Zbiór opowiadań Piotra Kofty intryguje właściwie od początku. Kiedy jesteśmy przekonani, że mniej więcej wiemy, w jakim kierunku zmierza rozwój akcji, autor dokonuje gwałtownego zwrotu, pokazując, że nic w zebranych w tomie historiach nie będzie oczywiste. W miarę poznawania kolejnych tekstów wspomniana wolta okazuje się regułą – oryginalnie rozegraną, daleką od sensacyjności, rozciągniętą między paradoksem a czymś potencjalnie niepokojącym i mrocznym. To zderzenie racjonalnego z absurdem jest w opowiadaniach zamieszczonych w „Lejku” najciekawsze. Pozostawia czytelnika w poczuciu dotknięcia czegoś nie do końca nazwanego przy jednoczesnym unikaniu patosu, korzystaniu z ironii, umiejętności wprowadzenia elementów humorystycznych. Wątek, który powraca w opowiadaniach, to znikanie. Rozgrywane jest ono na różnych poziomach – i tym bardziej dosłownym, i tym metaforycznym. W tle pojawiają się zatem pytania o możliwość pozostania w pozycji niewidzialnego obserwatora wydarzeń, o prawo do decydowania o własnym istnieniu, o wnikanie w to, co inne, obce, nieznane, ale silnie pochłaniające, o możliwość ignorowania ostateczności, cokolwiek miałaby ona oznaczać, wreszcie o konsekwencje izolacji i reprodukowanie wolności lub zniewolenia w zależności od cech posiadanych przez członków grupy, której stajemy się częścią. W pewnym sensie są to również historie o samotności – zdiagnozowanej na własny użytek, potraktowanej autoironicznie, ale jednocześnie odsłaniającej to wszystko, co dzieje się wtedy, kiedy dochodzi do nawiązania relacji z otoczeniem. Bohaterowie opowiadań (także ci, którzy nie są ludźmi) dysponują, tak chyba można powiedzieć, zwiększoną samoświadomością i gotowością ryzyka po to, by spróbować funkcjonować na własnych zasadach. Poza tym wszystkim, o czym wspominam powyżej, warto docenić tę prozę za stylistyczną lekkość i precyzję zarazem oraz za niebanalność pomysłów. Warto!
Piotr Kofta, Lejek (wariacje), Wyd. Nisza, Warszawa 2024.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz