Zapraszam również na mój profil na Facebooku: https://www.facebook.com/bernadetta.darska

oraz na moje konto na Instagramie: https://www.instagram.com/bernadettadarska/

poniedziałek, 23 kwietnia 2018

Triumfujące zło (G. Tallent, Moja Najdroższa)

Gabriel Tallent w swojej debiutanckiej powieści gra na najwyższych emocjonalnych rejestrach. Łatwo wtedy się potknąć i ponieść porażkę, a jednak autorowi udaje się uniknąć wszelkich mielizn. Proponuje czytelnikom powieść mocną, poruszającą, znakomicie rekonstruującą proces niszczenia jednego człowieka przez drugiego. Autor nie tylko opisuje stan uzależnienia, jaki łączy ojca i córkę, ale również dba cały czas o to, by forma współgrała z treścią. Mamy więc do czynienia z książką przemyślaną. Kompozycyjnie opowieść ta opiera się na zderzeniu dwóch światów – tego odizolowanego, opartego na chorej miłości, związanego z tresowaniem dziecka i kształtowaniem go na własne podobieństwo, i tego otwartego, pełnego innych ludzi, zmuszającego do nawiązywania relacji. Oba światy są światami troski, okazywanej jednak w inny sposób. Dom, w którym mieszka Martin ze swoją dorastającą córką Julią vel Turtle, jest tak naprawdę więzieniem. Ojciec robi wszystko, by uzależnić dziewczynkę od siebie, zarówno pod względem emocjonalnym, jak i fizycznym. Przemoc seksualna wiąże się tutaj z przemocą psychiczną, a Tallentowi udaje się pokazać przerażający proces tworzenia mentalności ofiary. Martin doprowadza do takiej sytuacji, że Turtle nie zna innej codzienności, w efekcie wszystko to, co tak naprawdę jest patologiczne, uznaje za normalne. Dopiero kiedy symboliczny mur stworzony przez ojca zaczyna się kruszyć, bohaterka odkrywa, że można żyć inaczej i że są ludzie, którym też na niej zależy. Najbardziej poruszające momenty powieści to sceny, w których Turtle w kontakcie z osobami spoza jej codziennego świata, rozpaczliwie odczuwa potrzebę uzyskania pomocy, ale ukrywa ją i wyrzeka się jej, zachowując się tak, jak nauczył ją ojciec. Będąc ofiarą powiela więc zachowania swojego oprawcy. Lektura obowiązkowa.


Gabriel Tallent, Moja Najdroższa, przeł. Dariusz Żukowski, Wyd. Agora, Warszawa 2018.

niedziela, 22 kwietnia 2018

Czy tylko absurd? (I. Myšková, Białe zwierzęta są bardzo często głuche)

Ivana Myšková proponuje czytelnikom zbiór opowiadań. Nie dosyć, że gatunek to mało popularny, to jeszcze historie opowiadane przez autorkę oparte są na absurdzie zderzonym z codziennością. Mogłoby się więc wydawać, że proza tego typu raczej nie ma szansy na literacki sukces. Nic bardziej mylnego. Opowiadania Myškovej okazują się wyjątkowo świeże, zabawne, ale i bogate w sensy, lekkie, tak można by stwierdzić, ale i mocne, dające do myślenia. Zderzanie tego, co śmieszne, z tym, co poważne, oraz tego, co zwykłe i przeciętne, z czymś, co burzy wcześniej ustalony porządek, to jedna z praktyk, która w literaturze czeskiej sprawdza się szczególnie. Znakomicie to widać na przykład w otwierającym tom opowiadaniu „Zasłona” lub w opowiadaniach „Zapach domu”, „Niebezpieczeństwa czyhające na drogach dojazdowych” czy „Hostel”. Niskie miesza się tutaj z wysokim, absurdalne z problematyką jak najbardziej serio, siermiężne z wielkim i wzniosłym. Talent autorki widać nie tylko w opowiadaniach dłuższych, ale i tych, którym bliżej do impresji – krótkich, ale zawsze celnych. Codzienność zostaje tutaj pokazana w specyficzny sposób. Dziwność, stanowiąca jej część, przychodzi do człowieka nie z zewnątrz, ale od środka. W pewnym więc sensie, tak sugeruje autorka, za wszelkie aberracje pojawiające się w naszej rzeczywistości, odpowiadamy sami i sami je generujemy. Do uważnego czytania.


Ivana Myšková, Białe zwierzęta są bardzo często głuche, przeł. Elżbieta Zimna, Wyd. Dowody na Istnienie, Warszawa 2018.

sobota, 21 kwietnia 2018

Być człowiekiem (H. Jordan, Błoto)

Debiutancka powieść Hillary Jordan to intrygujący przykład literatury, próbującej połączyć to, co problemowo istotne, z jednoczesną atrakcyjnością przekazu. Można by więc powiedzieć, że mamy w ty przypadku do czynienia ze wzorcowym przykładem literatury środka. Jordan decyduje się na narrację wielogłosową. Poszczególne rozdziały to opowieść z perspektywy najważniejszych bohaterów tej historii. Kompozycyjnie utwór Jordan jest precyzyjnie zaplanowany, a metafora tytułowego błota jako czegoś, co dosłownie oblepia ludzi na farmie podczas codziennej pracy, w deszczu, podczas kopania grobu, ale i metaforycznie niszczy ich życie, staje się bogatym w znaczenia odniesieniem. Nieco nieprzemyślany jest ostatni rozdział – nazbyt patetyczny, niepotrzebnie stawiający pewne rzeczy wprost, bliski manifestu. Dużo lepiej powieść wybrzmiałaby w finale, gdyby zakończono ją na przedostatniej części, będącej wypowiedzią Laury. To zresztą właśnie ona jest jedną z najważniejszych postaci powieści. Przechodzi wielką przemianę z kobiety zahukanej, niepewnej, z niskim poczuciem własnej wartości w osobę zmuszoną do stawiania czoła przeciwnościom pojawiającym się każdego dnia na farmie. Laura odkrywa w sobie wewnętrzną siłę, ale też będzie musiała zmierzyć się z dramatycznymi wydarzeniami, w które wplącze się jej rodzina. Jordan buduje swoją opowieść wokół trzech ważnych wątków: rasizmu Południa, emancypacyjnego wymiaru wojny, zrównującej walczących w Europie białych i czarnych Amerykanów, przyzwyczajenia, z którego rodzi się miłość, a na jej marginesie wielka namiętność. Na szczęście autorka nie idzie w kierunku romansu i równoważy wspomniane motywy w sposób wyjątkowo udany. W powieści bardzo ważną kwestią okazuje się zaniechanie i konieczność dokonywania wyborów, z których każdy ostatecznie ma tragiczne konsekwencje. Warto.


Hillary Jordan, Błoto, przeł. Adriana Sokołowska-Ostapko, Wyd. Otwarte, Kraków 2018.

piątek, 20 kwietnia 2018

Szukanie siebie z przeszłości (A.F. Harrold, Przyjaciel z szafy, ilustracje: E. Gravett)

„Przyjaciel z szafy” to książka adresowana do dzieci, jednak jej odbiorcą może stać się również dorosły. Autor z jednej strony proponuje opowieść o skomplikowanej przyjaźni i zobowiązaniach z niej wynikających, z drugiej stawia istotne pytania o tożsamość oraz pamięć i zapomnienie. Skutki dorastania, wyraźnie zasugerowane przez pisarza, wiążą się bowiem z odcięciem się od rzeczy niegdyś najważniejszych. Oddalamy się od siebie z dzieciństwa, a to, co wydawało się niemożliwe do zapomnienia, po latach okazuje się trudne do przypomnienia. Harrold zmusza do zmierzenia się z pytaniami ważnymi, ale i niekiedy ostatecznymi w swoim wymiarze. Bardzo mocno zostaje tutaj zaakcentowana siła wyobraźni i rola, jaką wyobraźnia pełni w życiu dziecka. Pojawia się kwestia reakcji rodziców na wyimaginowanych przyjaciół ich dzieci oraz to, jak potrzebna jest reakcja wspierająca, rozumiejąca, odcinająca się od racjonalności. Gdzieś w tle obecne jest także pytanie o znikanie osób ważnych z naszego życia. Harrold co prawda opowiada o przyjaciołach, który widzi tylko osoba mająca wielką wyobraźnię, jednak pośrednio historia ta może przygotowywać do mierzenia się z ostatecznością całkiem realną. W pewnym bowiem sensie ma podobne przesłanie jak „Bracia Lwie Serce” Astrid Lindgren. Opowieść o przyjaźni, tak to ujmijmy, między podziałami, bo więź rodzi się między ludzkim dzieckiem a kimś lub czymś wyobrażonym, może również uczyć akceptacji dla inności, obcości oraz podsycać pozytywnie pojmowane zaciekawienie kimś, kto się od nas różni. A że wszystko to utrzymane jest w bardzo dobrym stylu, z odpowiednią dramaturgią i emocjonalnym napięciem, to „Przyjaciela z szafy” można tylko polecić – tym małym i tym dużym czytelnikom.


A.F. Harrold, Przyjaciel z szafy, ilustracje: Emily Gravett, przeł. Maria Jaszczurowska, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2018.

czwartek, 19 kwietnia 2018

Opowieść o (nie)istnieniu (J. Leociak, Biografie ulic. O żydowskich ulicach Warszawy: od narodzin po Zagładę)

Książka Jacka Leociaka powinna stać się lekturą obowiązkową nie tylko dla tych, których interesuje kwestia miejsc pamięci, topografia przeszłości powiązanej z przywoływaniem ludzi i zdarzeń, tematyka Zagłady, losy Warszawy i jej mieszkańców, ale i – a może przede wszystkim – człowiek i przestrzeń, która staje się częścią jego życia. Lista potencjalnych adresatów może być długa. Autorowi udaje się pokazać, jak ważne jest pamiętanie tego, po czym czasami nie zostaje żaden ślad, jak istotne jest utożsamianie się z historią tych, którzy odeszli, i jak niezbędne jest szukanie pozostałości tego, co świadomie i z premedytacją zostało pieczołowicie wymazane. Leociak łączy w swojej aktywności badawczej dwie niezwykle istotne perspektywy – jest znawcą tematu, erudytą, naukowcem, który ma ogromną wiedzę z różnych dziedzin, ale i nie przestaje być człowiekiem wrażliwym na cierpienie, kimś, kto rozumie ostateczność wynikającą z zapomnienia i kto nie waha się mówić głośno o naszej wspólnej odpowiedzialności za pamięć. „Biografie ulic” doskonale wpisują się w nurt pisarstwa zaangażowanego, nieobojętnego na wykluczonych, nieodwracającego się od tych, którzy zostali zmuszeni do milczenia. Leociak zaznacza zresztą we wstępie związek swoich historycznych esejów z nową humanistyką. W opowieściach autora pojawia się arcyciekawe połączenie rekonstrukcji historii poszczególnych ulic, zaznaczenia i zdefiniowania ich szczególności i cech charakterystycznych z gotowością oddania atmosfery miejsca i tego, co działo się między ludźmi. Momentem zwrotnym dla historii każdego z opisywanych miejsc jest okres funkcjonowania w ramach getta i późniejszego zniszczenia. Nie bez powodu w podtytule książki mamy zasygnalizowany znaczący początek i koniec – moment założycielski i dokonującą się na oczach innych Zagładę całego mikroświata: ulic, historii i ludzi. Leociak odwołuje się i do dokumentów, i do świadectw mówionych oraz spisanych, i do tekstów literackich. W efekcie ów niemożliwy do opisania świat ożywa, zostaje przywołany i pozostaje wśród nas. Autor stara się zresztą delikatnie, ale i dobitnie zasugerować, że pamiętanie to również, tak to ujmijmy, widzenie i odczuwanie przeszłości. Chodzenie po dawnych żydowskich ulicach Warszawy lub po miejscach, w których kiedyś się znajdowały, wiąże się zatem z zobowiązaniem. Nie jest obojętne i bez znaczenia. To dzięki pamięci i przeciwstawieniu się zapomnieniu granice częściowo mogą zostać zniesione. A granic tych było wiele: mur oddzielający getto, przesuwanie granic getta i wynikająca z tego intensyfikacja niepewności, obojętność niektórych na to, co w getcie się działo, brak śladów po tamtym świecie, przesuwanie budynków w trakcie odbudowy, burzenie kamienic, wreszcie traktowanie spalonego terenu getta jako miejsca potencjalnych zdobyczy. Jacek Leociak znakomicie niuansuje wielość postaw, etyczne uwikłanie i dramat uwiecznionych w pamięci lub na fotografiach chwil. To nimi znaczony jest ów nieistniejący, a jednak bardzo mocno zaistniały, świat. Lektura niezbędna.


Jacek Leociak, Biografie ulic. O żydowskich ulicach Warszawy: od narodzin po Zagładę, Wyd. Dom Spotkań z Historią, Warszawa 2018.

poniedziałek, 16 kwietnia 2018

Dopisać zakończenie (I. Michalewicz, Zbrodnie prawie doskonałe. Policyjne Archiwum X)

