bakier z prawem. Wiedza o życiu intymnym i nieoficjalnym okazuje się sposobem na zdobycie realnej władzy. Jednocześnie obserwujemy ewolucję przyjaźni i miłości między dwiema parami. To reprezentanci elit, ludzie, którzy mogą sobie na wiele pozwolić i którzy znają się od lat. Jedna noc zmienia wszystko. Pozwala ujawnić się skrywanym wcześniej pragnieniom i tworzy konfiguracje erotyczne, których bohaterowie się nie spodziewali.


Mario Vargas Llosa, Dzielnica występku, przeł. Marzena Chrobak, Wyd. Znak, Kraków 2016.

wtorek, 6 grudnia 2016

O Rosji inaczej (A. Andrusiewicz, Złoty sen. Rosja XIX-XX wieku. Sprawy i ludzie)

Książka Andrzeja Andrusiewicza o Rosji ma charakter popularyzatorski, choć jednocześnie zachowuje wszelkie znamiona publikacji naukowej poprzez liczne odniesienia do źródeł i bogatą bibliografię kontekstową. Eseistyczny sposób pisania i zaplanowania książki sprawia, iż czyta się jako pasjonującą opowieść o wspomnianych w tytule „sprawach i ludziach”. Choć każdy z rozdziałów poświęcony jest innemu wątkowi lub innej postaci, trudno oprzeć się wrażeniu, że udaje się autorowi znakomicie pokazać ewolucję dziejów i postaw, ale i pewnego rodzaju nieprzewidywalność wpisaną w historię Rosji. Andrusiewiczowi zależy na sportretowaniu nieoczywistego obrazu państwa, któremu poświęca swoją książkę. Rezygnuje więc z czarno-białego widzenia świata, pokazując wieloznaczność wpisaną w biografię tych, którzy wpłynęli na losy kraju. Kiedy więc pisze o Stalinie, skupia się przede wszystkim na jego poczuciu humoru, specyficznym, bo często budzącym lęk. Kiedy koncentruje się na Puszkinie, tak naprawdę opowiada o upodobaniu Rosjan do stawiania pomników i niechęci do ich burzenia. Kiedy pisze o testamencie Lenina, pokazuje, jak często rzekomo wyrażona na piśmie ostatnia wola wykorzystywana była do toczenia walki politycznej. Kiedy opowiada o losach Młodej Gwardii, zadaje pytanie o podstawy tworzenia i rekonstruowania mitu. Problematyzowanie wydarzeń historycznych i biografii jest cechą charakterystyczną obu części książki – i tej określonej w podtytule jako szkice, i tej uporządkowanej jako portrety. Opowiadając o losach znanych postaci kultury, życia politycznego i polityki, Andrusiewicz pokazuje jak często szaleństwo towarzyszyło przekonaniu o konieczności wprowadzenia rewolucji i akceptacji terroryzmu. Poszczególne postaci stają się więc w pewnym sensie metaforą swoich czasów i niosą znaczenia o charakterze uniwersalnym.


Andrzej Andrusiewicz, Złoty sen. Rosja XIX-XX wieku. Sprawy i ludzie, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2016.

poniedziałek, 5 grudnia 2016

Byle dalej od domu (N. Fiedorczuk, Jak pokochać centra handlowe)

Szkoda, że Natalia Fiedorczuk zdecydowała się dołączyć do swojej prozy odautorskie wyjaśnienie umieszczone na końcu książki. Akcentuje w nim fakt, iż sama doświadczyła depresji, jednocześnie kładzie nacisk na literackie potraktowanie swoich przeżyć i przetransponowanie w emocje bohaterki tego wszystkiego, co zaobserwowała i usłyszała u innych kobiet. Oprócz owego wyznania czytelnik może przeczytać rozważania dotyczące specyfiki traktowania w Polsce macierzyństwa oraz konieczności mówienia o negatywnych odczuciach matek. Choć nie ulega wątpliwości, że z refleksjami tymi wypada tylko się zgodzić, zastanawiające jest, po co umieszczono je przy tekście literackim, z którego to wszystko wynika. To, że narratorka mówi w pierwszej osobie, nie uprawnia jeszcze do utożsamiania jej z autorką. Wie o tym średnio rozgarnięty czytelnik, nie mamy więc do czynienia z jakąś prawdą objawioną. Z kolei wspomniane refleksje natury kulturowo-socjologicznej pojawiają się w tle zamieszczonej w książce prozy. Dodatkowe wyjaśnienia sprawiają więc wrażenie nadmiernej łopatologii. Zaczęłam od końca, bo od posłowia. Wracam jednak do początku, by zaznaczyć, że powieść Fiedorczuk to debiut zasługujący na uwagę. Autorka intrygująco zderza oszczędność słów z ogromnym nagromadzeniem emocji. W efekcie siła rażenia tej opowieści jest bardzo efektowna. Ale nie o fajerwerki, na szczęście, tutaj chodzi. Choć temat macierzyństwa i niemożności odnalezienia się w roli matki jest współcześnie wcale nie tak rzadko eksplorowany, autorce udaje się nadać swojej opowieści pewien oryginalny ton. Podstawą owej niebanalności jest z jednej strony depresyjna i sugestywna w swoim wycofaniu postać bohaterki oraz tytułowa metafora centrów handlowych jako miejsc dających ukojenie. Intymność i prywatność poprzez swoją intensywność stają się zagrożeniem. Ukojeniem dla rozedrganej psychiki staje się przebywanie w miejscach publicznych, w których bez problemu można wtopić się w otoczenie. Debiut Fiedorczuk to proza z potencjałem, której warto się przyglądać. Autorka wydaje się świadomie operować językiem i przywoływanymi obrazami, nie przesadza również z epatowaniem emocjami. Efekt jest więc co najmniej interesujący, a w przypadku debiutu jest to z pewnością dużym atutem.


Natalia Fiedorczuk, Jak pokochać centra handlowe, Wyd. Wielka Litera, Warszawa 2016.