W tytule książki zasygnalizowane mamy dwie kluczowe kwestie. Miniatury sugerują formę, w jakiej Frymorgen będzie opowiadał. Spodziewamy się więc czegoś, co będzie impresjami, migawkami, uważnymi spojrzeniami na szczegół, wreszcie także serią dostrzeżeń, bo przecież bodźców docierających do autora może być wiele. Epitet „londyńskie” informuje nas o miejscu, z którym będą powiązane wspomniane sceny i obrazy. Choć jest to wielkie miasto, autor zainteresowany jest tym, co niekoniecznie widać od razu, co wiąże się z codziennością, co wydobywa jednostkę z anonimowego tłumu, co przywołuje jego przeszłość i jego własne wrastanie w Londyn. Podobnie jak było we wcześniejszych książkach autora proza ta ma charakter autobiograficzny. Ważne i warte zaakcentowania jest jednak to, że prywatne, nie osuwa się tutaj w sentymentalizm, choć bywa wzruszające, nie jest próbą rozliczania świata z jego przewin i potknięć, ale jest często zaangażowane i krytyczne, nie zbliża się do kategoryzowania lub oceniania, ale staje się pełne zrozumienia i gorzkiej świadomości, że życie bywa nie zawsze dobre i sprzyjające człowiekowi. Miasto okazuje się w tej opowieści przestrzenią, którą trzeba oswoić na własnych zasadach. Często przywoływane są epizody, których bohaterami są ludzie spotkani przypadkowo, na chwilę, gdzieś na ulicy. A jednak i oni wpływają na ostateczny kształt tożsamości autora – zmuszają do działania, pozwalają na współczucie, mobilizują do dostrzeżenia inności, wreszcie otwierają na świadomość tego, że czasami i my zawodzimy – nie zawsze czynem, czasami zaniechaniem. Warto!
Bogdan Frymorgen, Miniatury londyńskie, Wyd. Austeria, Kraków 2023.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz