Tytuł i zapowiedzi dotyczące książki Ewy Sapieżyńskiej sugerują dużo więcej, niż tak naprawdę otrzymujemy. O ile chęć opowiedzenia o dyskryminowaniu Polaków w Norwegii wydaje się ciekawym i nieoczywistym pomysłem, o tyle realizacja okazuje się pozostawiać dużo do życzenia. Książka ma bardzo dobry tytuł. Dużo sygnalizuje, jest konfrontacyjny w dobrym tego słowa znaczeniu, przywodzi na myśl nieoczywiste sytuacje. W podtytule otrzymujemy informację o gatunku i miejscu, którego opisywany problem dotyczy. Już tutaj pojawia się jednak duży dysonans, bo Sapieżyńska nie pisze reportażu, ale raczej własne wspomnienia wzbogacone kilkoma dość powierzchownymi obserwacjami. Powierzchownymi, bo lektura książki nie odsłania przed czytelnikiem specyfiki dyskryminacji doświadczanej przez Polaków w Norwegii. Oferuje natomiast poczucie, że mamy do czynienia z zasygnalizowaniem doświadczeń, które są co prawda udziałem osób wykonujących prace o niskim prestiżu społecznym, ale jednocześnie dotyczą wielu krajów zachodnich. Mowa więc o scedowaniu określonych zadań na imigrantów, pojawiają się dyskryminujące i rasistowskie określenia, pracownicy są gorzej wynagradzani i pozbawia się ich podstawowych praw pracowniczych, a urzędy, które mają pomagać, raczej podtrzymują doznawane wykluczenie i nie pozawalają na przebicie szklanego sufitu. Autorka pisze książkę z myślą o czytelniku norweskim. Mamy więc do czynienia z tłumaczeniem dokonanym przez reporterkę Ilonę Wiśniewską, której zresztą Sapieżyńska poświęca fragment książki. Trudno jednak takim właśnie zdefiniowaniem odbiorcy tłumaczyć obszerne opisy własnej biografii i tego, co działo się w Polsce. W trakcie lektury ma się wrażenie, że autorka ma pomysł na książkę, widzi problem i wyłuskuje z różnych sytuacji momenty potwierdzające jego istnienie, kompletnie nie potrafi jednak zapanować nad opowieścią, utrzymać jej w ryzach i po prostu zaplanować. W efekcie posiłkuje się głównie własnym życiorysem i własnymi emocjami. W centrum tej historii jest autorka i jej przeżycia opisane w trochę przegadany i trochę naiwny sposób. Można by więc powiedzieć, że nie warto czytać tej książki jako reportażu, bo z reportażem wbrew deklaracji w podtytule ma ona niewiele wspólnego. To raczej zapisane w dość nieuporządkowany sposób wspomnienia i spostrzeżenia. Podsycają apetyt, ale w żaden sposób go nie zaspokajają. Niekoniecznie.
Ewa Sapieżyńska, Nie jestem twoim Polakiem. Reportaż z Norwegii, przeł. Ilona Wiśniewska, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2023.
Zgadzam się z opinią. Przeczytałem książkę w oryginale na początku roku, bo tutaj, w Norwegii, narobiła sporo szumu, i byłem zadziwiony, jak osoba z wykształceniem socjologicznym może napisać coś tak zbiasowanego pod tezę. Przeprowadziła wywiady wyłącznie z przedstawicielami zawodów robotniczych i rzemieślniczych – którzy zazwyczaj nie znają za dobrze języka angielskiego, nie mówiąc już o norweskim, więc nic dziwnego, że trudno im się przebić do pozycji majstra lub kierownika budowy – oraz zawodów artystycznych – gdzie o pracę zgodną z wykształceniem trudno wszędzie, jeśli się nie ma budowanej latami sieci znajomości. Ale dlaczego Sapieżyńska nie zadała już sobie trudu odnalezienia i porozmawiania z Polakami mieszkającymi w Norwegii i posiadającymi wykształcenie techniczne lub medyczne?
OdpowiedzUsuńPo drugie, książka pełna jest nieistotnych wtrętów dotyczących PiS-u, czy raczej antypatii autorki do PiS-u. Ten tekst jest zresztą nabrzmiały od lewicowych poglądów – Sapieżyńska pisze w pewnym momencie, że pierwszą więź z Norwegią poczuła dopiero wtedy, gdy femiaktywistka z Norwegii protestowała przed ambasadą polską.
Po trzecie, zabawne, jak lewicowi autorzy nie lubią być konfrontowani za granicą ze swoją polskością, ponieważ nie dysponują – albo nie chcą dysponować – żadnymi pozytywnymi przykładami kulturowymi i historycznymi, które mogliby zagranicznemu interlokutorowi „sprzedać”. Jeżeli Norweg pyta się mnie, czy to prawda, że w Polsce pije się dużo wódki, to przecież zamiast obrażać się o stereotyp mogę mu krótko wytłumaczyć narodowe podejście do alkoholu – ale potem zapytać na przykład, czy słyszał o Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Ten akurat przykład jest retorycznie wydumany, ale mam nadzieję, że wiadomo, o co mi chodzi.