Reporterska książka Izy Michalewicz to przedsięwzięcie interesujące nie tylko z powodów faktograficznych. Na uwagę zasługuje również aspekt ideowy. Obok spopularyzowania wiedzy na temat pracy policyjnego Archiwum X otrzymujemy również wyraźnie zaakcentowane przesłanie konieczności upominania się o dokończenie tych historii, w których zatriumfowało zło. Reporterka pokazuje więc społeczne korzyści wynikające z pracy policjantów. Chodzi więc, oczywiście, o znalezienie i ukaranie przestępcy, ale i – a może przede wszystkim – o znalezienie odpowiedzi na pytanie, kto zabił, dlaczego to zrobił, gdzie znajduje się ciało ofiary i jaki był koniec tego, kto już nigdy nie opowie o tym, co mu się przydarzyło. Michalewicz przedstawia pracę policyjnego Archiwum X w sposób niebanalny. Rezygnuje z rekonstruowania historii śledczych na rzecz równoległego pokazywania spraw, opisywania policjantów w działaniu wydobywania na wierzch trudności, które się pojawiają, i sukcesów, które udowadniają, że nawet po wielu latach warto szukać i pytań. Oryginalnym pomysłem kompozycyjnym jest zamknięcie książki sugestią, iż opowiedziana historia nie ma zakończenia, ciągle się dzieje i dopisywane do niej będą nowe epizody. Dzięki temu zostaje również zasygnalizowany ważny aspekt pracy tych, którzy walczą ze złem. Walka ta nie ma końca, zło ciągle się odradza, a czas bywa sprzymierzeńcem i policjantów, i przestępców. Iza Michalewicz, przytaczając konkretne niewyjaśnione sprawy, skupia się zarówno na zwykłych ludziach, którzy byli ofiarami, jak i na tych, którzy należeli do osób rozpoznawalnych. W tym ostatnim przypadku przywołuje sprawę morderstwa małżeństwa Jaroszewiczów. Trochę szkoda, że w opisie tym zostały zaburzone proporcje. Rozdział ten zajmuje zbyt dużo miejsca w książce, a sama sprawa była wcześniej dość dokładnie opisana. Pojawiają się również wątpliwości dotyczące języka opisu. Autorka niepotrzebnie w niektórych miejscach postanawia zbeletryzować swój opis, w efekcie natykamy się na takie niezręczności, jak przytulające się do siebie garnki i słoik (s. 82), maki przerywające zieleń pól jak refren piosenki (s. 160), zamieszkujące (sic!) dom antyki, kwiaty i książki (s. 210), mieszkający w synu ojciec jak niespokojny duch (s. 287), zakwitająca jak kwiat kobieta (s. 313), czy słowa, w które trzeba się wsłuchać jak w echo niosące się po lesie (s. 331).

Iza Michalewicz, Zbrodnie prawie doskonałe. Policyjne Archiwum X, Wyd. Znak, Kraków 2018.

niedziela, 15 kwietnia 2018

Trudna przeszłość i zgoda na przyszłość (P. Bukalska, Anna Jakubowska ps. „Paulinka”. Szkło pod powieką)

Wywiad-rzeka z Anną Jakubowską, przeprowadzony przez Patrycję Bukalską, to lektura interesująca nie tylko w kontekście przyjętej formy, ale i tematyki. Za sprawą wyróżnienia na okładce powstańczego pseudonimu bohaterki jeszcze przed lekturą możemy się domyślić, jakie były doświadczenia opisywanej postaci. Mam na myśli, oczywiście, uproszczony obraz, jednak powstańczy epizod ma w biografii Jakubowskiej znaczeni kluczowe. Można mówić nie tylko o formacyjnym charakterze tych przeżyć, ale i pokoleniowym wymiarze tego doświadczenia. Bohaterka wywiadu opowiada z dużą czułością o tych, którzy odeszli. Nie gloryfikuje powstańczego gestu, jednak nie ukrywa, iż takie a nie inne wychowanie powodowało, iż straceńczy wymiar walki interpretowany był wówczas przez wielu niejako poza racjonalnością. Bardzo ważnym i zapadającym w pamięć wspomnieniem okazuje się konieczność pozostawienia siostry. Bohaterka książki nawet po kilkudziesięciu latach rozpamiętuje ten fakt i choć wie, że nie mogła nic wówczas zrobić, to jednak oskarża siebie o zaniechanie. Równie mocno wybrzmiewają sceny pobytu w stalinowskim więzieniu. Jakubowskiej udaje się odtworzyć paradoks tamtych czasów – ci, którzy w AK walczyli z Niemcami, zostają oskarżeni o rzekomą współpracę z nazistami. Anna Jakubowska oponuje przeciwko próbom interpretowania niektórych zachowań zgodnie ze współczesnym postrzeganiem. Jest w tym, trzeba przyznać, pewna logika, mająca swoje uzasadnienie nie tyle w owych czasach, co raczej w sposobie pamiętania tego, co ważne, a nawet fundamentalne, dla przeszłości. Istotnym przesłaniem, które zostaje wyartykułowane przez bohaterkę, jest przekonanie o tym, że należy pozytywnie patrzeć w przyszłość, nie myśleć o zemście, ale o tym, jak budować razem i współpracować. Patrcja Bukalska w rozmowie z Anną Jakubowską tworzy przyjacielską atmosferę. Czasami naciska na bohaterkę, by powiedziała coś więcej, czasami przekornie naprowadza na konieczność spojrzenia na daną sytuację z innej strony, czasami wycofuje się, gdy wie, że milczenie trzeba uszanować. Mamy tu do czynienia z wejściem w rolę przyjaznej przewodniczki lub, tak tez można to nazwać, osoby oprowadzającej po biografii lub też tej biografii za sprawa opowieści towarzyszącej. Niepotrzebne wydają się tylko krótkie impresje wprowadzające do kolejnych wątków z życia bohaterki, są momentami utrzymane w nieco sentymentalnym i pretensjonalnym tonie, trudno też znaleźć dla ich publikacji znaleźć uzasadnienie.


Patrycja Bukalska, Anna Jakubowska ps. „Paulinka, Szkło pod powieką, Wyd. Wielka Litera, Warszawa 2018.

niedziela, 8 kwietnia 2018

O władzy i wpływie na losy innych ludzi (J. Kopińska, Z nienawiści do kobiet)

Publikowane w „Dużym Formacie” reportaże Justyny Kopińskiej są zawsze wydarzeniem. Autorka decyduje się na opowiedzenie o sprawach ważnych i trudnych, upomina się o słabszych, sprawia, że głośno i mocno wybrzmiewa opowieść tych, których skazano na milczenie. Nic więc dziwnego, że czytelnicy podchodzą do tych tekstów osobiście – czują się nie tylko poruszeni, emocjonalnie się angażują, ale też zaczynają uświadamiać sobie, że dużo zależy od nich samych, od tego, czy obojętność zastąpią reakcją. Choć od opublikowania tekstów w prasie do momentu zgromadzenia ich w omawianym tomie, nie minęło dużo czasu, fakt ten wydaje się mało istotny dla rzeczywistej siły rażenia publikacji. To rzadkie, ale w tym przypadku faktycznie nie ma znaczenia to, że możemy niektóre teksty dobrze pamiętać. Umieszczone w książce zyskują nowe znaczenie, a ponowna lektura umożliwia wydobycie dodatkowych sensów. 
Niestety, w przypadku trzeciej książki reporterki zaskakiwać może nieprzemyślany i wybrany przypadkowo tytuł tomu oraz jego kompozycja. Szkoda, bo owe wpadki, będące zapewne efektem chybionego doradztwa promocyjnego, niepotrzebnie wprowadzają w błąd czytelnika i rozmywają trochę przesłanie publikacji. Tytuł „Z nienawiści do kobiet” niewiele ma wspólnego z tym, co znajdziemy w książce. Owszem, jeden z reportaży jest tak zatytułowany, jednak wiodącym tematem nie jest wcale to, co zostaje zasugerowane na okładce. Na osiem tekstów zamieszczonych w tomie bohaterką czterech jest kobieta, ale w przypadku tylko dwóch można mówić o nienawiści powiązanej bezpośrednio z płcią. Mam na myśli zapadający w pamięć, precyzyjnie rekonstruujący samotność dziewczynki i nieograniczoną władzę księdza-pedofila reportaż pt. „Ksiądz pedofil odprawia dalej” oraz przełamujący schemat postrzegania hierarchiczności w wojsku i opisujący trudno walkę o podmiotowość reportaż o molestowaniu żołnierek „Z nienawiści do kobiet”. Dwa pozostałe teksty, w których na plan pierwszy wysuwa się kobieta, zwracają uwagę na nieakceptowanie inności i wykluczenie. Mam na myśli otwierający tom reportaż o Violetcie Villas, w którym historia pieśniarki zostaje opowiedziana przez jej syna i synową („Violetta Villas: Jestem Twoją mamą”) oraz reportaż o niesłyszącej sportsmence i jej drodze do odzyskania podmiotowości („W obliczu zła”). 
Jeśli miałabym wskazać temat, który dominuje w książce, to byłaby to kwestia napiętnowania społecznej obojętności, upomnienie się o akceptację dla różnicy oraz zaakcentowanie potrzeby czujności w stosunku do zła dziejącego się w ramach obowiązującego prawa lub przyzwolenia społecznego. W przypadku Violetty Villas mamy do czynienia ze stygmatyzacją z powodu oryginalności artystki. Niewidoczność ofiary księdza pedofila uzasadniana jest tym, iż dziewczynka jest dzieckiem oraz pochodzi z patologicznej rodziny, głos takich osób nie może więc znaczyć tyle samo, co głos kapłana. Unieważnieniu podlega również protest kobiet, które pełniąc służbę w wojsku są molestowane przez swoich przełożonych. Kopińskiej udaje się odtworzyć przemoc systemową opierającą się nie tylko na sojuszu tych, którzy w hierarchii są wyżej, ale i na wzajemnym wspieraniu się mężczyzn. O inności, choć w innych odsłonach, traktują teksty „Gej Twoim bratem w Kościele”, „Ostatni klezmer” i „W obliczu zła”. Brak akceptacji wynikający z faktu wyróżniania się z otoczenia lub zwracania na siebie szczególnej uwagi to temat tych reportaży. Z kolei „Dyrektor więzienia, który chciał być więźniem” i „Ile trupów w szafach?” to historie, które pokazują, że ostatecznemu w swoim wymiarze złu można było zapobiec, gdyby tylko ci, którzy są zobowiązani do kontroli i czujności, wykazali się odpowiednią oceną sytuacji. W pewnym więc sensie mamy tu do czynienia z tekstami o dramatycznych skutkach zaniechania. Gdyby więc w tytule położono nacisk na inne kwestie – właśnie na ową samotność człowieka w zderzeniu z systemem i na stygmatyzujący wymiar odmienności, nie byłoby poczucia przypadkowości doboru tytułu. 
Tak naprawdę tom wybrzmiewałby mocno i wyraziście, gdyby zostały w nim tylko reportaże poświęcone łamaniu prawa i instytucjonalnemu uwikłaniu przestępców. Mam na myśli teksty „Ksiądz pedofil odprawia dalej”, „Z nienawiści do kobiet”, „Dyrektor więzienia, który chciał być więźniem” i „Ile mamy trupów w szafach?”. Wtedy jednak objętościowo przypominałby broszurę. Najmniej pasują do tomu reportaż o Violetcie Villas oraz reportaż pt. „Ostatni klezmer”. Zresztą w ogóle reklamowanie tomu za pomocą fragmentu tekstu o Villas jest pomyłką. Tekst ten nie poszerza wiedzy o życiu artystki i wydaje się zbyt jednostronny. Nie powinien otwierać tomu. Najważniejsze dla tej publikacji są wspomniane wcześniej reportaże, w których autorka mierzy się ze złem będącym częścią pewnej struktury społecznej i obyczajowej. Niepotrzebny wydaje się również wywiad z autorką, umieszczony na końcu książki. Miałby sens, gdyby odnosił się bezpośrednio i szczegółowo do pracy nad umieszczonymi w tomie reportażami i dopowiadałby coś, czego nie ma w tekstach. Tymczasem utrzymany jest na poziomie zbyt dużej ogólności, pewne wątki pojawiały się już w innych wywiadach, nie ma więc właściwie uzasadnienia dla umieszczenia tej rozmowy w książce. Podsumowując: kilka bardzo dobrych, mądrych i ważnych reportaży, ale tytuł książki i kompozycja tomu nieprzemyślane i przypadkowe.


Justyna Kopińska, Z nienawiści do kobiet, Wyd. Świat Książki, Warszawa 2018.

sobota, 7 kwietnia 2018

Siła i słabość mediów (A. Ostrowski, Rosja – wielkie zmyślenie. Od wolności Gorbaczowa do wojny Putina)

Książka Arkadija Ostrowskiego może być nie tylko pretekstem do dyskusji na temat współczesnej Rosji i tego, jak w ciągu ostatnich lat państwo to zmieniało się wizerunkowo i ideowo. Zasadne jest również potraktowanie tej publikacji jako inspiracji do szukania podobieństw z tym, co dzieje się w naszym kraju. Nie mam na myśli dosłownego przełożenia, chodzi raczej o wskazanie pewnych powtarzalnych reguł i stopniowe poszerzanie granic związanych z akceptowanym zakłamaniem pojawiającym się w mediach, czy – jak to akcentuje autor – w środkach masowego przekazu. Ostrowski dokonuje ciekawego prze-pisania najnowszych dziejów Rosji. Zostaje to zresztą w uproszczony sposób zasygnalizowane w podtytule. W rzeczywistości klasyfikacja tego, co działo się za rządów Gorbaczowa, i tego, co ma miejsce za Putina, jest dużo bardziej zniuansowana. Autor opowiada o tych wydarzeniach, które zazwyczaj dość dobrze pamiętamy, jednocześnie kładąc nacisk na sposób funkcjonowania rosyjskich mediów, na przemiany w owych mediach zachodzące, na zniesienie cenzury i następnie stopniowe jej wprowadzanie, wreszcie na tworzenie narracji fikcyjnej, całkowicie opartej na konfabulacji. Zwłaszcza ta ostatnia wersja opowiadania o świecie jest interesująca. Gdzieś w tle wyraźnie bowiem wybrzmiewa pytanie o to, dlaczego tak łatwo zrezygnowano z marzeń o wolności na rzecz codzienności, w której fałszywe komunikaty prowadzą tak naprawdę do wtórnego zniewolenia. Ostrowski pokazuje istnienie akceptacji świata wykreowanego, o którym wszyscy wiedzą, że jest nierzeczywisty, a jednak poddają się jego sile i są przez niego uwodzeni. W efekcie ów mroczny urok mediów wiernych nie tyle faktom, co raczej preferowanej przez władze wersji wydarzeń, odsłania historyczną ciągłość podporządkowywania społeczeństwa tym, którzy sprawują władzę.


Arkadij Ostrowski, Rosja – wielkie zmyślenie. Od wolności Gorbaczowa do wojny Putina, przeł. Maria Zawadzka, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2018.

środa, 4 kwietnia 2018

Ukrywanie się za egzotyką nie wystarczy (F. Ahrens, Koreańczycy. W pułapce doskonałości)

Czytanie „Koreańczyków” jako reportażu to pomyłka. Trudno również byłoby obronić tezę, iż mamy do czynienia z narracją eseistyczną o charakterze socjologiczno-kulturoznawczym. Nie jest to również relacja z podróży. Ahrens proponuje czytelnikom dość swobodnie spisane refleksje dotyczące swojego pobytu w Korei Południowej. Autor nie przestaje być na pierwszym planie, dzieląc się swoimi spostrzeżeniami, opisując życie prywatne i akcentując w nieco sentymentalny sposób uniesienia związane z poznaniem miłości życia i późniejszą nowiną, że zostanie ojcem. W efekcie trudno określić, czy mamy bardziej do czynienia z miejscami wyjątkowo naiwnymi zapiskami przybysza, dla którego wszystko, co nowe, jest egzotyczne, czy może owa naiwność jest zamierzona, a jej celem jest zbliżenie opowieści do stylu podręcznego przewodnika turystycznego, który ma udawać nieco ambitniejszy produkt. Owszem, relacje dotyczące koreańskiej kultury korporacyjnej są bardzo ciekawe. Szkoda jednak, że autor sprawia wrażenie osoby, która przybyła do Korei bez żadnego przygotowania. Obejmuje stanowisko kierownicze, więc jest to dość kuriozalne. W książce dominuje perspektywa zdziwionego i zaskoczonego Amerykanina-kolonizatora, dla którego podstawowe różnice kulturowe są wielkimi odkryciami. O ile w kontekście pierwszego spotkania z pracownikami i opisu koreańskiej tradycji spożywania alkoholu wypada to stosunkowo znośnie, o tyle przejawy dalszej nieporadności w tym względzie okazują się już tylko irytujące. Lektura niekonieczna.


Frank Ahrens, Koreańczycy. W pułapce doskonałości, przeł. Aleksandra Czwojdrak, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2018.

wtorek, 3 kwietnia 2018

Przetrwać mimo wszystko (S. Grzesiuk, Pięć lat kacetu)

W moim prywatnym rankingu „Pięć lat kacetu” to jedna z najważniejszych książek opowiadających o doświadczeniu obozowym. Wznowienie tej publikacji i to w wersji nieocenzurowanej, z zaznaczonymi fragmentami, które we wcześniejszych wersjach były usuwane, to ważne wydarzenie w literackim świecie. Książka należąca do kanonu, chętnie czytana i dyskutowana, a jednak trzeba ją przypominać. Przedstawiciele młodego pokolenia nie znają tej lektury, a dostępność publikacji na rynku wpływa na wzrost prawdopodobieństwa sięgnięcia po nią przez tych, którzy na sczytane, zniszczone, porozrywane egzemplarze sprzed lat raczej nawet by nie spojrzeli. Do Grzesiuka chętnie wrócą i ci, którzy czytali go przed laty. Takie powroty do lektur dobrze znanych bywają inspirujące – czasami coś potwierdzają, innym razem oferują możliwość zupełnie innego odczytania, często otwierają na nowe. Ponowna lektura „Pięciu lat kacetu” stała się dla mnie potwierdzeniem dawnych rozpoznań. Naturalizm i brutalizacja opisów życia codziennego w obozie, często krytykowane wtedy, gdy książka ukazała się po raz pierwszy, w moim przekonaniu stanowią o wartości tej opowieści. Grzesiuk nie próbuje udawać, że człowiek w chwili próby zawsze pozostaje dobrym człowiekiem. Bardzo mocno akcentuje ogarniające stopniowo wszystkich zobojętnienie na to, co się dzieje wokół. Nie tracąc z oczu swoich współtowarzyszy, pokazuje swoją receptę na przetrwanie – jak najwięcej spać i jak najmniej pracować. Ostateczność wpisana w każde działanie w obozie – od szukania chwili intymności i załatwiania czynności fizjologicznych po pragnienie przyjemności, zaspokojenia duchowych potrzeb i odpoczynku – powoduje, że nawet największy dramat opisywany jest jako coś zwyczajnego. Z naszej perspektywy czymś zwykłym, oczywiście, nie jest, ale z perspektywy tego świata, który stworzyli naziści, już takie faktycznie było. Powtarzalność zbrodni i okrucieństwa skutkuje z jednej strony ujawnianiem się u niektórych najgorszych cech, z drugiej u innych niemalże heroizmu. O takich przypadkach również Grzesiuk opowiada. Bardzo ważnym wątkiem, który powraca w książce, jest kwestia klasowości i hierarchiczności dostrzegalna w relacjach między więźniami. Szczególnie istotny wydaje się fragment dotyczący tych, którzy przybyli do obozu po upadku Powstania Warszawskiego. Równie istotne wydają się te sytuacje, w których Grzesiuk pokazuje, jak ważna była umiejętność zdobywania jedzenia oraz tworzenia sojuszy wzajemnego wsparcia. Obecność ludzi życzliwych i pomocnych dodawała sił i niejednokrotnie umożliwiała przeżycie. Warto również zwrócić uwagę na gotowość opowiadania o swoich doświadczeniach bez upiększania i uwznioślenia. Grzesiuk pokazuje tym samym, jak upadlające jest wyrywanie życiu tego życia po małym kawałku. Lektura obowiązkowa.


Stanisław Grzesiuk, Pięć lat kacetu, Wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 2018.

poniedziałek, 2 kwietnia 2018

Rosja w wersji uproszczonej (S. Krasikov, Patrioci)

Powieść Sany Krasikov zdecydowanie nie jest arcydziełem, jak tego chciałby Yann Martel. Popularny pisarz takiego właśnie określenia używa w kontekście „Patriotów”, stwierdzając, iż jest to „»Doktor Żywago« na nasze czasy”. Z kolei w przywołanych na drugiej stronie okładki fragmentach recenzji pojawia się sugestia, iż teraz, kiedy Stanami Zjednoczonymi rządzi Donald Trump, przesłanie książki wybrzmiewa mocniej. W obu przypadkach mamy do czynienia z przesadą. „Patrioci” to nie jest wielka powieść, choć mierzy się, z tym nie polemizuję, z wielkim tematem, jakim niewątpliwie jest fakt uwiedzenia przez komunizm. Krasikov napisała książkę z kręgu literatury środka, miejscami na całkiem przyzwoitym poziomie, miejscami irytująco egzaltowaną i pretensjonalną. To utwór, który słabo zaznajomionym z historią Związku Radzieckiego czytelnikom z Zachodu ma wyjaśnić to, co składa się na specyfikę państwa, w którym sposobem dyscyplinowania i eliminowania ludzi stały się łagry. Mamy więc do czynienia z wersją z oczywistych powodów uproszczoną, wpisaną w narrację typowo inicjacyjną, historię miłosną, ale i opowieść o niełatwej relacji matki z synem. Rozwój wypadków jest dość przewidywalny. Młoda i naiwna Florence jest zafascynowana socjalizmem. Postanawia opuścić Stany Zjednoczone i wyjechać do Związku Radzieckiego. To, co miało być przygodą i przeżywanym na co dzień wcielaniem w życie idei, szybko okazuje się rozczarowaniem. Bohaterka co prawda długo się oszukuje, jednak w którymś momencie musi przyznać, że wplątała się w sytuację bez wyjścia. Czytelnika nie powinno więc dziwić stopniowe dojrzewanie bohaterki, odsłanianie absurdów komunistycznego państwa, uwięzienie Florence w łagrze i odkrywanie tajemnic jej codzienności, narażonej na stałą kontrolę ze strony służb bezpieczeństwa. Z „Doktorem Żywago” powieść ta ma niewiele wspólnego. To, co u Pasternaka, jest wielowymiarowe, tragiczne i nieoczywiste, u Krasikov zbliża się do melodramatu. Dodatkową wadą książki są sztuczne i mało zróżnicowane stylistycznie dialogi. Rażą one szczególnie w początkowych partiach powieści. Czytać więc można, ale raczej tylko jako dość dobre czytadło, a nie literaturę z wyższej półki.


Sana Krasikov, Patrioci, przeł. Dorota Konowrocka-Sawa, Wyd. W.A.B., Warszawa 2018.