Reportaż
Anny Pamuły stanowi próbę zmierzenia się z ograniczeniami pamięci oraz
wyzwaniami czyhającymi na tych, którzy mimo upływu kilkudziesięciu lat nie
potrafią zapomnieć świata, który kiedyś opuścili na zawsze. Autorka opowiada
historię polskich Żydów, którzy w pierwszej połowie XX wieku wyjeżdżali na
Kostarykę. Mamy więc do czynienia z opowieścią o losie emigranta, ale i z
historią uciekających przed Zagładą. Reporterka rozmawia z ludźmi, którzy
decydują się opowiedzieć to, czego od dawna już nie wspominali – rzeczywistość,
która trwale zapisała się w ich pamięci jako świat dzieciństwa lub młodości.
Reporterka traktowana jest przez starszych ludzi jak dziecko, któremu trzeba
pomóc. Starsi rozmówcy chętnie jej matkują, ale jednocześnie ufają temu, że
dzięki jej pracy ich biografie przetrwają. Autorka portretuje Kostarykę jako
miejsce, które stało się domem dla przybyszy z Polski. Nazwa „polacos”
utrwaliła się tam mocno – utożsamiając Żydów z Polakami i oznaczając osoby
prowadzące handel obwoźny, bo tym parali się zazwyczaj imigranci. Pamuła
pokazuje świat, który choć egzotyczny, został przez bohaterów oswojony.
Jednocześnie rzeczywistość ta ma w sobie nadal gen obcości, bo wspomnienie rodzinnych
miasteczek i pozostawionych w Polsce bliskich jest ciągle żywe. Niestety,
równie intensywnie zapisały się w pamięci przeżycia traumatyczne, związane z antysemityzmem.
Pamuła interesująco zresztą rekonstruuje ów świat przeszłości, zderzając go ze
światem współczesnym i odsłaniając ciągle istniejące negatywne nastawienie niektórych
Polaków do Żydów. Książka odkrywa ten epizod polskiej emigracji, który nie jest
powszechnie znany. Za to należą się słowa uznania dla autorki. Trochę szwankuje
co prawda forma tego reportażu, dużym tąpnięciem dramaturgicznym jest zwłaszcza
zakończenie, ale zaproponowana czytelnikom opowieść w dużej mierze rekompensuje
owe niedociągnięcia.
Anna
Pamuła, Polacos. Chajka płynie do Kostaryki, Wyd. Czarne, Wołowiec 2017.
Co do nazwy "polacos" (a także odmian "pollaca" / "polaca") i skojarzeń z handlem obwoźnym - warto dodać fragment książki Urszuli Glensk "Historia słabych. Reportaż i życie w Dwudziestoleciu (1918-1939)", który rzuca na to określenie nieco inne światło (związane z wywożeniem młodych żydówek z biednych sztetli do Ameryki Południowej):
OdpowiedzUsuń"Kobiety z Europy Środkowo-Wschodniej, przede wszystkim Żydówki, podstępnie wywożono od końca XIX wieku z Rosji (głównie ze sztetli z zachodnich kresów imperium), z Austro-Węgier (z Galicji) i z Rumunii (m.in. z okolic ubogiej Bukowiny). O rozpoznawalności tego procederu świadczy argentyński uzus językowy, w którym nazwy własne prostytutki i Żydówki, czyli "polacca", ewentualnie "polaca", były synonimiczne. Na Kubie Żydówki także współcześnie są tak nazywane".
https://jalkikirjoitus.blogspot.com/2016/04/historia-sabych-reportaz-i-zycie-w.html