Reportaż
Ludwiki Włodek to ciekawy przykład połączenia przeszłości z teraźniejszością.
Określenie znajdujące się w podtytule, owe historie ze Spisza, nie tylko
ukierunkowuje na miejsce, ale przede wszystkim sugeruje istnienie fascynującego
mitu założycielskiego, kładzie nacisk na pamiętanie wielości oraz sygnalizuje
symboliczność jednostkowych biografii, w których opisane losy zwykle mają
charakter uniwersalny. Widać to doskonale w kolejnych rozdziałach składających
się na książkę. Autorka w powieściowy, gawędziarski sposób, wprowadza opisowymi
tytułami do życiorysów, które przedstawia. Dominuje tu reportaż historyczny,
stopniowo jednak – im bliżej końca publikacji – pojawia się coraz więcej akcentów
współczesnych. Ważnym punktem odniesienia staje się deklarowana bliskość w
stosunku do opisywanych terenów ze strony reporterki. Będąc częściowo stamtąd,
znając Spisz, autorka nie przybywa całkowicie z zewnątrz. Jest w stanie pewne
rzeczy sobie przypomnieć, odtworzyć z przeszłości, dostrzec na przykładzie
własnego doświadczenia. Autobiograficzne fragmenty stanowią zatem klamrę,
dzięki której to, co małe, bywa wielkie, to, co zapomniane, zostaje
przypomniane, a to, co należy do przeszłości, okazuje się żywe i rozwojowe. Autorka
rezygnuje z łatwego portretowania pogranicza. Ci wszyscy, którzy zamieszkiwali opisywane
tereny, są częścią tej samej społeczności i tej samej historii. Nawet więc,
jeśli reporterka koncentruje się na problemach Polaków, Słowaków,
Niemców, Węgrów, Żydów czy Cyganów, nie traci z oczu owej całości i
ciągłości, pamięta o tożsamościowym skomplikowaniu. Fakt ten wydaje się bardzo ważny. Dzięki takiej przyjętej perspektywie
Włodek nie eksponuje fragmentaryczności opowieści, lecz zaznacza jej spójność
widoczną zarówno w portretowaniu zgody, porozumienia, jak i niechęci czy
nienawiści. Warte uwagi.
Ludwika
Włodek, Cztery sztandary, jeden adres. Historie ze Spisza, fotografie: Marzena
Hmielewicz, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2017.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz