Że opowieść autora koncentruje się na rodzinie, wiemy już dzięki tytułowi, ale to, że tak naprawdę obserwować będziemy nieustanne lawirowanie na granicy skrywanego żalu i doświadczanego okrucieństwa, dostrzeżemy dopiero w trakcie lektury. Le Tellier dokonuje intrygującej i sugestywnej wolty w kontekście mówienia o uczuciach, formie, wspomnieniach. Patrzy na siebie i na swoją rodzinę z boku, ale i od środka. Nie ukrywa, że to, co się kiedyś wydarzyło, miało wymiar formacyjny, ale i jest czymś nadal boleśnie żywym. Na uwagę zasługuje więc nieoczywista perspektywa – obserwatora, który doświadczył, ale i jednocześnie nie domknął do końca tego, co było jego doświadczeniem. Uparte nazywanie siebie potworem ma w sobie coś z samobiczowania, ale i cynizmu oraz ironii. Odpowiedzią na brak uczuć, obcość i obojętność musi być bowiem nieodczuwanie żalu, smutku, cierpienia. Konieczność trzymania fasonu zobowiązuje. Le Tellier nie opowiada o traumach dzieciństwa ocierających się o patologię czy praktyki kwalifikujące się do ingerencji przedstawicieli prawa. Pozornie nie dzieje się nic złego, ale to „nic” bywa na tyle duszące, paraliżujące, odstręczające, że z dramatu nieraz przechodzi w farsę. Kluczowa staje się możliwość odrzucenia tych, którzy należą do najbliższych. Skoro matka i ojczym dają sobie prawo do całkowitego ignorowania tego, co ważne dla syna, to również on – w ramach reakcji obronnej – musi spróbować nie odczuwać, nie angażować się, nie przeżywać. Wychodzi to różnie, rzecz oczywista, ale chyba jednym z bardziej przejmujących momentów jest opis sytuacji, w której autor próbuje nawiązać relację z matką, pisząc do niej list i licząc na chwilę namysłu nad zapisanymi słowami. Odpowiedzi nie otrzymuje, ale to, co matka robi z korespondencją wydaje się komunikatem odcinającym i przekreślającym możliwe porozumienie. Intrygujące i do refleksji.
Hervé Le Tellier, Wszystkie szczęśliwe rodziny, przeł. Wiktor Dłuski, Wyd. Filtry, Warszawa 2023.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz