Powieść Josse przywodzi na myśl jednostkowe świadectwo, które mogłoby we fragmentach stać się częścią znakomitego reportażu Małgorzaty Szejnert pt. „Wyspa klucz”. Ellis Island w obu przypadkach jest nie tylko miejscem naznaczonym historią emigracji i dramatów uchodźców, ale też częścią biografii tych, którzy pracowali w centrum migracyjnym, a ich życie dzieliło się na lata pracy wśród tych, którzy marzyli o zamieszkaniu w Ameryce, i lata na stałym lądzie w zupełnie innej rzeczywistości. Ta opozycja między wyspą a światem dostępnym na nie tak odległym brzegu kontynentu zostaje zresztą mocno zaakcentowane w książce autorki. Choć oba światy są od siebie zależne, to jednak funkcjonują na zupełnie innych zasadach. Josse decyduje się opowiedzieć o Ellis Island za pomocą zapisywanych w dzienniku wspomnień tytułowego ostatniego strażnika. Notatki są nie tylko okazją do powrotu do przeszłości i zrekonstruowania własnych przeżyć oraz zasad rządzących przyjmowaniem i kwalifikowaniem przybyszy do dalszego postępowania. Stają się również opowieścią utrzymaną w elegijnym tonie. To pożegnanie miejsca, ale i opuszczenie grobów, za którymi kryją się najważniejsze fragmenty życiorysu bohatera, a także rozstanie się z rytmem codzienności, który przez lata stał się czymś oczywistym i nienaruszonym. Zamknięcie centrum migracyjnego i opuszczenie wyspy przez pracowników i uchodźców okazuje się zapowiedzią końca dobrze znanego świata w sensie systemowym, ale i końca świata o charakterze intymnym. W konsekwencji pytaniem kluczowym organizującym w tle wszystko to, o czym się dowiadujemy, jest zastanowienie się nad tym, czy możliwe jest życie poza Ellis Island. To na wyspie zostaje bowiem pamięć, która wraz z odejściem ludzi skazywana jest na zapomnienie. Nośnikami przeszłości są również rzeczy oraz mapa przejść i ścieżek, układająca się w labirynt, po którym oprowadzać mogą tylko nieliczni. Jesse nie poprzestaje na nostalgicznym i podsumowującym ujęciu. Swoją refleksję uniwersalizuje poprzez zasygnalizowanie istnienia tysięcy historii mających swój początek na wyspie, a rozgałęziających się na cały niemalże świat. Warto!
Gaëlle Josse, Ostatni strażnik z Ellis Island, przeł. Dorota Hartwich, Wyd. Format, Wrocław 2021.
Wyspę klucz czytałam z wielką ciekawością, bo nic o tych czasach wielkiej emigracji nie wiedziałam,tym bardziej przeczytam tę książkę, moi pradziadkowie też tam byli.Bardzo ciekawią mnie też co się z działo z tymi ludźmi dalej, jak sobie poradzili na amerykańskiej ziemi. Moi wyszli na ludzi, złapałam kontakt z trzecim pokoleniem, niestety na krótko przed śmiercią kuzyna, jako ostatni mówił po polsku, młodsi wiedzą o swoich korzeniach ,ale już są Amerykanami.
OdpowiedzUsuń