Reportaż
Natalii Budzyńskiej to intrygujący przykład sprawnego radzenia sobie z materią
wymykającą się poznaniu, z brakiem materiału i z niemożnością dotarcia do
świadków. Warto więc przyjrzeć się tej książce nie tylko dlatego, że mamy do
czynienia z niezwykłą historią z XIX wieku, ale i z tego powodu, że ciekawe
okazać się może to, w jaki sposób autorka radzi sobie z własnymi
ograniczeniami. Początek utworu to literacki w zamierzeniu opis stanu duszy,
myśli i wyglądu, hipotetycznego sposobu rozumowania głównej bohaterki.
Przetrzymywana przez ponad dwadzieścia lat w odosobnieniu w straszliwych
warunkach w klasztorze, odbierana negatywnie z racji wulgarnego, związanego z
erotyką, słownictwa, portretowana na różne, nie zawsze zgodne z prawdą, sposoby
przez media, wreszcie właściwie porzucona w szpitalu psychiatrycznym – to właśnie
Barbara Ubryk, zapomniana więźniarka i przypomniana chora, staje się osobą,
dzięki której autorka uruchamia rozważania dotyczące co najmniej kilku ważnych
problemów. Po pierwsze, warta namysłu okazuje się kwestia zapomnienia i
wymazywania z pamięci. Uznana za szaloną zakonnica staje się niewidzialna,
niesłyszalna, nie przywołuje się jej jako jednej z tych, które tworzą
wspólnotę. Jej symboliczne, związane z izolacją i zamknięciem, nieistnienie
trwa ponad dwie dekady. Budzyńskiej udaje się pokazać, jak to, co nietypowe, w
codzienności zakonnej stało się zwyczajne. Po drugie, autorka stawia ważne
pytania o odpowiedzialność świadków – tych, którzy wiedzieli, ale i tych,
którzy się domyślali, lub woleli nie nawiązywać do sprawy Ubryk. Znaczące w tym
kontekście będzie zwłaszcza zakończenie książki. Po trzecie, warto ten reportaż
czytać również jako portret ówczesnego społeczeństwa – tego, jak opisywały
przetrzymywanie kobiety w zamknięciu ówczesne media, jak konstruowano
alternatywne wersje zdarzeń, jak rozgrywano i używano do swoich celów biografię
chorej. Ważne też okazuje się to, jak sprawa Barbary Ubryk oddziaływała na
społeczeństwo i jak wielkie emocje wywołała. Szturm, jaki podjęto na klasztorne
mury, to zasygnalizowanie buntu w stosunku do instytucji nieprzyzwyczajonej do
tego typu reakcji. Po czwarte, na uwagę zasługuje sposób opisywania bohaterki
przez tych, którzy mieli okazję ją spotkać. Nie da się nie zauważyć, że kwestie
obyczajowe wpływają na ocenę i podejście do pacjentki. Po piąte wreszcie, wyjątkowo
mocno wybrzmiewają te fragmenty, które stanowią opis sytuacji panującej w
ówczesnych szpitalach psychiatrycznych. Jeśli zderzymy praktykę pokazywania chorych
jako pewnego rodzaju atrakcji dla publiczności z tym, w jaki sposób ostatecznie
potraktowano Ubryk – mam na myśli cały proces napiętnowania, usunięcia z pola
widzenia, ujawnienia i ponownego usunięcia, trudno nie dostrzec samotności
ofiar, ale i okrucieństwa tych, którzy na wszelkie sposoby próbują się odciąć
od chorób duszy.
Natalia
Budzyńska, Ja nie mam duszy. Sprawa Barbary Ubryk, uwięzionej zakonnicy, której
historią żyła cała Polska, Wyd. Znak, Kraków 2020.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz