„Robale” Marka Rosłana wpisują się w tradycję narracji żałobnych. Punktem odniesienia staje się bowiem śmierć. Jeśli jednak skwitowalibyśmy tę arcyciekawą publikację tylko w ten sposób, byłoby to duże uproszczenie. Autor bowiem zaskakuje na wielu poziomach. Ten mikroesej o odchodzeniu okazuje się bowiem także, a może przede wszystkim tekstem o uważności, szukaniu punktów zaczepienia dla życia i widoczności. Tytułowe robale przesuwają punkt ciężkości w stronę tego, co żyje, rusza się, ma kolory i często zaskakuje swoim kształtem. Zainteresowanie owadami to także zasygnalizowanie ciągłości istnienia, tego istnienia, w którym jeszcze wszyscy są na swoim miejscu i nikt nie odszedł. Wymienianie i opisywanie tytułowych robali służy, jak można przypuszczać, nie tylko dostrzeżeniu tego życia, które bywa uznawane za nieistotne, ale też nadaniu znaczenia temu, co w skali mikro ma jednak własną, niepowtarzalną historię. Małe sąsiaduje więc z wielkim, nieistotne z tym, co fundamentalne, żywe z martwym, szybko zapominane z koniecznym do utrwalenia. Publikacja Rosłana okazuje się wyjątkowo intrygująca pod względem formalnym. Sugerowałam już jej niewielką objętość, używając określenia mikroesej, choć gatunkowo można by chyba także mówić o mikroimpresjach prozatorskich. Ale „Robale” przypominają, taką nazwę przywołajmy, notatki z czasów trudnych. Są połączeniem wspomnień, mierzenia się z żałobą, spisu utworów podejmujących temat żegnania się ze zmarłym rodzicem, wreszcie fantastycznych opisów owadów. Proszę czytać, warto!
Marek Rosłan, Robale, Wyd. Nisza, Warszawa 2025.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz