W
ramach znakomitego cyklu Faktyczny Dom Kultury, przypominającego klasyczne
dzisiaj, choć może trochę zapomniane teksty reporterskie, ukazała się właśnie
świetna książka Ireny Morawskiej. Ci, którzy znają „Było piekło, teraz będzie
niebo” z wydania z roku 1999, powinni również i po tę wersję książki sięgnąć.
Nie tylko w celu przypomnienia sobie bardzo dobrych reportaży Morawskiej, ale i
by porównać obie publikacje. W wydaniu, które możemy teraz czytać, nie ma kilku
tekstów – brakuje „Więźniów rezydencji”, „Do siebie, dookoła świata”, „On leży
w grobie, a ja umarłem”, „Piramidy”, „Długiego snu Federica” i „Ziemia drży”.
Jest za to zapadające w pamięć „Jak Emilię z Kalabrii od złej pani wykradłam” –
obszerny reportaż, w którym to autorka odgrywa ważną rolę, wpływając na losy
bohaterki i ratując ją od doświadczanego koszmaru codzienności. W wydaniu
pierwszym nie ma natomiast tekstów „Diabeł spacerował po niebie” i „Deszcz
omija Lisków”. Nie ma również umieszczonego w drugim wydaniu wywiadu z autorką.
Dla wielbicieli talentu Morawskiej wybór więc jest jeden – obok posiadanej
wersji książki z 1999 roku na półce trzeba umieścić i wydanie z roku 2015. Nie
bez powodu Małgorzata Szejnert pisze we wstępie, że autorka „Było piekło, teraz
będzie niebo” ma słuch absolutny. W kolejnych tekstach widać, że z wrażliwością
i empatią wysłuchuje swoich rozmówców. Ta umiejętność wyciszenia się jest
jednak jednym w wielu atutów reporterki. Szczególne wrażenie robi umiejętność
oddania pewnej naiwności i absurdalności wpisanej w losy bohaterów przy
jednoczesnym nieunikaniu portretowania ich dramatyzmu. Polska opisana przez
Morawską wydaje się być obrazem pełnym ciągle rozdrapywanych ran i naznaczonym
nieumiejętnością odnalezienia się w nowej sytuacji. Owszem, moglibyśmy
powiedzieć, że to uwiecznienie klimatu pewnych czasów. Czy jednak na pewno? Czytamy
o zniewolonej psychicznie i fizycznie kobiecie, która wyjeżdża z Polski, by
szybciej i lepiej zarobić („Jak Emilię z Kalambrii od złej pani wykradłam”) – czy
faktycznie to tak nieprawdopodobne doświadczenie, jak tego chcielibyśmy? Poznajemy
argumenty narodowców („Kiedyś odrosną nam włosy”) lub młodych ludzi, którzy w
małej miejscowości nie znajdują dla siebie innego zajęcia niż celebrowanie
przemocy („Miasteczko jak kryminał”) – czy naprawdę brzmi to tak obco? Dowiadujemy
się o bezsensownej śmierci spowodowanej nieprzestrzeganiem podstawowych zasad
przez pracodawcę zatrudniającego na czarno („Windą na śmierć”) – czy nie okazuje
się to niepokojąco znajome? Czytamy o dramacie rodziny naznaczonej przemocą i
niemożnością zatrzymania jej w inny sposób jak tylko za pomocą oddanego zła
tytułowy reportaż) – czy takich tragedii nie ma i dzisiaj? Morawskiej
niewątpliwie udaje się nie tylko oddanie atmosfery czasu transformacji, ale i
zawarcie w opowiadanych historiach pewnego uniwersalizmu. Dzięki temu lektura
tych reportaży po latach jest równie inspirująca i poruszająca jak kiedyś.
Irena
Morawska, Było piekło, teraz będzie niebo, wstęp: Małgorzata Szejnert, Wyd.
Dowody na Istnienie, Warszawa 2015.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz