Zapraszam również na mój profil na Facebooku: https://www.facebook.com/bernadetta.darska

oraz na moje konto na Instagramie: https://www.instagram.com/bernadettadarska/

niedziela, 30 września 2018

Pożegnanie (L. Ullmann, Niespokojni)

Autobiograficzna opowieść Linn Ullmann to interesujące i bardzo osobiste uzupełnienie życiorysu Ingmara Bergmana i Liv Ullmann. Autorka nie próbuje gloryfikować swojej rodziny, nie wymazuje z prezentowanej historii tego, co smutne i nieprzyjemne, raczej usiłuje poradzić sobie sama ze smutkiem, niż tworzyć pochwałę czegoś, co nie istniało. Warto zauważyć ciekawą formę, jaką mają „Niespokojni”. To z jednej strony wspomnienia, niemal intymny pamiętnikarski zapis, pożegnanie i przepracowywanie żałoby, z drugiej typowo dziennikarska i pisarska praca z tekstem, dzielenie się tym, co problematyczne w kontekście nagranych rozmów z ojcem, akcentowanie dwuznaczności ról w kontekście wywiadu córki z ojcem, wreszcie świadomość sławy otaczającej ojca i matkę oraz konsekwencji z niej wynikających. Bardzo znaczące dla całej historii okazuje się zdanie, że autorka nigdy nie była córką obojga rodziców, zawsze funkcjonowała jako dziecko jednego z nich, nigdy więc nie tworzyli rodziny. Linn Ullmann unika sentymentalizmu, daleka jest od egzaltacji, nie epatuje emocjonalnością. Stawia raczej na dyskrecję uczuciową, choć jednocześnie jest bezpośrednia. Umie pokazać swoją samotność, choć jednocześnie nie zaprzecza istniejącej więzi z matką i z ojcem. Widzi pewne symboliczne momenty, umie wskazać to wszystko, co wydarzywszy się po raz pierwszy, było tak naprawdę zapowiedzią katastrofy. Taka perspektywa okazuje się bardzo ciekawa i ładnie wydobywa zależności między młodością a starością, dojrzałością a naiwnością, pamięcią i przemijaniem, żalem i ulgą.


Linn Ullmann, Niespokojni, przeł. Iwona Zimnicka, Wyd. W.A.B., Warszawa 2018.

wtorek, 25 września 2018

Wolność czy niewola (I. Żukowska, Fałszywa nuta)

„Fałszywa nuta” Izabeli Żukowskiej to w pewnym sensie powieść podobna do wcześniejszych, bardzo udanych „Skaz”. Autorka podobnie jak we wspomnianej sadze ważnym punktem odniesienia czyni przedwojenny Gdańsk tuż przed dojściem Hitlera do władzy. Obok wątku historycznego pojawi się także wątek współczesny. Istotnym punktem odniesienia będzie muzyka. Odegra ona co najmniej podwójną rolę – pozostanie siłą uwodzącą ludzi oraz synonimem wolności, okaże się również źródłem zła, przemocy i zdrady. O ile w „Skazach” autorka starała się oddać ówczesne realia i pokazać, jak różne mogły być ludzkie wybory w chwili próby, o tyle w przypadku „Fałszywej nuty” pojawia się wątek – tak to nazwijmy – paranormalny. Oto bohaterowie spotykają na swojej drodze pewną postać, nie są do końca pewni, czy się im przyśniła, czy widzieli ją naprawdę, jedno jest pewne – osoba ta wodzi ich na pokuszenie. I właśnie ten pomysł jest zdecydowanie chybiony. Sprawia wrażenie sztucznie włączonego do opowieści po to, by łatwo rozwiązać problemy związane z budowaniem fabuły. Szkoda, że autorka zdecydowała się na takie akurat rozwiązanie, zwłaszcza że zarówno pierwsza część książki dotycząca pewnej tajemnicy sprzed lat i pokazująca niebezpieczne wplątanie się bohaterki w trudne relacje między ojcem a synem, jak i druga skoncentrowana na pewnym śledztwie związanym z wcześniejszymi wydarzeniami mają w sobie potencjał. Powieść wybrzmiałaby też dużo efektowniej, gdyby była dłuższa. Jest ciekawą wersją inicjacji w dojrzałość, w świadomość siebie, w wierność ideałom, tyle że nazbyt powierzchownie rozrysowaną.

Izabela Żukowska, Fałszywa nuta, Wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 2018.


[przeczytana jako e-book na czytniku PocketBook Touch HD2 Ruby Red]

poniedziałek, 24 września 2018

Bezgranicznie (J. Franco, Rosario Tijeras)

Czytelnik polski mógł wcześniej poznać także dwie inne powieści Franco – „Paraiso Travel” (wydawnictwo Czarne), znakomity portret rzeczywistości ludzi nielegalnie przekraczających granicę, żyjących na emigracji, skazanych na rodzaj nieistnienia, oraz „Dziką bestię” (Prószyński i S-ka), równie intrygujące studium szaleństwa, obsesji, dwóch światów, których nie można pogodzić, choć się wzajemnie przyciągają. „Rosario Tijeras” to chyba najsłynniejsza powieść Kolumbijczyka – na jej podstawie powstał film oraz wieloodcinkowy serial telewizyjny. Dobrze, że ją wznowiono (pierwsze wydanie - wydawnictwo Czarne). Powieść tę można z powodzeniem czytać równolegle z „Królową Południa” Artura Pereza-Reverte. To biografia tytułowej kobiety – niepokornej, bezwzględnej, tajemniczej, świetnie się odnajdującej w przestępczym światku, kruchej, ale i wyjątkowo silnej, wulgarnej i wymagającej troski, pełnej sprzeczności. Rosario jest niewinna w swoim skalaniu złem z racji miejsca urodzenia i konieczności odnalezienia się w męskim brutalnym świecie, ale i naznaczona winą jednocześnie – umie manipulować, umie zabijać, wie, że w chwili krytycznej nie może się cofać, nie ogląda się więc za siebie nawet wówczas, gdy za nią pozostają zgliszcza. Powieść Franco jest nie tylko namiętnym wyznaniem miłości, ale i pełną emocji deklaracją bezradności i bezsilności. To także opowieść o męskiej przyjaźni, dla której egzaminem staje się uczucie do kobiety. Opowieść o Rosario jest melodramatyczna w tonie, egzaltowana, przesadna, daleka jednak od kiczu. Autor doskonale panuje nad wyznaniem, oskarżeniem, skargą i spowiedzią bohatera. Warto.


Jorge Franco, Rosario Tijeras, przeł. Tomasz Pindel, Wyd. W.A.B., Warszawa 2018.

niedziela, 23 września 2018

Świat podporządkowany (K. Oprzędek, Łaskoci)

Konrad Oprzędek zdecydował się na gest ryzykowny. Jako autor świetnej książki reporterskiej „Polak sprzeda zmysły” postanowił spróbować sił w prozie. Wspominam o ryzyku, bo to, że reporter pisze dobre teksty z kręgu literatury non-fiction, wcale nie oznacza, że równie łatwo odnajdzie się w rzeczywistości opartej na konfabulacji. Na szczęście w tym wypadku możemy zdecydowanie stwierdzić, że się udało. Oprzędek ma więc na swoim koncie i bardzo dobry debiut reporterski, i znakomity prozatorski. „Łaskoci” to bardzo ciekawa powieść, zapadająca w pamięć, bardzo sensualna, jeśli chodzi o opis portretowanego świata, metaforyczna w wymowie, mocna w przekazie. Na uwagę zasługuje już niebanalny tytuł i to, co autor wokół tego słowa buduje na kartach swojej książki. Mamy więc rzeczywistość istniejącą jakby poza czasem i poza konkretem, dla której świat na zewnątrz mimo wszystko okazuje się tym, z czym konkurują mieszkańcy wioski. Mamy codzienność naznaczoną grozą ostateczności, brutalnością kontaktów międzyludzkich i jednocześnie intuicyjnym pamiętaniem zupełnie innych relacji, które łączą ludzi. Jest też sen, a właściwie jego brak, stający się mechanizmem napędzającym kolejne wydarzenia. Gra toczy się o władzę i o panowanie nad ludzkimi duszami, o możliwość użycia przemocy i jej kontrolowania, o fałszywe uznanie, że podporządkowanie sobie kogoś, jest czymś, co przemocy się wymyka, a więc o zaakceptowanie dominującego wpływu kłamstwa. W jaki sposób zdominować innych i jak doprowadzić do sytuacji, w której nikt nie będzie myślał o oporze, to wielki temat tej opowieści. Oprzędkowi udaje się postawić ważne pytania i stworzyć bardzo niepokojący świat. Wyjątkowo ciekawy okazuje się język, jakim posługuje się autor. To właśnie w tym „jak?”, a nie tylko „co?”, opowiada autor tkwi sugestywność tej metaforycznej w swojej wymowie historii.

Konrad Oprzędek, Łaskoci, Wyd. Świat Książki, Warszawa 2018.


[przeczytana jako e-book na czytniku PocketBook Touch HD2 Ruby Red]

sobota, 22 września 2018

Ciekawość świata (D. Attenborough, Przygody młodego podróżnika)

„Przygody młodego podróżnika” to książka, którą czyta się z zainteresowaniem z co najmniej kilku powodów. Przede wszystkim trzeba wspomnieć, iż mamy do czynienia z fascynującym przykładem literatury podróżniczej. Na uwagę zasługuje nie tylko to, iż dowiadujemy się wiele o zdobywaniu zwierząt do ZOO i przygotowywaniu programów przyrodniczych ponad pół wieku temu, ale też sposób, w jaki Attenborough opowiada o egzotycznych wyprawach. Autor znakomicie łączy informacje dotyczące poszczególnych gatunków zwierząt z relacją typowo podróżniczą. Jego opowieść jest więc pasjonująca z racji opisywania zachowań wspomnianych zwierząt, ale i z powodu tego, jak postępują ludzie, którzy zajmują się łowami. Attenborough i jego towarzysze są przede wszystkim ciekawi tego świata, który jest im obcy i który znają tylko z książek. Schwytane zwierzęta traktują z sympatią, zaciekawieniem, uwagą, ale i – co chyba najważniejsze – troską. Nie idą po trupach do celu – ani dosłownie, ani metaforycznie. Kiedy więc okazuje się na przykład, że niewola może się skończyć śmiercią, wypuszczają zwierzęta po to, by w naturalnym środowisku przetrwały. Autor nie unika dzielenia się swoim zdziwieniem, zaskoczeniem, zachwytem czy wzruszeniem. Umie barwnie opowiadać, a ponieważ międzygatunkowe spotkania często rodzą zabawne sytuacje, czytelnik niejednokrotnie będzie pod wrażeniem poczucia humoru przyrodnika. Książka ta jest, jak już powiedziałam, ciekawym przykładem literatury przyrodniczej i autobiograficznej, pozostaje również zapisem historii telewizyjnych programów przyrodniczych (warto porównać to, co opisuje Attenborough, z tym, co przeczytamy w książce Mirosława Wlekłego „Tu byłem. Tony Halik”) oraz znakomitą dokumentacją fotograficzną podróży (świetne zdjęcia).

David Attenborough, Przygody młodego podróżnika, przeł. Adam Tuz, Wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 2018.


[przeczytana jako e-book na czytniku PocketBook Touch HD2 Ruby Red]

piątek, 21 września 2018

Schemat goni schemat (M. Klat, P. Paliński, M. Piepka, M. Pruski, Kamerdyner)

Chciałoby się zacząć od okładki, ale przecież nie ocenia się książek po okładkach, nawet jeśli te są wyjątkowo kiczowate. Powiązanie z filmem rozumiem, ale poza aspektem promocyjnym umieszczenie takiego akurat zdjęcia budzi moje zdziwienie. Chyba, że chodziło o skojarzeniem z tanim romansidłem. „Kamerdyner” to powieść napisana na podstawie scenariusza przez jego autorów. Różnie bywa z takim projektami. Często są one nieudane. Jak jest w tym przypadku? Filmu nie oglądałam, powieść przeczytałam. Po lekturze mam tylko nadzieję, że w filmie opowiedziana historia broni się obrazami. W powieści niestety wypada blado i tendencyjnie. W „Kamerdynerze” można wyróżnić dwa główne motywy – jeden to historia zakazanej miłości Marity, hrabiowskiej córki z pałacu, i Mateusza, Kaszuba, dla którego ów pałac do pewnego momentu również jest domem, drugi to pokazanie skomplikowanej historii Pomorza ze szczególnym uwzględnieniem losów Kaszubów (mamy tu m.in. ważną dla tożsamościowego portretu Mateusza zbrodnię w Piaśnicy) i członków niemieckich rodów arystokratycznych. Książka reklamowana jest na okładce jako „powieść, jakiej w Polsce od lat nie było. Napisana z rozmachem, ale też pełna małych wzruszeń”. Po lekturze trzeba powiedzieć jedno – to dobrze, że takich powieści nie było. Mamy bowiem do czynienia z wyjątkowo schematycznym, odartym z sugestywności opisem miłości, razi przewidywalność rozwoju akcji, a historyczne uwikłania, choć mogłyby, nie niosą należytego dramatyzmu. Łatwo możemy się domyślić, co będzie dalej, jeśli choć trochę znamy historię pierwszej połowy XX wieku. W powieści wykorzystano bardzo zgrany motyw przygarnięcia dziecka z innej sfery, wychowania go w pałacu, zrodzenia się więzi między rodzeństwem, ale i pojawienia się nienawiści wśród bliskich, wreszcie zdegradowania pozycji owego przybranego pałacowego dziecka i wynikających z tego etycznych i emocjonalnych uwikłań dla dalszego związku z kobietą. Tak słabo rozpisanego wątku miłosnego dawno nie czytałam. W którymś momencie przestało to być irytujące, a stało się śmieszne. Nie inaczej jest ze wspomnianą rekonstrukcją skomplikowanych losów polsko-niemiecko-kaszubskich, zwłaszcza że ewentualne wątpliwości bohaterów kaszubskich sprowadzane są zwykle do powtarzania wszystkich trzech narodowości w odpowiedzi na pytanie, kim są. Lektura zbędna.

Marek Klat, Paweł Paliński, Mirosław Piepka, Michał Pruski, Kamerdyner, Wyd. Agora, Warszawa 2018.


[przeczytana jako e-book na czytniku PocketBook Touch HD2 Ruby Red]

czwartek, 20 września 2018

Wybór (M. Krajewski, Mock. Pojedynek)

Kolejna część o młodości Eberharda Mocka okazuje się dobrym pretekstem do kilku celnych portretów miasta z początku XX wieku i panujących w nim zwyczajów. Główny bohater jest studentem i staje przed fundamentalnym dla swojego dalszego życia wyborem – czy skupić się na karierze naukowej, czy pójść do policji i zostać śledczym. Zanim jednak Mock dokona ostatecznego, znanego nam, wyboru, Marek Krajewski bardzo ciekawie i przekonująco odda atmosferę ówczesnego życia uniwersyteckiego. Natkniemy się więc chociażby na mocno zarysowany wątek traktowania obecności kobiet w murach akademii jako egzotyki i aberracji. Innym bardzo istotnym kontekstem będzie kultura pojedynków i funkcjonowania różnego rodzaju męskich bractw. To, o czym w swojej twórczości pisze m.in. Martin Pollack, czyli charakterystyczne blizny po pojedynkach, także i w powieści Krajewskiego będą czytelnym znakiem przynależności do grupy. Pisarz sportretuje również szemrane dzielnice Breslau. To tam okaże się, że łatwo jest spotkać nożowników, ratunek przynieść może wówczas hasło ochronne, że jest się od Rzeźnika, a prostytutki tylko w ciemności wyglądają pięknie i ponętnie, w świetle okazują się często mocno spracowane, niechlujnie ubrane, wulgarne, a nawet brutalne. Książkę tę można z powodzeniem czytać nie tylko jako kryminał, ale i powieść uniwersytecką. I nie chodzi tylko o uniwersytet i rządzące tym miejscem reguły jako to, co organizuje całą historię, ale też o ważny spór intelektualny, którego będziemy świadkami, i ów wspomniany wybór, który stanie przed młodym Mockiem. W tej akurat odsłonie serii intrygująco zostaje również zarysowany mit założycielski życiowej postawy Eberharda, a mianowicie kwestia stosowania techniki imadła w przesłuchaniach i umiejętności panowania nad uwodzącą siłą zła. Warto.


Marek Krajewski, Mock. Pojedynek, Wyd. Znak, Warszawa 2018.

sobota, 15 września 2018

Zakazy i nakazy (L. Zumas, Czerwone zegary)

Powieść Leni Zumas może kojarzyć się z „Opowieścią Podręcznej” Margaret Atwood czy z „Siłą” Naomi Alderman. „Czerwone zegary” napisane są jednak z dużo mniejszym polotem, zwłaszcza jeśli porównamy je z utworem kanadyjskiej pisarki, sytuują się raczej w kręgu literatury popularnej, takiej , o której powiedzielibyśmy, że jest na przeciętnym poziomie. Mamy do czynienia z rzeczywistością przyszłości, w której prawa kobiet w Stanach Zjednoczonych zostały znacznie ograniczone. Dotyczy to przede wszystkim kwestii reprodukcyjnych. Próby dokonania aborcji kończą się więzieniem, zakazane jest również zapłodnienie in vitro. Autorka sięga po motyw polowania na czarownice. W powieści pojawia się też dość wyeksploatowany literacko wątek pisania czyjejś biografii i inspirowania się niezależnością opisywanej osoby. W tym wypadku jest to polarniczka, pionierka pewnych ustaleń, która jako kobieta nie miała szansy na upublicznienie swoich badań. Jak łatwo się domyślić, kluczowe dla całej opowieści będą losy dwóch kobiet – jednej, próbującej ciążę usunąć, i drugiej, usiłującej w ciążę zajść. W trakcie lektury trudno oprzeć się wrażeniu, że ważne społecznie problemy zostały przez pisarkę wykorzystane instrumentalnie. Zumas zabrakło pomysłu na opowieść, w której nie byłoby widać nieco łopatologicznego łączenia wspomnianych wyżej kwestii. Nie udało jej się też uniknąć przewidywalności. Szkoda.


Leni Zumas, Czerwone zegary, przeł. Agnieszka Patrycja Wyszogrodzka-Gaik, Wyd. Czarna Owca 2018.


[przeczytana jako e-book na czytniku PocketBook Touch HD2 Ruby Red]

piątek, 14 września 2018

Przed i po (R. Rosenblum, Tyle miłości)

Powieść Rosenblum, choć może kojarzyć się z kryminałem, tak naprawdę jest powieścią psychologiczną. Bardzo ciekawą, trzeba przyznać. Owszem, w centrum opowiedzianej historii jest porwanie pewnej studentki, jednak nie będziemy towarzyszyć nikomu w śledztwie. Wręcz przeciwnie, autorkę interesuje przede wszystkim istnienie dwóch równoległych rzeczywistości – tej przed porwaniem i tej po uwolnieniu się, ale i tej, gdy nie wiadomo, co dzieje się z ofiarą, a świat wokół coraz częściej funkcjonuje tak, jakby nic szczególnego się nie wydarzyło. Ciekawym zabiegiem jest pokazanie różnych punktów widzenia i zwrócenie uwagi na to, jak bardzo cudzy los może wpływać na codzienność nie tylko bliskich, ale i pozornie obcych ludzi. Rosenblaum rezygnuje z drobiazgowych opisów tego, co przydarzyło się porwanej kobiecie. Skupia się przede wszystkim na tym, jak radzą sobie jej bliscy ze stopniową utratą nadziei i jak uczą się nowego życia z uwolnioną, choć jednocześnie zniewoloną przez pamięć, bohaterką. Ciekawym wątkiem jest również zaakcentowanie współodczuwania między ofiarą a pewną poetką, której życie zostało w tragiczny sposób przerwane. Poezja staje się synonimem marzeń o innym świecie, przynosi ukojenie poprzez przywołanie świata utraconego, wreszcie oferuje przekonanie, że stworzenie nowych reguł odzyskanej rzeczywistości jest w ogóle możliwe.

Rebecca Rosenblum, Tyle miłości, przeł. Teresa Komłosz, Wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 2018.


[przeczytana jako e-book na czytniku PocketBook Touch HD2 Ruby Red]

środa, 12 września 2018

Przypadek czy przeznaczenie (J.W. Taschler, Zostać)

Austriacka pisarka zdążyła już przyzwyczaić czytelnika, że emocje wiążące ludzi w jej opowieściach nigdy nie są oczywiste, łatwe i banalne. Ci, którzy czytali „Nauczycielkę” i „Powieść bez O” wiedzą o tym doskonale. Tak jest i w przypadku „Zostać”. Oto ludzie, którzy kiedyś już się spotkali, po latach na nowo na siebie wpadają i zaczynają mieć wzajemnie na siebie wpływ. Miłość, przywiązanie, namiętność, wierność, przyjaźń, pamięć, lojalność, wina, kara, zadośćuczynienie – te wszystkie pojęcia będą mieć dla tej opowieści fundamentalne znaczenie. Taschler mogłaby napisać przewidywalną historię miłosną – nieco znudzone sobą po latach małżeństwo, zdrada, jej odkrycie, wreszcie organizowanie rzeczywistości tak, by żyć z tą wiedzą, a jednocześnie nie stracić tego, co miało się wcześniej. Mogłaby, a jednak na szczęście tak się nie dzieje. Austriacka autorka znakomicie niuansuje emocje, odczucia, uniesienia chwili. Potrafi pokazać, jak oczywiste bywają powody ryzykowania wszystkim i jak nieoczywiste są konsekwencje czynów, które mogłyby, ale tak się nie staje, okazać się przewidywalne. Historia o miłości i namiętności zostaje w bardzo intrygujący, bo włączający wiele osób, sposób powiązana z chorobą i umieraniem, a w konsekwencji z winą i niemożnością odbycia kary. To, co mogłoby stać się powieścią o romansie i zdradzie, zamienia się w rodzaj przypowieści o nieuchronności losu, kuszących przywołaniach przypadku, traumach, których nie da się wyleczyć w żaden sposób, i świadomości, że każda decyzja nieuchronnie zmienia nasz los, a ten nigdy już nie będzie taki, jaki mógłby być, gdybyśmy wybrali coś innego. Bardzo dobre.

Judith W. Taschler, Zostać, przeł. Aldona Zaniewska, Wyd. W.A.B., Warszawa 2018.

wtorek, 11 września 2018

Życie w cieniu umierania (S. Grzesiuk, Na marginesie życia)

Trzecia część słynnej autobiograficznej trylogii Grzesiuka koncentruje się na chorobie. Autor relacjonuje na kartach swojej książki najpierw moment odkrycia, że ma gruźlicę płuc, potem pobyty w kolejnych sanatoriach. „Na marginesie życia” to publikacja, która najbardziej ucierpiała, jeśli chodzi o usuwanie fragmentów pod wpływem sugestii wydawnictwa. Grzesiuk, chcąc jak najszybciej wydać książkę, właściwie – tak pisze Bartosz Janiszewski w biografii barda stolicy – nie dyskutował i po prostu skreślał. W ramach domknięcia projektu polegającego na wydaniu trylogii w wersji nieocenzurowanej również w trzeciej części fragmenty przywrócone są wyboldowane. W tym wypadku ingerencje były największe, „Na marginesie życia” znacznie zwiększyło swoją objętość, a pogrubione fragmenty to zazwyczaj całe barwne sceny z sanatoryjnego życia. Znakomicie się je czyta po latach, zwłaszcza że Grzesiuk z jednej strony nie traci poczucia humoru, z drugiej ma świadomość tego, jak stygmatyzująca jest choroba, na która cierpi on i inni kuracjusze. Na szczególną uwagę zasługuje tak charakterystyczne dla Grzesiuka celne sportretowanie społeczności sanatoryjnej, zwrócenie uwagi na łatwość odtwarzania klasowości także w warunkach izolacji oraz domaganie się sprawiedliwości społecznej i empatii. Trzeba – koniecznie!

Stanisław Grzesiuk, Na marginesie życia, Wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 2018.


[przeczytana jako e-book na czytniku PocketBook Touch HD2 Ruby Red]

niedziela, 9 września 2018

Obcość (A. Lis, Latawce)

Powieść Agnieszki Lis to przykład popularnej literatury kobiecej, rezygnującej z łatwych i oczywistych rozwiązań. Autorka nie tylko decyduje się na opisanie niełatwego stanu duszy dziecka, potem nastolatka, ale i stawia na ciekawą, nieoczywistą relację, wokół której koncentruje się cała opowieść. To syn i matka są głównymi bohaterami. Łącząca ich więź, szybko zaczyna tak naprawdę dzielić. Lis udaje się pokazać bezsilność obu stron, rodzącą się niechęć, nieumiejętność nazywania uczuć, rodzenie się coraz większych nieporozumień. „Latawce” okazują się więc zapisem stanu rozpadu uczuć, więzi, tego wszystkiego, co mogło łączyć, a co stało się tak ulotne. Autorka próbuje eksperymentować z zapisem wspomnianych emocji i osiąga całkiem ciekawy efekt. Fragmentaryczna narracja oparta na krótkich, dynamicznie wprowadzanych scenach, oddaje rozrastającą się przypadkowość kontaktów, stopniowo pojawiającą się obcość i świadomość wkraczania w rzeczywistość, z której nie ma już wyjścia. Wspomniane sceny poprzetykane są refleksjami, które dobitnie pokazują rozdźwięk między tym, co bohater robi i w co coraz mocniej wchodzi, a tym, co myśli i tak naprawdę czuje. Choć powieść nie jest długa, autorka panuje nad opisywaną historią, umiejętnie dawkując emocje i właściwie zachowując proporcje. Daje to zdecydowanie interesujący i zasługujący na uwagę efekt, zwłaszcza że i zaskoczenie jest dalekie od przewidywalnego happy endu.


Agnieszka Lis, Latawce, Wyd. Czwarta Strona, Poznań 2018.

sobota, 8 września 2018

Powierzchowność (A. Arendt, Bałtyk. Historie zza parawanu)

Publikacja Aleksandry Arendt to przykład książki, której towarzyszy ciekawy pomysł, ale dużo mniej interesująca jego realizacja. Opisanie Bałtyku jako fenomenu przyrodniczego, historycznego, lokalnego i nieoczywistego to na pewno idea, która budzi ciekawość. Owszem, podtytuł „Historie zza parawanu” trochę sugeruje to, co jest wadą książki, a mianowicie jej pretekstowość, powierzchowność, nazbyt szybkie kończenie podejmowanych wątków. Chciałoby się jednak, aby ów podtytuł kojarzący się z wielością i przypadkowością odsłonił inną zawartość. Tak się nie dzieje. Mamy więc wiele pozaczynanych historii, bardzo ciekawych, które potraktowano jako kolejny rozdział – ładnie zilustrowany, ale bez wnikliwości opowiedziany. W efekcie książka ta przypomina trochę popularyzujący Bałtyk przewodnik. Tylko tyle. Mogłaby być dobrym reportażem, ale nim nie jest. Szkoda.


Aleksandra Arendt, Bałtyk. Historie zza parawanu, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2018.

poniedziałek, 3 września 2018

Przetrwać w pamięci (M. Górlikowski, Noblista z Nowolipek. Józefa Rotblata wojna o pokój)

Książka Górlikowskiego to interesujący przykład reportażu historycznego, stawiającego w centrum biografię konkretnego człowieka oraz epoki. Właśnie to połączenie jest w tym przypadku najciekawsze. Z jednej strony zapoznajemy się bowiem z efektami autorskich poszukiwań na temat życiorysu Józefa Rotblata, z drugiej wspomniana biografia prezentowana jest cały czas w taki sposób, by nie tracić z oczu II wojny światowej, Holocaustu i tego, co działo się po wojnie. Główny bohater tej opowieści zostaje pokazany jako ktoś, kto funkcjonuje w nieustannym, użyjmy tego niezręcznego nieco słowa, rozkroku: ideowym, naukowym, rodzinnym, politycznym. Gdzieś w tle mamy więc pamięć o tych, którzy zostali w Polsce, w tym dramatyczne losy żony Rotblata; bardzo intensywnie odzywa się pamięć relacji mistrz-uczeń, łączącej Rotblata z prof. Ludwikiem Wertensteinem; ważny jest nierozwiązywalny wówczas konflikt między Wschodem a Zachodem, no i kwestia pracy nad stworzeniem bomby atomowej. Ta ostatnia sprawa okaże się kluczowa i dla sukcesu Józefa Rotblata, i dla otrzymania przez niego Pokojowej Nagrody Nobla, i dla etycznych dylematów bohatera książki. Interesujące.

Marek Górlikowski, Noblista z Nowolipek. Józefa Rotblata wojna o pokój, Wyd. Znak, Kraków 2018.




niedziela, 2 września 2018

Przetrwać katastrofę (O. El Akkad, Ameryka w ogniu)

Omar El Akkad miał ciekawy pomysł na powieść. Punktem wyjścia jest bowiem druga wojna secesyjna, która wybucha w 2074 roku, skłóca Amerykanów i zmusza obywateli do podejmowania decyzji ostatecznych w swoim wymiarze. To w pewnym sensie powieść drogi, powieść wojenna, apokaliptyczna wizja i saga rodzinna w jednym. Porównywanie tej książki do „Drogi” Cormaca McCarthy’ego czy do „Spisku przeciwko Ameryce” Philipa Rotha jest grubą przesadą, zwłaszcza że w przypadku tego utworu mamy do czynienia z literaturą środka. Mniej więcej połowa książki jest dość przewidywalna. Tak naprawdę autor nie pokusił się o nic więcej jak o odtworzenie losu uchodźców, którzy opuszczają swój rodzinny dom i są zmuszeni do zamieszkania w obozie. Tam to wszystko, co miało być przejściowe, okazuje się bardzo trwałe. Kilka lat w tymczasowości jest nie tylko sztuką przetrwania, ale i okazją do znalezienia Mistrza. Ten zaś kształtuje swoją młodą podopieczną tak, by nadawała się do walki z wrogami. Nienawiść podsycona prywatną stratą musi więc znaleźć ujście. Ci, którzy choć trochę interesują się sposobem werbowania do organizacji terrorystycznych oraz straszliwym losem ludzi opuszczonych przez wszystkich, nie znajdą w tej historii wiele nowego. Dużo ciekawiej robi się mniej więcej w drugiej połowie książki, kiedy Sarat musi się odnaleźć w obcym dla niej świecie bez wojny, a za sobą ma doświadczenie walki, długich lat więzienia i tortur. To, czy bohaterka zgodzi się na reguły nowego świata, będzie faktycznie interesujące, zwłaszcza że kobieta okaże się dobrym strategiem zarówno w sensie politycznym, jak i prywatnym, przewidując to, co się wydarzy i cynicznie niekiedy minimalizując straty.


Omar El Akkad, Ameryka w ogniu, przeł. Jacek Żuławnik, Wyd. W.A.B., Warszawa 2018.

sobota, 1 września 2018

Szantaż emocjonalny (H. Morris, Tatuażysta z Auschwitz)

Powieść Morris jest przykładem tego, czego nie należy robić ze świadectwami osób, które były bezpośrednimi świadkami Holocaustu. Zamiast przejmującej opowieści o woli przetrwania, walce o jutro, nadziei wbrew wszystkiemu i wielkiej miłości otrzymujemy bowiem w tym przypadku dość przeciętną, mocno zbanalizowaną powieść popularną. Okładka z charakterystycznym pasiastym tłem oraz zdjęciem obozu, tytuł i informacja: „powieść oparta na faktach” w pewnym sensie szantażują emocjonalnie czytelnika. No bo jak powiedzieć, że to banał, skoro to prawda?, jak powiedzieć „słabe”, skoro czyjeś życie oceniamy?, jak wreszcie piętnować powierzchowność, skoro mowa o Zagładzie? A jednak trzeba mówić i o banalności tego tekstu, i o jego słabości, i o powierzchowności opisu. Z oryginalnego i angażującego odbiorcę życiorysu bohaterów autorka zrobiła nijaką literaturę popularną. Morris nie tyle rekonstruuje dramatyczne losy miłości Lalego, tytułowego tatuażysty, i Gity, uwięzionych w obozie koncentracyjnym, co raczej tworzy z ich przeżyć ckliwą i egzaltowaną historyjkę. Od książek, które instrumentalnie wykorzystują czas Holocaustu, a z taką sytuacją mamy tutaj do czynienia, należy więc tylko trzymać się z daleka.


Heather Morris, Tatuażysta z Auschwitz, przeł. Kaja Gucio, Wyd. Marginesy, Warszawa 2018.