Świetna powieść! Na uwagę zasługuje oryginalny, zapadający w pamięć projekt okładki, ale do tego w przypadku książek Twardocha wydawnictwo zdążyło już czytelników przyzwyczaić. Autor znakomicie gra z konwencjami. Po pierwsze, choć korzysta z wyeksploatowanego literacko motywu odnalezionych zapisków, to jednocześnie udowadnia, że można ów motyw potraktować oryginalnie i niebanalnie. Po drugie, warto zwrócić uwagę na klamrę, jaka powstaje dzięki obecności Twardocha. Mamy bowiem powiedziane, że to on wyrusza na daleką wyprawę, to on ją przedłuża, to on daje się porwać osobowości i historii tajemniczej starej kobiety, z którą wypływa w rejs. Oczywiście, pisarz czyni siebie jednym z bohaterów tej fikcyjnej historii. Zgrabnie operuje nawiązaniami pozwalającymi na powiązanie pewnych faktów z jego biografią, jednocześnie pozostając tym, który w tej świadomie męskiej, przygodowej i podróżniczej historii próbuje znaleźć odpowiedzi na nie do końca zadane i sformułowane pytania. Ten współczesny wstęp, w którym Twardoch rozgrywa siebie, a zarazem konstruuje bohatera literackiego, to prawdziwy majstersztyk. Po trzecie wreszcie, bardzo interesująco wybrzmiewają wspomniane odnalezione dzienniki. Twardoch, choć opatruje je datą 1946 roku i dzieli na dwie części, to jednocześnie unika typowo pamiętnikowej linearności. Historia Konrada Widucha, rozczarowanego komunizmem bolszewika, ma w sobie bardzo dużo z tego, co przecież dobrze znamy z fikcyjnych i prawdziwych relacji o Związku Radzieckim, który niszczy swoich wyznawców, o łagrach, o brutalności czyhającej na tych, którym udało się zbiec, i którzy pozostali wiecznymi więźniami. Zarazem jednak zostaje w nieoczywisty sposób odświeżona. Widuch okazuje się bowiem bardzo świadomym siebie i pisarstwa mężczyzną. Jego notatki stają się więc ciekawą grą z samym sobą, z Twardochem-bohaterem, Twardocha-pisarza i starej kobiety, strażniczki pamiętników. Ciekawą, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę powracające zwroty do „nieistniejącej czytelniczki”, co odczytywać można jako próbę unieważnienia klasyfikacji historii jako potencjalnie stereotypowo męskiej. W efekcie bowiem, choć Twardoch-bohater czyta biografię zniszczenia przez Rosję oraz uświadomienia sobie, że Rosja zawsze zniszczenie przynosi, to jednocześnie cały czas mamy do czynienia z powieścią o pisaniu, czytaniu i sztuce opowiadania. Ta ostatnia staje się zresztą pretekstem do pojawienia się następującego, przewrotnego i nieco złośliwego, stwierdzenia: „No cóż, gdybym był przedstawicielem polskiej szkoły reportażu, zrobiłbym to bez wątpienia, w końcu polega ona na zmyślaniu, ja jednak jestem tylko powieściopisarzem i prawda bywa dla mnie ważniejsza od dobrej historii” (s. 540). Bardzo dobre!
Szczepan Twardoch, Chołod, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2022.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz