Flanagan
w „Klaśnięciu jednej dłoni”, podobnie jak w przypadku „Ścieżek Północy”,
pozostaje wirtuozem w opisywaniu niełatwych emocji, uczuć, które, zamiast
łączyć, dzielą i biografii, które choć zdają się zmierzać ku katastrofie,
ostatecznie zawierają w sobie pewną nadzieję. Nie ma w tej powieści zbędnego
rozwodzenia się nad stanami emocjonalnymi bohaterów, jest za to umiejętność
skwitowania skomplikowanych odczuć jednym zdaniem, kilkoma słowami. Nadmiar
zawiera się w tym przypadku w niewypowiedzeniu. To, co dławi, uniemożliwia
reakcję, każe chować się w sobie, łączy się zawsze z milczeniem. Flanaganowi
udaje się pokazać ludzi, którzy szukają szczęścia w obcym kraju, ponosząc
mniejsze lub większe porażki. Rodzice Sonji są Słoweńcami. To Tasmania jest
miejscem, w którym rozgrywa się to, co dawało nadzieję na dobre zakończenie, a
ostatecznie okazało się ponurym finałem rodzinnego szczęścia. Kiedy Sonja jest
małym dzieckiem, jej matka odchodzi. Dziewczynka, dopiero kiedy będzie dorosła,
dowie się, jaki dramat przeżyła kobieta i co stoi za jej milczącą, kategoryczną
decyzją opuszczenia tego wszystkiego, co kojarzy się z miłością i szczęściem.
Ojciec Sonji nie będzie umiał pogodzić się z tym, co go spotkało, i aby
zagłuszyć ból, wybierze najgorszy z możliwych medykamentów, a mianowicie
alkohol. Picie zniszczy nie tylko teraźniejszość jego córki, ale i to wszystko,
co zawiera się we wspomnieniach. Równolegle odkrywamy przeszłość Sonji i jej
teraźniejszość. To, co składa się na „dzisiaj”, sprowadza się do prób
zrozumienia minionego, odrzucenia dawnego lęku, wreszcie uwierzenia, że ma się
w sobie siłę, by mierzyć się z jutrem. Jesteśmy więc świadkami rozpadu rodziny,
ale i ciągłego istnienia więzi, których nie da się całkowicie przeciąć.
Dosłowny brak matki, bo odeszła, i symboliczny brak ojca, bo pił i stosował przemoc,
zmuszają Sonję do budowania własnej tożsamości na bardzo kruchych podstawach.
Ostatecznie okaże się, że nawet w miejscu, które wydaje się obce i
nieprzyjazne, można znaleźć dom wtedy, gdy pojawi się miłość i chęć rozpoczęcia
nowego etapu w życiu. Wówczas częściowo udaje się skleić to, co dawno się
potłukło i co nie mogło do siebie pasować. Bardzo dobre.
Richard
Flanagan, Klaśnięcie jednej dłoni, przeł. Robert Sudół, Wydawnictwo Literackie,
Kraków 2016.
Intryguje mnie ta książka i koniecznie musi znaleźć się w mojej biblioteczce. Mam nadzieje, że wciągnie mnie po same uszy;)
OdpowiedzUsuń"Ścieżki Północy" były dla mnie literacką ucztą, autor ma niesamowity styl i umiejętność opowiadania o rzeczach trudnych, o emocjach, które ciężko nazwać. "Klaśnięcie jednej dłoni" na pewno przeczytam, zresztą znajduje się na mojej liście książek do przeczytania - koniecznie! Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń