Reportaż
Olgi Gietkiewicz rodzi mieszane odczucia. Z jednej strony mamy do czynienia z
podjęciem bardzo ważnego społecznie i politycznie tematu, z drugiej po raz
kolejny autorka ma problem z dopracowaniem formy swojej opowieści. W którymś
momencie, kiedy opadnie efekt pierwszego wrażenia, związany z uświadomieniem
sobie, że wykluczenie komunikacyjne to kwestia, której opisanie było bardzo
potrzebne, zaczynamy odczuwać to, co ostatecznie psuje efekt, a mianowicie
problemy z dobrym spuentowaniem historii, trudności ze zbudowaniem napięcia,
miejscami nadmierne relacjonowanie, czy wyjątkowo irytującą manierę (dostrzegalną
zresztą u wielu reporterów) budowania akapitu z jednego zdania. No tak, ale
poza wspomnianymi problemami z formą, mamy znakomity temat, świetną okładkę i
bardzo dobry tytuł. Co prawda, trudno w tym wypadku mówić o równowadze, ale
faktem jest, że dyskusja wokół likwidowanych połączeń lokalnych i regionalnych,
rozbierania torów, znikania z powierzchni ziemi przystanków PKS, niszczejących
dworców itp. okazuje się ważnym głosem na temat tego, co potocznie można by
określić „wylewaniem dziecka z kąpielą”. To, co zniknęło i co uległo likwidacji,
stanowi odbicie tego wszystkiego, co działo się z naszym społeczeństwem i co
akceptowali lub inicjowali politycy. Opowieść o transporcie publicznym staje
się również historią naszych złudzeń i marzeń, łatwości, z jaką zrezygnowaliśmy
ze wspólnoty, na rzecz epatowania jednostkowym stanem posiadania, przeniesienia
znaczeń i położenia większego nacisku z tego, co nasze i wspólne, na to, co
moje i własne. „Nie zdążę” to reportaż inspirujący do refleksji, dyskutowania,
podawania przykładów z najbliższego otoczenia. Tylko ta forma…
Olga
Gitkiewicz, Nie zdążę, Wyd. Dowody na Istnienie, Warszawa 2019.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz