Aleksandra
Łojek znakomicie oddaje klimat miasta i atmosferę panującą wśród jego
mieszkańców. Książkę tę można więc traktować jako udany, zniunasowany,
wielobarwny i nieoczywisty portret miasta, ale też jako opowieść o ludziach
wplątanych w konflikt bez wyjścia, dziedziczących nienawiść z pokolenia na
pokolenie, skrywających tajemnice sprzed lat. Ta dwutorowość narracji zasługuje
na szczególną uwagę. Łojek z dużą wrażliwością pokazuje, jak ważna w przypadku
Belfastu jest znajomość topografii miasta oraz świadomość tego, gdzie znajdują
się granice oraz miejsca neutralne. Mieszkaniec, ale i przybysz, powinien
wiedzieć, że mapa ulic nie jest jedyną tutaj obowiązującą. Dużo ważniejsza jest
mapa niechęci, tłumionej zemsty, zakazów wynikających z ciągle budzącego emocje
sąsiedztwa katolików i protestantów. Ci pierwsi, republikanie, są za
odłączeniem Irlandii Północnej od Wielkiej Brytanii i przyłączeniem do
Irlandii, ci drudzy, lojaliści, zgadzają się na życie pod panowaniem królowej
Elżbiety II. Łojek nie opowiada o Belfaście w sposób, który dawałby powody, aby
tłumaczyć konflikt tylko i wyłącznie polityką. Odsłania natomiast dwuznaczność
wpisaną w każdą ocenę panującej tam sytuacji. Dawni mordercy w wyniku amnestii
chodzą wolni po ulicach. Często są dzisiaj dobrymi ludźmi, skoncentrowanymi na
pomaganiu lokalnej społeczności. Niektórzy ciągle pielęgnują nienawiść, ale
starają się, by nie znalazła ona ujścia. Są też dzieci i młodzież, dziedziczący
animozje, za które dorośli jeszcze nie tak dawno oddawali życie. Poznajemy
historie osób będących członkami paramilitarnych, uznawanych za terrorystyczne,
organizacji. Dzisiaj albo próbują one patrzeć w przyszłość, albo rozpamiętują
przeszłość, wspominając poniesione straty. Winni są po obu stronach. I jedni, i
drudzy mają na swoim koncie zamachy i morderstwa. Nie da się tak po prostu
zapomnieć o tym, co było, zwłaszcza że fakty z biografii wielu osób są
powszechnie znane. Przedstawiając skomplikowane relacje międzyludzkie Łojek nie
ukrywa, że nie ma recepty na lepsze jutro. W konsekwencji książka reporterki
staje się opowieścią o fundamentalnej próbie sił między pamięcią a
zapomnieniem. Łojek nie tylko świetnie zaplanowała opowieść o konflikcie bez
początku i końca, ale też w celny sposób swoją opowieść zatytułowała. W
podtytule książki – „99 ścian pokoju” – zawiera się wszystko to, o czym
opowiadają mieszkańcy Belfastu. Pokój nie jest czymś trwałym ani pewnym, jest
nadzieją i oczekiwaniem, próbą normalności przy jednoczesnym chętnym angażowaniu
się w to, co ową normalność psuje. Pozycja obowiązkowa!
Aleksandra
Łojek, Belfast. 99 ścian pokoju, Wyd. Czarne, Wołowiec 2015.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz