Debiut
Eweliny Dydy reklamowany jest jako mocny punkt na mapie powieści odświeżających
konwencję noir. Na okładce książki pada nawet określenie, dowcipnie obnażające
łatwość koronowania kolejnych autorów, a mianowicie „pierwsza dama polskiego
kryminału noir”. Dyda nie popełnia na szczęście błędu i nie próbuje pisać
powieści, która w oczywisty sposób byłaby współczesną wersją mrocznej klasyki.
Raczej stawia na grę z konwencją, dowcipnie obnaża niektóre chwyty narracyjne,
podchodzi ironicznie do schematów i kodów, które dla odbiorców powinny być bez
problemu czytelne. Fakt ten należy uznać zdecydowanie za zaletę. Dyda nie tylko
więc wprowadza zabawne motywy, zderzając je ze światem zbrodni, ale również
wydaje się być świadoma tego, że miejsce akcji determinuje określone śledztwa i
przestępstwa. Jakub Rau, główny bohater, jest detektywem. Wynajmuje lokum od
Danuty, właścicielki zakładu fryzjerskiego. Kobieta trochę mu matkuje, trochę
go uwodzi. Jakub trochę się nią opiekuje, trochę z kolei rozważa, czy mogłoby
między nimi być coś więcej – pomimo różnicy wieku, oczywiście. Jest jeszcze kot
o znaczącym imieniu Chandler, który okazuje się całkiem istotnym punktem
odniesienia, jeśli chodzi o prywatność Kuby. Akcja powieści rozgrywa się w
Tarnobrzegu. Zbrodnia, której tajemnicę ma rozwikłać detektyw, dotyczy morderstwa
pewnej dziewczyny. Została ona wyrzucona z balkonu. Znajduje ją pewien pijaczek
i ten sam pijaczek okaże się ważnym ogniwem toczącego się śledztwa. Dyda nie
próbuje więc uczynić z niedużego miasta metropolii współczesnej kryminalistyki,
wręcz przeciwnie, pokazuje siermiężność zbrodni, śledztwa i powodów, dla
których postanowiono zabić. Taka perspektywa pozwala z zainteresowaniem
przyglądać się dalszym poczynaniom pisarskim autorki. Ja przynajmniej jestem
ich ciekawa.
Ewelina
Dyda, Zła waluta, Wyd. W.A.B., Warszawa 2017.
Super wpis. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń