Zapraszam również na mój profil na Facebooku: https://www.facebook.com/bernadetta.darska

oraz na moje konto na Instagramie: https://www.instagram.com/bernadettadarska/

sobota, 30 kwietnia 2022

Lekkość słów (M. Górniak, Trash story)

 

Proza Mateusza Górniaka ma w sobie coś z literackich wprawek, takich, które nie próbują niczego udowadniać, a swoją lekkością wymykają się utartym klasyfikacjom. To pisanie, które nie stara się być głosem w sprawie, nie usiłuje mówić czegoś ważnego, nie stawia na eksperyment językowy. Jest, bo jest. Nie tłumaczy swojego istnienia. Ma w sobie niefrasobliwość i swobodę. Czy siłą napędową tej prozy jest wyobraźnia? Nie tylko. Bo przede wszystkim poruszana jest energią pomysłu, gry słownej, nieprzewidywalnych skojarzeń, absurdu, transowego nieco sposobu opowiadania. Pozostaje w formie wprawką, zwłaszcza że sprawdza się w czytaniu przede wszystkim małymi fragmentami, ale taką wprawką, która w sobie duży potencjał, intryguje, fascynuje swoją uwolnioną od jakichkolwiek oczekiwań formą. Trudno byłoby tę książkę streścić, choć może nie o trudność tutaj chodzi, ale o brak potrzeby. Bo nie kolejność zdarzeń jest tutaj najważniejsza, zwłaszcza że ów wspomniany transowy rytm znakomicie łączy się z urwanymi zdaniami, fragmentarycznością, pewnego rodzaju chaosem i opowiadaniem tak, jakby gdzieś w tle świeciły lampy stroboskopowe odsłaniające kolejne zdania i gwarantujące brak racjonalności i przewidywalności. Pozorna śmieciowość historii ma w sobie coś z precyzyjnie zaplanowanego pokazu, w którym to słowo i jego efekt oddziaływania, nic innego, są na pierwszym miejscu. Ciekawe i niebanalne.

 

Mateusz Górniak, Trash story, Wyd. korporacja ha!art, Kraków 2022.

piątek, 15 kwietnia 2022

Czyja może być prawda? (O. Mildyn, Podłość)

 

Debiutancka powieść Olgi Mildyn to przede wszystkim bardzo ciekawa próba grania różnymi konwencjami. Uważny czytelnik dostrzeże tutaj i elementy powieści społecznie zaangażowanej, i motywy typowe dla powieści kryminalnej czy thrillera, i wątki charakterystyczne dla powieści psychologicznej, i konsekwentne trzymanie się stylistyki powieści obyczajowej. Jednak nie tylko owa biegłość w poruszaniu się między różnymi gatunkami jest tutaj czymś zasługującym na uwagę. Warto również zwrócić uwagę na niebanalny pomysł towarzyszący rozwojowi akcji i jej komplikowaniu. Oto pewnego dnia dochodzi do wypadku samochodowego, w którym ginie mężczyzna i jego troje dzieci. W mieszkaniu, w którym powinna przebywać żona i matka ofiar, nikt nie otwiera. Po wejściu do lokalu okazuje się, że kobieta leży w łóżku w kałuży krwi. Taki punkt wyjścia automatycznie kojarzyć się może z literaturą kryminalną, a jednak choć w powieści będzie prowadzonych kilka śledztw, nie szukanie zabójcy będzie najważniejsze, lecz prawda i pytanie o możliwość manipulowania działaniami prowadzącymi do uzyskania kluczowych dla opowiadanych wydarzeń odpowiedzi. Olga Mildyn przygląda się konsekwencjom relacji, które są nie do końca świadome i które opierają się na zauważeniu, dostrzeżeniu, wyróżnieniu. Konsekwencją tego jest większe zaangażowanie jednej ze stron i możliwe kreowanie nie tylko tego, co dzieje się między dwiema osobami, ale i tego, co może mieć wpływ na innych ludzi. Wspomniana kreacja zyskuje różne oblicze – jest motywowana podejrzliwością, bywa efektem manipulacji, staje się próbą skutecznego odegrania roli demiurga, odsłania potencjał medialny, wreszcie może okazać się także perfidną zabawą, w której chodzi przede wszystkim o pokazanie władzy i wpływów. Do czego prowadzi zadawanie pytań? – to jeszcze jedna z istotnych kwestii porządkujących całą opowieść. W konsekwencji bowiem Mildyn w intrygujący i nieoczywisty sposób odsłania nie zawsze oczywisty związek między pytaniami i odpowiedziami, między odsłanianiem prawdy i uczestnictwem w fałszowaniu rzeczywistości, między planowaniem ostateczności i nagłym zmierzeniem się z jej nieprzewidywalnością i okrucieństwem. Warto!

 

Olga Mildyn, Podłość, Wyd. W.A.B., Warszawa 2022.

niedziela, 10 kwietnia 2022

Świat w pigułce (E. Kraskowska, Ksiądz Kaingba, mój dziadek)

 

Książka Ewy Kraskowskiej to znakomite połączenie opowieści o charakterze prywatnym, intymnym niekiedy nawet, z zapisem historycznego, kulturowego i genealogicznego śledztwa. O ile w tym pierwszym przypadku mamy do czynienia z próbą zrekonstruowania nieoczywistych losów dziadka, tytułowego księdza Kaingby, o tyle w drugim proces poszukiwań i rekonstrukcji minionego opiera się przede wszystkim na potrzebie wiedzy, nie zaś na szukaniu sensacji i obnażaniu rodzinnych tajemnic. To bardzo ważne współtowarzyszenie pokazuje, że gotowość zmierzenia się z cudzą historią może iść w parze z empatią, zrozumieniem, wrażliwością wobec przeżyć opisywanych osób oraz precyzją umiejętnego dawkowania tego, co wiadomo, i tego, co jest tylko przypuszczeniem. Rodzinne śledztwo, na które decyduje się autorka, ma w sobie dużo z tego, czym na co dzień zajmuje się literaturoznawczyni Ewa Kraskowska. Biografia księdza Kaingby staje się powieścią do przeczytania, przeanalizowania i zinterpretowania. Natkniemy się więc na dobrze poprowadzone opisy losów bohaterów. Zetkniemy się z pytaniami, dla których punktem odniesienia będzie prawdopodobieństwo i możliwość zaistnienia danej sytuacji. Nie będzie nam towarzyszyło poczucie podglądania i wkraczania w przestrzeń niepotrzebnie obnażoną. Zaczniemy raczej zapamiętywać część poruszonych przez autorkę kwestii po to, by potencjalnie przywołać je w kontekście własnej rodzinnej historii. Bo przecież opowiadanie o dziadku, który był księdzem i który jako syn mandżurskiego wieśniaka znalazł się w Krakowie, to jednocześnie pokazywanie w pigułce, jak skomplikowane bywają ludzkie losy i jak nieprawdopodobne bywają niekiedy drogi, które przemierza człowiek. Książkę tę można również czytać jako historię oswojonego tabu i obcości. Helena Kraskowska jest szczęśliwa w związku z Kaingbą. Ten czas, kiedy są razem, można wyróżnić jako szczególnie intensywny, także jeśli chodzi o radość życia, doświadczanie intensywności istnienia, nie tylko w kontekście relacji damsko-męskiej. Świetnym i wartym uwagi uzupełnieniem opowieści autorki okazują się zdjęcia. To z nich można wyczytać część historii i to one są ważnym zapalnikiem uruchamiającym kolejne opowieści. Ważna rola fotografii wydaje się w tych autobiograficznych zapiskach szczególnie zaakcentowana, co wydaje się praktyką sprawdzoną, kluczową dla pokazania zależności między słowem i obrazem, a także celnie korespondującą z tym, co w swoich reporterskich książkach robi Małgorzata Szejnert. W efekcie publikacja Ewy Kraskowskiej sytuuje się w bardzo ciekawym punkcie, jeśli weźmiemy pod uwagę kwestie gatunkowe. Jest w tych zapiskach dużo ze wspomnień, jest coś z prze-pisywania biografii (nie tylko przecież tytułowego dziadka, ale i babki oraz ojca), jest trochę energii typowej dla reportażu, jest i coś z eseju. Warto zwrócić uwagę, że mimo osobistego (rodzinnego) zaangażowania w rekonstruowaną historię, czytamy przecież o wnuczce, która szuka śladów po dziadku, autorka mistrzowsko rozgrywa swoją obecność w tekście. Wiemy, że to ona stoi za „ożywieniem” literackim księdza Kaingby, zarazem jednak opowieść pozbawiona jest niepotrzebnego sentymentalizmu i oskarżeń. Stawiane pytania, uzyskane odpowiedzi, próby znalezienia możliwych wersji wydarzeń, wreszcie dostrzegalny szacunek wobec prawa do życia na własnych zasadach oraz prawa do milczenia porządkują tę historię w stylu, który bliski jest powiastce filozoficznej lub przypowieści obecnej w przeżyciach tych, którzy są tuż obok. Bardzo dobre.

 

Ewa Kraskowska, Ksiądz Kaingba, mój dziadek, Wyd. słowo/obraz terytoria, Gdańsk 2021.