Najnowsza proza Andrzeja Stasiuka to celne, literacko intrygujące oddanie nieoczywistego stanu „pomiędzy” doświadczanego na co dzień. Autor, choć zbliża się do tematów etycznie istotnych oraz wątków umożliwiających przewartościowanie tego wszystkiego, co już znane, unika wzniosłości, kategoryczności i moralizowania. Perspektywa, jaką przyjmuje, opiera się na wątpliwościach, pytaniach, powrotach, gotowości do mierzenia się z tym, co kiedyś wyglądało inaczej, niż dzisiaj. Nie chodzi w tym wypadku o zachowanie dystansu, ale raczej o wpisanie się w charakterystyczny dla przemijania i przetrwania zarazem rytm przemian, związanych z pamiętaniem jako procesem i zapamiętywaniem jako zadaniem do wykonania. To dlatego, jak przypuszczam, obok siebie pojawią się i obrazy z okresu dzieciństwa czy młodości, i chwile znaczące dorosłość oraz nie tak odległą przeszłość. Przywoływanie tego, co było, służy z jednej strony utrwaleniu w pamięci i zapewnieniu (siebie), że to, co minione, istniało naprawdę, z drugiej zadaniu sobie pytań o charakterze szerszym niż to, co kształtuje prywatność. Kategoria powrotu i wpisana w nią zmiana porządkują rzeczywistość i jednocześnie wprowadzają w nią chaos nieoczywistości. To, co jest opowiadane, mogło już kiedyś być przekazywane komu innemu w trochę zmienionej wersji. Nie oznacza to jednak fałszu, ale „dzianie się” wpisane w proces opowieści i nazywania tego, czego właśnie się doświadcza. Istotnym punktem odniesienia jest spotkanie – z kimś, kto kiedyś znaczył swoją obecnością codzienność, z ludźmi przypadkowo spotkanymi na szlaku wielu wędrówek, z poezją, dzięki której dochodzi do wyboru odpowiednich słów, wreszcie z samym sobą. Choć mamy do czynienia ze wspomnianym funkcjonowaniem „pomiędzy”, to nie o melancholię i nostalgię w tym wypadku idzie. Gdzieś w tle – takie wrażenie towarzyszy w trakcie lektury – rozgrywa się gra o coś najistotniejszego, a mianowicie o potwierdzenie, że zniszczona przez atak Rosji na Ukrainę ciągłość nie tyle jest możliwa do odtworzenia, ile raczej w ogóle kiedykolwiek istniała. To kwestia o charakterze uniwersalnym, bo mająca w swojej definicji potrzebę zachowania człowieczeństwa. Bardzo dobre!
Andrzej Stasiuk, Rzeka dzieciństwa, Wyd. Czarne, Wołowiec 2024.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz