Zapraszam również na mój profil na Facebooku: https://www.facebook.com/bernadetta.darska

oraz na moje konto na Instagramie: https://www.instagram.com/bernadettadarska/

czwartek, 31 grudnia 2015

Lektury obowiązkowe 2015

Tak, jak w poprzednich latach, proponuję Państwu podsumowanie książkowe mijającego roku. Nie ukrywam, że wybór nie był łatwy. Mam jednak nadzieję, że okaże się interesujący i inspirujący – po te tytuły zdecydowanie warto sięgnąć. To mądre, ciekawe, dobrze napisane i pozostające w pamięci książki. Moja lista lektur obowiązkowych 2015 roku składa się z czterech części – polecam Państwu reportaże i powieści, polskie i zagraniczne. Tytuły wymieniam w kolejności alfabetycznej według nazwisk autorów, podaję nazwisko tłumacza i wydawnictwo. W Nowym Roku życzę Państwu wielu literackich odkryć, wielu spełnionych książkowych oczekiwań i wiele dyskusji, których pretekstem będzie literatura. Oto lektury obowiązkowe 2015 roku:




Reportaż polski:
1. Justyna Kopińska, Czy Bóg wybaczy siostrze Bernadetcie? (Świat Książki)
2. Aleksandra Łojek, Belfast. 99 ścian pokoju (Czarne)
3. Jarosław Mikołajewski, Wielki przypływ (Dowody na Istnienie)
4. Katarzyna Surmiak-Domańska, Ku Klux Klan. Tu mieszka miłość (Czarne)
5. Małgorzata Szejnert, Usypać góry. Historie z Polesia (Znak)
Reportaż zagraniczny:
1. Swietłana Aleksijewicz, Cynkowi chłopcy, przeł. Jerzy Czech (Czarne);
2. Carl Hoffman, Tajemnica zaginięcia Rockefellera, przeł. Anna Maziarska (Świat Książki)
3. Liao Yiwu, Pociski i opium. Historie życia i śmierci z czasów masakry na placu Tiananmen, przeł. Anna Włodarczyk (Czarne)
4. Charlie Leduff, Detroit. Sekcja zwłok Ameryki, przeł. Iga Noszczyk (Czarne) 
5. V.S. Naipul, Maska Afryki. Odsłony afrykańskiej religijności, przeł. Agnieszka Nowakowska (Czarne)

Proza polska:
1. Sylwia Chutnik, Jolanta (Znak)
2. Weronika Murek, Uprawa roślin południowych metodą Miczurina (Czarne)
3. Andrzej Muszyński, Podkrzywdzie (Wydawnictwo Literackie)
4. Łukasz Orbitowski, Inna dusza (Od deski do deski)
5. Maciej Płaza, Skoruń (W.A.B.) 


Proza zagraniczna:
1. Richard Flanagan, Ścieżki Północy, przeł. Maciej Świerkocki (Wydawnictwo Literackie)
2. Peter Rankov, Matki, przeł. Tomasz Grabiński (Książkowe Klimaty)
3. Sofi Oksanen, Gdy zniknęły gołębie, przeł. Sebastian Musielak (Czarne)
4. Glendon Swarthout, Eskorta, przeł. Stanisław Tekieli (Czarne)
5. Amir Tadż As-Sirr, Łowca larw, przeł. Agnieszka Piotrowska (Claroscuro).



poniedziałek, 28 grudnia 2015

Linia (R. Flanagan, Ścieżki Północy)

Znakomita powieść! O ludziach, którzy trwając w zwyczajności, zostają wrzuceni w nadzwyczajność. O przeciętnych emocjach, które niespodziewanie zamieniają się w uniesienia nie do powtórzenia i nie do zapomnienia. O bohaterstwie, które rodzi się nie z niesamowitych czynów, ale z przekonania, że zawsze należy być przyzwoitym. O bezradności, która ogarnia zewsząd i niszczy od środka, kiedy nie można pomóc temu, kto jest katowany na śmierć. O wspomnieniach, które zabijają, choć jednocześnie pomagają żyć – mimo wszystko i wbrew wszystkiemu. Flanagan proponuje czytelnikom nie tylko wielką powieść, co sugerują wyjątkowo trafne opinie zamieszczone na okładkach książki, ale też, a może przede wszystkim, wielki traktat o człowieczeństwie. Humanistyczny wymiar tej historii zawiera się w przekonaniu, że pozostajemy ludźmi także wtedy, gdy inni odbierają nam prawo do bycia człowiekiem, a także gdy sami przestajemy widzieć w sobie człowieka. Flanagan odsłania słabość i siłę zła – tego doświadczanego, przeżywanego, oraz tego zadawanego drugiej osobie, niszczącego w sposób totalny i brutalny. Wielkim atutem tej poruszającej opowieści jest wyjątkowa umiejętność zrównoważenia świata wojny i świata pokoju. Miłość może być ocaleniem, kiedy staje się krzepiącym wspomnieniem, nadzieją, wyobrażeniem, złudzeniem. Przyzwyczajenie może stanowić punkt odniesienia pozwalający zachować równowagę psychiczną i podtrzymujący przekonanie, że codzienność bywa zadośćuczynieniem dla szczęścia doświadczonego w tajemnicy i w ukryciu. Pamięć może przywoływać obrazy, których nie chce się zapomnieć, ale i może pokazywać, że zniszczenie obejmuje i teraźniejszość, i przeszłość. Flanagan portretuje człowieka w momencie ostatecznego upodlenia. Opis australijskich jeńców pracujących w niewoli japońskiej przy budowie tzw. Kolei Śmierci to próba odsłonięcia siły i słabości tkwiącej w człowieku, który musi się odnaleźć w sytuacji ekstremalnej. Siła i słabość dotyczą zarówno ofiar, jak i katów. Równie przerażająca jest bowiem zwyczajność po wojnie tych, którzy marzyli o tym, by przeżyć, jak i tych, którzy z przekonaniem mordowali, służąc cesarzowi. Choć przetrwali, co innego pamiętają i co innego zapomnieli. Tylko demony, które czasami muszą wyciszyć w sobie, są podobne.


Richard Flanagan, Ścieżki Północy, przeł. Maciej Świerkocki, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2015.

środa, 23 grudnia 2015

Wesołych Świąt!

Wszystkim, którzy tu zaglądają - często, czasami, z przyzwyczajenia, przypadkiem - życzę dobrych świątecznych dni i dużo czasu na spotkania z bliskimi, rozmowy i czytanie książek. 


Między teorią a praktyką (D. Lagercrantz, Co nas nie zabije)

Kontynuacja trylogii „Millenium” Stiega Larssona wzbudza naturalną, chciałoby się powiedzieć, ciekawość oraz równie oczywiste kontrowersje. Zagorzali fani Blomkvista i Salander nie wyobrażają sobie, iż dalsze losy ulubionych bohaterów mogłyby być wymyślane przez innych autorów. Niektórzy pisarze także tworzący kryminały protestowali i ogłaszali bojkot publikacji Lagercrantza. Przez szwedzkie media przetoczyła się dyskusja na temat etycznych uwikłań wpisanych w kontynuowanie popularnych powieści, a serię Larssona traktowano niemalże jak dobro narodowe. Po lekturze „Co nas nie zabije” trudno oprzeć się wrażeniu, że znaczna część deklarowanej niechęci była uzasadniona. Oczywiście, nie ma co się oburzać, że pomysł kontynuacji chciano zrealizować. To praktyka typowa dla popkultury, a ponieważ „Millenium” to prawdziwa kura znosząca złote jajka, trudno dziwić się, że chciano na projekcie zarobić. Dyskusyjny natomiast wydaje się pomysł, aby to właśnie Lagercrantz był osobą, która uniesie ciężar gatunkowy i, tak chyba trzeba powiedzieć, odpowiedzialność wynikającą z obmyślania dalszych losów Mikaela i Lisbeth. Owszem, jest on autorem słynnej biografii Zlatana Ibrahimovica, jest też znanym dziennikarzem śledczym, ale najwidoczniej to nie wystarczy. Autorowi nie udaje się, niestety, zmierzyć z sukcesem z gatunkiem kryminału. Wszystko to, co u Larssona miało pewną klasę, trzymało poziom, dawało gwarancję równowagi między ideowym przekazem a rozwojem akcji, tutaj jest zaburzone. To, co szczególnie uderza i jest wyjątkowo irytujące, to fakt, iż Lagercrantz nazbyt wiele wątków wprowadza za pomocą edukacyjno-moralizatorskiego wykładu. Podobne praktyki mają swoje uzasadnienie gatunkowe w finale, jeśli jednak dzieją się cały czas, pokazują jedynie słabość pisarza. Autor objaśnia nam w ten sposób np. sytuację „Millenium” i to, że dziennikarstwo narracyjne powoli odchodzi do lamusa, a także tajemnice rodzinne Lisbeth Salander. Szkoda, że dzieje się to w ten sposób, bo włączenie części owych objaśnień w akcję wypadłoby o wiele lepiej od wspomnianej wykładowej formuły. Mało przekonujący okazuje się również opis relacji między dziennikarzem a hakerką. Lagercrantz sięga po sprawdzony motyw porozumiewania się na odległość bez spotkania twarzą w twarz. O ile jednak u Larssona taka sytuacja rodzi mnóstwo napięć i wpływa na zmianę tempa akcji, o tyle tutaj jest zabiegiem sztucznym i nieszczególnie udanym. Dyskusyjny w kontekście pisarskiego talentu Lagercrantza jest również pomysł postawienia w centrum wydarzeń idei sztucznej inteligencji i możliwości z niej wynikających. Pisarz nie potrafi zbudować wokół niej takiej opowieści, w której śledztwo miałoby swoje uzasadnienie i swoje zaskakujące momenty. Wręcz przeciwnie, gdyby w ogóle mówić w przypadku tej powieści o śledztwie, byłoby to bardzo problematyczne. Lagercrantz wyraźnie ma kłopoty z typowymi dla gatunku rozwiązaniami, jednocześnie nie umie zaproponować formuły, która zgrabnie wymykałaby się ograniczeniom. W efekcie otrzymujemy słaby kryminał, mało pasjonującą kontynuację i nieprzekonującą próbę zachęty, by sięgnąć po książki Larssona dla tych, którzy „Millenium” nie czytali.


David Lagercrantz, Co nas nie zabije, przeł. Irena i Maciej Muszalscy, Wyd. Czarna Owca, Warszawa 2015.

poniedziałek, 21 grudnia 2015

Pamięć przeszłości (K. Petrowska, Może Estera)

Wspomnieniowa publikacja Petrowskiej to nie tylko próba zmierzenia się z własną przeszłością oraz gotowość przeciwstawienia się niepamięci. Książka ta stanowi także sugestywne, wzruszające, odsłaniające łatwość zapominania archiwum pamięci rodziny. W opowieści autorki widać odwagę w analizowaniu wydarzeń sprzed lat i świadomość tego, że w przypadku XX wieku i tego, co spotkało Żydów, życie będzie nierozłącznie splątane ze śmiercią. Petrowskiej udaje się i przypadkiem, i świadomie znakomicie połączyć historię prywatną, momentami nawet intymną, z historią publiczną. Przypadkiem, bo przecież ci, których zabijano nie wiedzieli, że ich los stanie się symboliczny, a przeżycia zamienią się w typowe dla danego pokolenia. Świadomie, bo członkowie rodziny autorki kształtują nie tylko własne biografie, ale i życiorysy grup społecznych, których są częścią. Bardzo ważnym motywem jest w tym przypadku język oraz milczenie. Fakt, iż w rodzinie Petrowskiej natkniemy się na długoletnią tradycję edukowania głuchoniemych, można uznać za symboliczny. Dawanie prawa głosu i oferowanie narzędzi do używania go zyskują wymiar uniwersalny i pokazują, że ograniczenia można i trzeba przełamywać. Rekonstruowanie własnego drzewa genealogicznego zamienia się w szereg pytań i nielicznych odpowiedzi. Nie zawsze czytelne ślady i to wszystko, co pozostało po przodkach, stają się źródłem pamięci, przetrwania i historycznego sensu. Życiorysy jednostek tworzą w tym przypadku biografię rodziny, ta zaś okazuje się istotną częścią opowieści dużo szerzej zakrojonej, bo współtworzącej świadectwo dotyczące całego społeczeństwa. Sięganie do przeszłości i odtwarzanie losów tych, którzy odeszli, to projekt nie tylko ukierunkowany na to, co minione. Petrowska inwestuje również w przyszłość, budując fundament własnej tożsamości i pozwalając pamięci na pokonanie zapomnienia. W efekcie wiedza ma w sobie dużo emocji i wzruszeń, umożliwia bowiem odkrycie więzi, które wcześniej były niedostrzegalne, nie miały więc szansy na zaistnienie.


Katia Petrowska, Może Estera, przeł. Urszula Poprawska, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2015.

niedziela, 20 grudnia 2015

Kryzys (nie tylko) związku (M. Gretkowska, P. Pietucha, Miłość klasy średniej)

Manuela Gretkowska i Piotr Pietucha to para nie tylko w życiu prywatnym. W duecie pisarskim możemy ich czytać już po raz drugi. Przed „Miłością klasy średniej” były przecież „Sceny z życia pozamałżeńskiego” z 2003 roku. Obie okładki opatrzone są fotografią autorów, co z jednej strony jest wykorzystaniem potencjału reklamowego wizerunku znanych postaci, z drugiej natomiast czytelną sugestią, iż mamy do czynienia z tekstami autobiograficznymi. Gretkowska i Pietucha nie ukrywają zresztą, że „Miłość klasy średniej” to proza, w której autentyczne doświadczenia zostają potraktowane jeden do jednego. W wywiadzie udzielonym „Vivie!” autorzy odnoszą się do kryzysu własnego związku. Gretkowska opowiada o rocznym wyjeździe z córką do Stanów Zjednoczonych, w trakcie którego partner przez pół roku się do niej nie odzywał, a Pietucha zdradza, że jest tzw. DDA (dorosłym dzieckiem alkoholików). Oboje dają więc wyraźnie do zrozumienia, że historia opowiedziana w „Kalifornii” (pierwsza część książki) to zapis ich rozstania i prób leczenia nieobecnością neurotycznego charakteru związku. Można by więc pozytywnie ocenić fakt, że para dzieli się z czytelnikami swoimi przeżyciami i oferuje im w sumie dość optymistyczny przekaz. Pomijam, że banalny, bo przecież krzepiący. We wspomnianym wywiadzie czytamy: „On twierdzi, że to »metafizyka«, ona, że »czas, który płynął, ucząc, jak nie być ze sobą, a nie wyłącznie być. Bo miłość, to proporcje tych dwóch stanów. Nie tylko sklejenie sakramentem, czy sentymentem«”. Można by, gdyby nie jakość owej literatury. Książka składa się z dwóch opowieści. Wspomniana „Kalifornia” jest autorstwa Gretkowskiej, natomiast „Domino” Pietuchy. Obie historie opowiadają o kryzysie związków. Bardzo trudno byłoby obronić tezę, że jest w nich coś świeżego, oryginalnego, nieprzewidywalnego. Oczywiście, ktoś mógłby powiedzieć, że właśnie w tym tkwi siła przedstawiania rozstań, że pewne motywy powtarzają się. Byłby to jednak mocno wątpliwy argument. I Gretkowska, i Pietucha proponują bowiem czytelnikom literaturę zbędną. „Miłość klasy średniej” nie różni się szczególnie od typowych produkcji tzw. literatury kobiecej, tych schematycznych i przydatnych do obrazowania stereotypów. W przypadku tej publikacji nie mamy do czynienia ani z dobrą literaturą artystyczną, ani z dobrą literaturą środka, ani z dobrą literaturą popularną. Szkoda.


Manuela Gretkowska, Piotr Pietucha, Miłość klasy średniej, Wyd. Świat Książki, Warszawa 2015.

sobota, 19 grudnia 2015

Domknięcie spraw sprzed lat (L. Marklund, Żelazna krew)

Jedenasta część serii kryminalnej z Anniką Bengtzon w roli głównej zapowiadana jest jako ostatnia. Niezależnie od tego, czy autorka pozostanie przy swojej decyzji, czy może jednak ją zmieni, powieść ta faktycznie pomyślana jest jako rodzaj podsumowania, zakończenia, wielkiej zmiany związanej z koniecznością zmierzenia się przez bohaterkę z własnymi demonami. Nie znaczy to, oczywiście, że kolejne książki o zdeterminowanej i skutecznej dziennikarce popołudniówki nie miałyby sensu. Marklund udało się przecież stworzyć postać bardzo wyrazistą, zwyczajną w swojej niepowtarzalności i mocno wpisaną w aktywność zaangażowaną społecznie. W „Żelaznej krwi” Annika wraca do sprawy, która miała miejsce na początku jej dziennikarskiej kariery i która opisana została w „Studiu Sex”. Próba rozliczenia przestępców, którym udało się uniknąć kary, zostanie pokazana w intrygujący sposób. Z jednej strony to ważny gest społeczny – o zbrodni się nie zapomina, a sprawiedliwość upomina się o swoje, z drugiej to podtrzymywanie zainteresowania czytelników poprzez podsycanie niepokoju wynikającego z wiedzy o śledztwach, które nie skończyły się sukcesem. Ci, którzy znają wcześniejsze części serii, wiedzą, że w tle spraw, będących w centrum zainteresowania bohaterki, jest zawsze opowieść o zmieniających się mediach. Nie inaczej jest w tym przypadku. Gazeta, w której pracuje Annika, musi przejść reorganizację tożsamą z prawdziwą rewolucją. Jak zwykle obecne jest też pytanie o potrzebę i (nie)zbędność dziennikarstwa narracyjnego. Wiodącym wątkiem w „Żelaznej krwi” będzie również problem przemocy i wynikająca z tego konieczność rozliczenia się Bengtzon z traumami rodzinnymi i związkiem bohaterki sprzed lat, który miał wyjątkowo tragiczny finał. Dylematy, tak chyba można je określić, tożsamościowe i rozrachunek z własną biografią zostaną dodatkowo wzmocnione faktem niespodziewanego zniknięcia siostry Anniki. Poszukiwania kobiety zderzą się z poszukiwaniami odpowiedzi na pytanie o własną wartość i prawo do samostanowienia.


Liza Marklund, Żelazna krew, przeł. Elżbieta Frątczak-Nowotny, Wyd. Czarna Owca, Warszawa 2015.

piątek, 18 grudnia 2015

Wiara w cieniu konfliktów (D. Rosiak, Ziarno i krew)

Dariusz Rosiak wybiera się w podróż niebanalną i nieoczywistą, choć jeśli zastanowimy się nad pomysłem autora, to fakt wędrówki do źródeł wydawać się zaczyna czymś jak najbardziej uzasadnionym i niemalże koniecznym. Dziennikarz decyduje się bowiem na opisanie losu chrześcijan na Wschodzie. Z jednej więc strony odwołuje się do wielowiekowej tradycji i sprawdza, jak to, co „dzisiaj”, ma się do tego, co „kiedyś”, z drugiej natomiast mierzy się z problemami, które coraz częściej zaczynają uderzać i w Europejczyków, a więc chociażby z ekspansją Państwa Islamskiego, dramatycznymi wędrówkami uchodźców czy konfliktami na tle religijnym. Rosiak, jak zwykle zresztą, okazuje się przewodnikiem doskonałym. Słucha, pyta, deklaruje swoją wiarę, ale jednocześnie nie daje z tego powodu żadnych ulg swoim rozmówcom, znakomicie pokazuje, jak łatwo stworzyć patowe sytuacje tam, gdzie mogłyby istnieć celebrowane na co dzień dobrosąsiedzkie stosunki, odsłania zróżnicowanie wschodniego chrześcijaństwa i udowadnia, że zrozumienie niektórych niuansów prowadzi do zapętlenia nie do pokonania nawet dla samych wtajemniczonych. Niezależnie więc od tego, że zostają nam wyjaśnione różnice, że pewne kluczowe elementy religii są tutaj nazwane, najważniejsze i najbardziej dramatyczne okazuje się to, co sobie i swoim rzekomym przeciwnikom serwuje człowiek. Nie Bóg jest źródłem nieszczęścia, ale jego wyznawcy, którzy nie chcą być empatyczni, unikają miłości, wybierają nienawiść i władzę zamiast wspólnoty i równości. Jednostkowe doświadczenie jest zatem najbardziej poruszające. Książka Dariusza Rosiaka może nie tylko skłonić do refleksji na temat zróżnicowania i egzotyki niektórych odsłon chrześcijaństwa na Wschodzie, ale też sprowokować do poszukiwań lekturowych na temat rejonów, które odwiedza reporter. Autor przygląda się bowiem życiu uchodźców w Szwecji, opisuje realia w południowej Turcji, koncentruje się na specyfice życia w Stambule, odsłania rzeczywistość libańską czy egipską (w tym drugim przypadku przywołany zostaje Piotr Ibrahim Kalwas), próbuje zrozumieć konflikt izraelsko-palestyński, a także odwiedza iracki Kurdystan. Bardzo dobre.


Dariusz Rosiak, Ziarno i krew. Podróż śladami bliskowschodnich chrześcijan, Wyd. Czarne, Wołowiec 2015.

wtorek, 15 grudnia 2015

Świat przeszłości i świat teraźniejszości (A. Hemon, Dwa razy życie)

„Dwa razy życie” to zbiór wspomnień z publicystycznym zacięciem oraz fragmentami na miarę dobrego tekstu reporterskiego. Autor siebie czyni głównym bohaterem, a własną biografię pretekstem do opowieści o charakterze uniwersalnym. Prywatny, miejscami nawet intymny charakter zapisków wpływa na ich sugestywność oraz na siłę pacyfistycznego przesłania. Wojna okazuje się końcem świata – tego w wymiarze politycznym, społecznym, ale i rodzinnym, jednostkowym. Tak naprawdę więc książkę Hemona można z powodzeniem czytać jako pożegnanie z rzeczywistością, której już nie ma. Jednocześnie jednak jego wspomnienia dobitnie pokazują, że przeżywanie dramatu może być również czymś zapośredniczonym. Autor przeżywa upadek swojego dobrze znanego świata poprzez nieobecność i konieczność zakorzeniania się w nowym, odległym miejscu. Psychicznie nie potrafi się uporać z tym, co jest traumatycznym doświadczeniem jego najlepszego przyjaciela. Próbując zdefiniować własne uczucia, pokazując emocje rodziców i przytaczając autoanalizę tego, z kim tak świetnie się rozumiał, odkrywa, jak ważna jest w życiu godność, jak istotne jest bezpieczeństwo i jak cenny jest, często lekceważony i ironicznie krytykowany, spokój. Wyróżnione w podtytule miejsca – Bośnia i Ameryka – są nie tylko przeciwstawnymi realiami, które autor usiłuje pogodzić, odtworzyć, przestać być „tam”, kiedy jest „tutaj”. Stają się również krajami-symbolami. Bośnia to czas dzieciństwa, dorastania, wspomnień rodzinnych, tego wszystkiego, co przez wojnę zostało bezpowrotnie utracone. Z kolei Ameryka (ale i Kanada) to kraj spełnionej nadziei, nostalgii, otwarcia się na przyszłość i odkrycia, że inne miejsce można również uznać za swoje i niekoniecznie musi się to wiązać ze zdradą tego, co wojna tak brutalnie wymazuje.


Aleksandar Hemon, Dwa razy życie. Bośnia i Ameryka, przeł. Tomasz Bieroń, Wyd. Dowody na Istnienie, Warszawa 2015.

poniedziałek, 14 grudnia 2015

Przeszłość, która jest dziś (M. Wyka, Przypomniałam sobie)

Publikacja Marty Wyki to doskonała lektura nie tylko dla tych, którzy interesują się literaturą, ale i dla tych, którzy chętnie mierzą się z wyzwaniami wynikającymi z pracy pamięci. Tytułowe „Przypomniałam sobie” stanowi bardzo mocną deklarację świadomego sięgnięcia w przeszłość i odsłonięcia tego, co zostało zapamiętane. Jednocześnie słowa te prowadzą nas w kierunku chwilowości procesu przypominania. Nieutrwalone zwycięstwo nad zapomnieniem bywa bardzo złudne. Nic więc dziwnego, że autorka decyduje się na zapisanie minionego, intrygująco łącząc we wspomnieniach to, co prywatne, z tym, co publiczne. Z jednej więc strony bardzo mocno wybrzmiewa w tym tomie odautorskie „ja”, z drugiej dostrzegalne jest poczucie bycia częścią historii literatury, portretowanie pewnej epoki oraz pewnego pokolenia. Marta Wyka wspomina na przykład szkolną przyjaciółkę Jankę i jednocześnie interpretuje twórczość pisarki Janiny Katz – koegzystują zatem ze sobą role koleżanki i badaczki literatury. Autorka nie tylko wspomina ludzi i miejsca, które ożywają w jej pamięci. Decyduje się również na zabawę/grę formą, wcielając się w pisarzy i tworząc teksty „w ich stylu”. Nie ma znaczenia, czy zgodnie z tytułem danej części publikacji, literaturoznawczyni skupia się na ludziach, miejscach, czy rzeczach (tu: książkach). Za każdym razem człowiek, jego myśli i przestrzeń, w której funkcjonuje, okazują się równie ważne. Przywilej towarzyszenia bohaterom w roli przyjaciółki, znajomej czy po prostu aktywnej obserwatorki, wpływa na celność, czułość i uważność spostrzeżeń. Literatura w tej opowieści staje się nie tylko dziełem tych, którzy stanowią część życia autorki, ale również zamienia się w istotny fragment codzienności i podstawę tego, co pozwala na urefleksyjnienie rzeczywistości. „Wczoraj” jest obecne i „dzisiaj” – dzięki tekstom i niebanalnym życiorysom gwarantującym przetrwanie pomimo przemijania.


Marta Wyka, Przypomniałam sobie, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2015.

wtorek, 1 grudnia 2015

Opowieść o świecie, którego już nie ma (A. Muszyński, Podkrzywdzie)

Andrzej Muszyński to nie tylko autor interesujących reportaży, ale też bardzo ciekawy prozaik. Już jego zbiór opowiadań „Miedza” zasługuje na uwagę. Muszyński pisze bowiem prozę bardzo sensualną, obrazową, metaforyczną, miejscami poetycką, bardzo piękną językowo. Dalsza przygoda autora z literaturą piękną okazuje się równie udana. Powieść „Podkrzywdzie” to jedna z najbardziej wyrazistych książek tego roku, zachwycająca w swoim opisie świata, którego już nie ma, zastanawiająca w pomyśle uchwycenia miejsca trochę poza czasem i poza konkretem, intrygująca w swoim przypowieściowym charakterze, przemyślana językowo. Podobnie jak „Skoruń” Macieja Płazy książka Muszyńskiego wchodzi w dialog z tradycją tzw. literatury chłopskiej. Nie chodzi tu jednak ani o wyważanie otwartych drzwi, ani o polemikę znoszącą to, co zostało uznane i jest podziwiane. Decydując się na dziecięcą perspektywę, autor pozostaje świadomy literackiej umowności takiego gestu i wynikających z niego pułapek. Dzięki temu unika banału, a to, co tajemnicze przed laty, w wieku dorosłym bohatera jest przedstawione jako, owszem, sekret, ale zupełnie innego rodzaju niż chłopiec się spodziewa. Muszyński ma talent to konstruowania bardzo malowniczych scen. Przykładem może być mroczne, ale i zachwycająco opisane zabijanie domowego ptactwa przez dziadka. Scena ta na długo pozostaje w pamięci. Pisarz korzysta z metaforyki Księgi, dzięki czemu portret wsi i ludzi staje się historią stwarzania i przemijania świata. Miejsce, które jest równie ważnym bohaterem jak osoby pojawiające się w powieści, zamienia się w rzeczywistość, której reguły nijak się mają do wielkich zmian i polityki wielkiego świata. Wieś odradza się i umiera wraz z porami roku. Jej mieszkańcy słuchają swojego mistrza, który przychodzi z zewnątrz i odchodzi w taki sposób, że siłę miesza ze słabością, tym samym burzy wcześniej ustalony porządek. To, co jest stałe, znajduje swoje uprawomocnienie w powtarzalności zmian zachodzących w przyrodzie. To natomiast, co zawiera w sobie potencjalność końca i chwiejność przypadkowości, skazane jest na akceptację powiązaną z pożegnaniem. Dziecko nie rozumie, kim jest „ono”, o którym mówi co jakiś czas dziadek. Przedwczesny koniec staje się trudnym spoiwem, ale i źródłem niezrozumienia. Śmierć nie tylko więc dzieli, ale i łączy. Perspektywa dziecka jest perspektywą mityczną. Świat widziany oczami bohatera urasta do rangi metafory, sugestywnej, mądrej, niezwykle fascynującej. Bardzo dobre.


Andrzej Muszyński, Podkrzywdzie, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2015.