Marcin
Kołodziejczyk zdążył przyzwyczaić swoich czytelników do tego, że lektura jego
reportaży to jednocześnie prawdziwa literacka uczta. Ci, którzy cenią dobre
portrety ludzi przegranych, którym się nie udało lub którzy nie chcą, by im
cokolwiek się udało, z pewnością docenią wrażliwość, celność spostrzeżeń, brak
zbędnych wzruszeń i autentyczność tego, co opisuje dziennikarz. Ci z kolei, dla
których mniej ważny jest temat, a szczególnie cenią formę, będą zachwyceni
prawdziwym literackim talentem Kołodziejczyka. Już przy „B. Opowieści z planety
prowincja” dało się zauważyć następującą zależność – reportaże autora to
jednocześnie świetne opowiadania. Tak było również w „Dysforii. Przypadkach
mieszczan polskich”, tak jest i teraz w „Bardzo martwym sezonie”. Kołodziejczyka
nie tylko interesuje pokazanie życia zwykłych, przeciętnych ludzi, ich
siermiężnego wielokrotnie otoczenia i nieudanych, bo destrukcyjnych wyborów.
Widać bardzo wyraźnie, że autor dba o kompozycję tekstu, umiejętnie grupuje
poszczególne sceny, dawkuje napięcie, dba o styl wypowiedzi, gra odpowiednimi
dla budowania nastroju akcesoriami. Dzięki temu jego teksty reporterskie
zamieniają się w miniobrazki życia przegranego, niechcianego, rozczarowującego.
Kołodziejczyk nie ocenia swoich bohaterów, choć jednocześnie nie próbuje
również być w stosunku do nich nazbyt pobłażliwy. Kiedy więc przykładowo portretowany
jest marazm postaci, możemy bez trudu się domyślić, że przekaz tego społecznego
obrazka nie jest pozytywny. Stanowi raczej przestrogę i obnażenie beznadziei
królującej na własne życzenie zainteresowanych. Prowincja opisywana tak
konsekwentnie i brawurowo przez Kołodziejczyka bywa zabawna, jednak dużo
częściej jest smutna. Smutna i trochę mroczna, bo przekonanie o przeznaczeniu,
którego nie da się odmienić, budowane jest często na własnej niechęci do zmian.
Nowe i lepsze nie ma więc szans na zaistnienie, bo stare blokuje dostęp do
ludzi i ich świadomości. Mieszkańcy prowincji wolą nie ryzykować. Najbardziej
bezpieczny i swojski jest bowiem „bardzo martwy sezon”, gdy wszystko okazuje
się dobrze znane, brakuje zaskoczeń i są realne podstawy do narzekania.
Marcin
Kołodziejczyk, Bardzo martwy sezon. Reportaże naoczne, Wyd. Wielka Litera,
Warszawa 2016.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz