Najnowsza
powieść Vedrany Rudan tylko pozornie wydaje się dużo łagodniejsza od
wcześniejszych książek autorki, które ukazały się na rynku polskim. Chorwacka
pisarka jak zwykle z odwagą rozprawia się z niełatwymi relacjami, ze społecznym
uwikłaniem w stereotypy, z uprzedzeniami. Motywy starości i toksycznej relacji
między matką i córką porządkują opowieść, czyniąc z niej i oskarżenie, i rodzaj
pożegnalnego manifestu, i żałobny (anty)tren. Główna bohaterka oddaje swoją
matkę do domu opieki. Kobieta sprawdza wcześniej, który z ośrodków będzie
najodpowiedniejszy. Zależy jej, by matka miała zapewnione takie warunki, którym
nie można nic zarzucić. Szybko okazuje się, że przesunięcie ciężaru opieki na
wyspecjalizowane w tym względzie osoby nie eliminuje zaangażowania i poczucia
winy bohaterki. Przywiązanie do matki oraz wyjątkowo mocno odczuwane poczucie
obowiązku stają się, potocznie rzecz ujmując, kulą u nogi. Córka, choć nie
zaznała ze strony matki miłości, doświadczyła od ojca ataku na własną
intymność, a rodzice nie stanowili dla niej oparcia, próbuje być osobą
odpowiedzialną, która zapomina o tym, co złe, i próbuje towarzyszyć matce w
odchodzeniu. Umieranie jest zresztą w tym wypadku sprawą mocno zakamuflowaną.
Przedstawiciele instytucji, w której przebywa matka, cały czas wysyłają
sygnały, by zrezygnować z częstych odwiedzić i zacząć żyć własnym życiem. Córka
funkcjonuje na pograniczu dwóch światów – jest zranionym dzieckiem i usiłującą
otrząsnąć się z traumy dorosłą, jest osobą zakorzenioną w życiu, ale i
naznaczoną bliskością śmierci, jest kimś zdrowym i symbolicznie chorym zarazem.
Odejście matki również nie przynosi ukojenia. Daje bowiem wiedzę na temat
ostatnich chwil kobiety, wiedzę niechcianą i zaskakującą w kontekście tego
wszystkiego, co komunikowano bliskim przez cały czas.
Vedrana
Rudan, Oby cię matka urodziła, przeł. Marta Dobrowolska-Kierył, Wyd. Drzwo
Babel, Warszawa 2016.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz