Podobnie
jak we wcześniejszych książkach Irvinga, tak i w przypadku „Alei tajemnic”
można mówić o wracaniu do motywów obecnych w innych publikacjach pisarza.
Najnowsza powieść Amerykanina wydaje się najbardziej korespondować z „Synem
cyrku”. O ile jednak „Syn cyrku” to powieść, tak można ująć, szalona, jeśli
weźmiemy pod uwagę fabularne pomysły autora, nieco egzotyczna i niebanalna, o
tyle „Aleja tajemnic” okazuje się próbą sportretowania pożegnania z życiem,
okresu schyłkowego, który naznaczony jest mocno wspomnieniami z dzieciństwa i
młodości, w sposób dosyć statyczny. Tym, którzy chcieliby rozpocząć poznawanie
twórczości Irvinga, odradzałabym więc sięgnięcie po „Aleję tajemnic”. W dalszej
kolejności, proszę bardzo, na pewno jednak nie na zachętę. Dlaczego? Z prostego
powodu. Choć w powieści znajdziemy wiele motywów typowych dla pisarza, książka
ta należy do słabszych w jego dorobku. Najciekawsze są te fragmenty, które
dotyczą dzieciństwa bohatera i mieszkania na śmietnisku. Interesujący jest
pomysł z siostrą-telepatką oraz metafora dziecka, które wśród odpadów czyta
książki i uczy się obcego języka. Dużo mniej przekonująco wypadają fragmenty
dotyczące teraźniejszości. Główny bohater jest mało prawdziwy jako pisarz,
sztuczny i niewiarygodny jako kochanek dwóch spokrewnionych ze sobą kobiet,
które przypadkowo spotyka na swojej drodze, jednowymiarowy, jeśli chodzi o jego
funkcjonowanie w przestrzeni publicznej oraz dylematy emocjonalno-moralne.
Szkoda, wielka szkoda, że tak się dzieje. Odradzam więc sięganie po „Aleję
tajemnic”, polecając jednocześnie bardzo inne powieści Irvinga. Ta najnowsza
niech pozostanie raczej ciekawostką poznawczą dla największych fanów twórczości
autora „Świata według Garpa”.
John
Irving, Aleja tajemnic, przeł. Magdalena Moltzan-Małkowska, Wyd. Prószyński i
S-ka, Warszawa 2016.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz