Pozornie
mogłoby się wydawać, że to publikacja adresowana do osób zainteresowanych
historią mody. Nic bardziej mylnego. Czytelnik nieszczególnie zaciekawiony
powyższą tematyką i tak przeczyta książkę Boćkowskiej niemalże z wypiekami na
twarzy – tak barwna i fascynująca to historia. Na uwagę zasługuje nie tylko
umiejętne oddanie klimatu epoki, pokazanie specyfiki środowiska,
zaprezentowanie wielkich polskich talentów, które w szarości PRL-u nie zawsze
mogły w pełni rozbłysnąć, ale też edytorskie opracowanie oraz zamieszczone w
książce fotografie. Publikacja ta ewidentnie jest bardzo przemyślana i pod
kątem merytorycznym, i wizualnym. Warto ten fakt podkreślić, bo praktyka tego
typu nie jest wcale oczywistością w świecie wydawniczym. Boćkowska pokazuje,
jak barwny i inspirujący był świat mody w rzeczywistości znaczonej szarzyzną i
permanentnym brakiem. Akcentuje nie tylko pomysłowość zwykłych kobiet, ale
skupia się przede wszystkim na tych postaciach, które kształtowały pewien model
zachowywania się, wyglądania i stylu. Strój staje się elementem zrealizowanej
tęsknoty za lepszym życiem, za pięknem, za wolnością. Czytamy więc o wielkich
postaciach polskiej mody ówczesnych czasów – o mitycznej niemalże Jadwidze
Grabowskiej, szefowej artystycznej Mody Polskiej, o jej modelkach, które podziwiała
cała Warszawa i o jej uczniu Jerzym Antkowiaku, o kształtującej gusta Polek dzięki
firmie Hoffland i na łamach „Przekroju” Barbarze Hoff, o nowej jakości na
łamach „Ty i Ja” sygnowanej m.in. przez Teresę Kuczyńską, o podbijającym Paryż
Romanie Cieślewiczu (został dyrektorem artystycznym „Elle”, a następnie „Vogue’a”),
o charyzmatycznej postaci Zygi Pianki znanego w Paryżu jako Pierre d’Alba. To,
oczywiście, nie jedyne postaci przywołane przez Boćkowską. Za każdą z nich
kryje się fragment historii codzienności epoki, która nie pozwalała na
nowoczesność, indywidualność i wyróżniający się styl. Fakt, iż znaleźli się
ludzie, dla których piękno i tzw. klasa miały wartość, skutkuje nie tylko ich
niezwykłą popularnością, ale i odsłania pragnienia zwykłych ludzi. To, że moda
zyskiwała w omawianym okresie rangę przedsięwzięcia kultowego, wiązało się przecież
z niechęcią do uniformizacji i związanej z wyglądem zewnętrznym, i – nieco patetycznie
rzecz ujmując – z myśleniem. Dzięki strojom można było wypracować nieco
przestrzeni naznaczonej wolnością. Opowieść Boćkowskiej można również czytać
jako zapis względności wspomnień związanych z kulturą codzienności. Widać to
szczególnie wyraźnie na ostatnich stronach książki. Autorka akcentuje ulotność
tego, co opisuje (zużyte ubrania zwykle się wyrzuca, a nie przechowuje), oraz
pokazuje, jak odmiennie bywa zapamiętywany strój przez różne osoby.
Aleksandra
Boćkowska, To nie są moje wielbłądy. O modzie w PRL, Wyd. Czarne, Wołowiec 2015.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz