Debiutancka
powieść Hillary Jordan to intrygujący przykład literatury, próbującej połączyć
to, co problemowo istotne, z jednoczesną atrakcyjnością przekazu. Można by więc
powiedzieć, że mamy w ty przypadku do czynienia ze wzorcowym przykładem
literatury środka. Jordan decyduje się na narrację wielogłosową. Poszczególne
rozdziały to opowieść z perspektywy najważniejszych bohaterów tej historii.
Kompozycyjnie utwór Jordan jest precyzyjnie zaplanowany, a metafora tytułowego
błota jako czegoś, co dosłownie oblepia ludzi na farmie podczas codziennej
pracy, w deszczu, podczas kopania grobu, ale i metaforycznie niszczy ich życie,
staje się bogatym w znaczenia odniesieniem. Nieco nieprzemyślany jest ostatni
rozdział – nazbyt patetyczny, niepotrzebnie stawiający pewne rzeczy wprost,
bliski manifestu. Dużo lepiej powieść wybrzmiałaby w finale, gdyby zakończono
ją na przedostatniej części, będącej wypowiedzią Laury. To zresztą właśnie ona
jest jedną z najważniejszych postaci powieści. Przechodzi wielką przemianę z
kobiety zahukanej, niepewnej, z niskim poczuciem własnej wartości w osobę
zmuszoną do stawiania czoła przeciwnościom pojawiającym się każdego dnia na
farmie. Laura odkrywa w sobie wewnętrzną siłę, ale też będzie musiała zmierzyć
się z dramatycznymi wydarzeniami, w które wplącze się jej rodzina. Jordan
buduje swoją opowieść wokół trzech ważnych wątków: rasizmu Południa, emancypacyjnego
wymiaru wojny, zrównującej walczących w Europie białych i czarnych Amerykanów,
przyzwyczajenia, z którego rodzi się miłość, a na jej marginesie wielka
namiętność. Na szczęście autorka nie idzie w kierunku romansu i równoważy
wspomniane motywy w sposób wyjątkowo udany. W powieści bardzo ważną kwestią
okazuje się zaniechanie i konieczność dokonywania wyborów, z których każdy
ostatecznie ma tragiczne konsekwencje. Warto.
Hillary
Jordan, Błoto, przeł. Adriana Sokołowska-Ostapko, Wyd. Otwarte, Kraków 2018.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz