Powieść
Wolitzer można z powodzeniem czytać i w kontekście eseju o siostrze Szekspira
autorstwa Virginii Woolf, i równolegle do powieści „Świat w płomieniach” Siri
Hustvedt, i jako jeszcze jedną wersję historii opowiedzianej w filmie „Wielkie
oczy” o relacji łączącej Margaret i Waltera Keane. To właściwie tylko kilka,
zupełnie przypadkowo dobranych przykładów, pokazujących, jak popularny w
kulturze jest wątek odnoszącego sukcesy, ale niekoniecznie utalentowanego,
mężczyzny i wspierającej go, usuwającej się w cień, bardzo interesującej
artystycznie kobiety. Właśnie ten temat okazuje się kluczowy dla opowieści
zaproponowanej przez Meg Wolitzer. Punktem wyjścia jest portret małżeństwa,
znudzonego własnym towarzystwem, ale jednocześnie mającego problem z rezygnacją
z tego, co można by nazwać przyzwyczajeniem. On jest znanym pisarzem, właśnie
otrzymuje wiadomość o otrzymaniu bardzo ważnej nagrody literackiej. Ona jest
zawsze u jego boku – jak na posterunku, nigdy nie zawodzi, czuwa nad doskonałym
przebiegiem kariery mężczyzny. Dzięki retrospekcjom dowiadujemy się, jak
wszystko się zaczęło, a dzięki gwałtownym zwrotom akcji w trakcie uroczystości
wręczenia wspomnianej nagrody, będziemy świadkami tego, jak wszystko się kończy
i czy faktycznie się kończy. Wybory podejmowane przez kobietę wpisują się w
dylematy związane z walką o własną sławę, etyczne uwikłanie wpisane w milczenie
w reakcji na fałszywą wersję zdarzeń, wreszcie tożsamościowe zagubienie będące
konsekwencją wyborów opartych na wyrzekaniu się siebie. Opowieść o małżeństwie
zamienia się w konieczność postawienia wielu pytań o miłość, granice
poświęcenia, wyobrażenia związane z drugą osobą, nierówność talentów i
akceptację, współodczuwanie oraz litość. Bardzo dobre.
Meg
Wolitzer, Żona, przeł. Paweł Laskowicz, Wyd. W.A.B., Warszawa 2018.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz