Znakomity debiut! Dojrzały językowo, świetnie rozgrywający wątek inicjacyjny oraz tematy natury ostatecznej, kompozycyjnie przemyślany, bardzo dobrze napisany. „Wniebogłos” to powieść, która – jak się wydaje – od początku do końca nie ma fałszywych tonów. I to nie dlatego, że muzyka odgrywa w książce ważną rolą, raczej z tego powodu, że opowiedziana historia ma w sobie coś z przypowieści, coś z manifestu na rzecz talentu, coś z powieści drogi, choć podróż rozgrywa się tutaj tylko symbolicznie. Opowieść, z jaką mamy do czynienia, wpisana jest w rytm pogrzebowych pieśni. Choć towarzyszą one tym, którzy umarli, tak naprawdę są deklaracją istnienia i wygranej po stronie życia. To ci, którzy mają przed sobą przyszłość, śpiewają i żegnają zmarłych. Rysiek jest chłopcem, który ma talent. Widzą to jego matka, babka, potem nauczycielka, wreszcie miejscowi grajkowie, którzy wcale nie tak chętnie dopuszczają do zespołu młodych. Jednocześnie młody bohater zmaga się z wyjątkowo dużym ciężarem. Ma bowiem poczucie, że jego śpiew sprowadza na innych śmierć. Pragnienie obcowania z muzyką jest jednak większe od strachu. Stopniowe zbliżanie się do harmonii pozwoli Ryśkowi na odnalezienie własnej drogi. Wspomniana harmonia będzie w tym wypadku rozumiana na różne sposoby – jako upragniony instrument, jako przedmiot będący nośnikiem znaczeń związanych z przeszłością, jako zeszyt, w którym zostają spisane pieśni, jako spokój (nie)możliwy całkowicie do osiągnięcia, jako wspólny śpiew, dzięki któremu prawdopodobne jest zbudowanie wspólnoty. Bardzo dobre!
Aleksandra Tarnowska, Wniebogłos, Wyd. ArtRage, Warszawa 2023.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz