Opowiadania
Machado to z pewnością debiut zasługujący na uwagę. Niekoniecznie olśniewający,
czy – jak chciałby wydawca – hipnotyzujący, ale ciekawy. Odsłaniający talent
autorki, chęć poszukiwań własnego sposobu wyrazu tego, co najważniejsze, miejscami
faktycznie drapieżny, uciekający od zbędnej asekuracji, chętnie korzystający z
możliwości oferowanych przez niedopowiedzenie. „Jej ciało i inne strony” to
zresztą również pretekst do zastanowienia się nad uwikłaniami wizerunkowymi
pisarstwa kobiet. W tym wypadku kobiecość jest synonimem eksperymentowania z
ciałem, mierzenia się z ograniczeniami i wyzwaniami własnej tożsamości,
wreszcie analizowania i aktywnego przerabiania seksualności. Jeśli więc w
prozie kobiet pojawi się mdła i sielankowa wersja miłości w wersji pop, wówczas
mamy do czynienia z przeniesieniem takiego pojmowania uczucia na wszystkie
kobiety. Jeśli natomiast w tej wersji ambitniejszej, a z taką mamy tu do
czynienia, pojawi się konkretne umocowanie w seksualności, cielesności,
rozkoszy, wtedy akcentuje się przede wszystkim kontrowersyjność takiej prozy.
Tymczasem Machado nie jest wcale tak odważna, jak moglibyśmy sądzić po
zapowiedziach okładkowych. Owszem, bez lęku pyta o tożsamość kobiety, nie mam
jednak wrażenia, by w tych pytaniach przekraczała jakieś szczególne granice. To
debiut do przeczytania – bo warto, ale i do odnotowania w pamięci po to przede
wszystkim, by czekać na kolejną publikację Machado i sprawdzić, jak wypada w jej
przypadku próba drugiej książki.
Carmen
Maria Machado, Jej ciało i inne strony, przeł. Dobromiła Jankowska, Wyd. Agora,
Warszawa 2018.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz