Wśród ukazujących się ostatnio nowości dostrzec można wyraźną tendencję zwrotu w kierunku autobiografizmu wśród debiutujących lub będących na początku swojej pisarskiej drogi autorek. Zjawisko to z jednej strony wpisuje się w deklarowaną w przestrzeni publicznej potrzebę mówienia o różnego rodzaju dolegliwościach natury psychicznej, z drugiej jest, a przynajmniej powinno być, próbą znalezienia języka dla opowiedzenia własnej historii w taki sposób, by była ona nie tyle wypisem z prywatnego dziennika, co przede wszystkim literaturą. Osoby odwołujące się do własnej biografii czasami proponują najzwyklejszą grafomanię (np. „Oto ciało moje” Aleksandry Pakieły – bulimia), czasami dość przeciętne teksty (np. „Jak płakać w miejscach publicznych” Emilii Dłużewskiej – depresja), czasami bardzo dobre (np. „Synu, jesteś kotem” Katarzyny Michalczak – spektrum autyzmu). Wbrew temu, co niektórzy sądzą, możliwość utożsamienia się z niektórymi opisanymi sytuacjami z racji doświadczania podobnych stanów psychicznych, jeszcze nie oznacza, że mamy do czynienia z dobrą literaturą. Autobiograficzny kontekst nie chroni też tekstu przed odbiorem krytycznym. Ewentualny szantaż emocjonalny, który bywa stosowany przy argumentacji, że autor lub autorka pisze o sobie, należy więc unikać negatywnego opiniowania, można skwitować obojętnym wzruszeniem ramion i potraktować jako dowód niezrozumienia tego, czym jest literatura. W odbiorze tekstu nie oceniamy przecież zwierzeń i problemów twórcy lub twórczyni, ale to, w jaki sposób zostały one opowiedziane. Jak w kontekście powyższych rozważań sytuuje się nowa proza Doroty Kotas? Po bardzo dobrych „Pustostanach” i całkiem dobrych „Cukrach” „Czerwony młoteczek” rozczarowuje. I to bardzo. Autorka gra konwencją autobiograficzną, wyraźnie naprowadzając czytelnika na utożsamienie narratorki z nią samą. Niezależnie jednak od tego, jak potraktujemy wspomniane uwikłanie, osoba mówiąca w tekście nie za wiele ma do powiedzenia. Opowieść opiera się na akcentowaniu tego, że właściwie wszystkie wykonywane na co dzień czynności, także te związane z promocją książek i pisaniem, są nudne i denerwujące. Z tych narzekań jednak niewiele wynika. Proza Kotas, która wcześniej bywała gęsta, pełna napięcia, z ciekawymi rozwiązaniami dotyczącymi opisu stanów psychologicznych, tutaj zatrzymuje się na poziomie wypracowania szkolnego i to przedłużanego w nieskończoność – tak, jakby autorka musiała coś napisać, nie za bardzo wiedziała co, i pisała po prostu wszystko, co akurat przyjdzie jej do głowy. Brakuje tutaj jednak i opisów stanów psychicznych, które angażowałyby w jakiś sposób, i jakiegokolwiek tematu, który uzasadniałby wydanie tej książki. W efekcie ma się wrażenie, że to takie trochę pisanie o niczym i pisanie na siłę, po to tylko, by podtrzymać zainteresowanie autorką. Językowo słabe, problemowo nijakie. Lektura zbędna.
Dorota Kotas, Czerwony młoteczek, Wyd. Cyranka, Warszawa 2023.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz