Wojciech
Albiński decyduje się na ryzykowny, prowokacyjny, świadomie naiwny i zakorzeniony
w codzienności gest. Wszystko to, co przywołuje straszliwe obrazy II wojny
światowej, zostaje zderzone ze zwyczajnością współczesności. Słowa niosące
przerażenie i wojenny koszmar dewaluują się. Obóz koncentracyjny, rampa, Żyd,
komin, dym, tortury, broń itp. znaczą dzisiaj zupełnie co innego niż wczoraj.
Brak zakorzenienia w pamięci własnej skutkuje łatwością kwitowania powyższych
obrazów jako tylko historycznych i dla aktualnych realiów mało istotnych.
Albiński pozornie bawi się słowem, pokazując, jak łatwo poddajemy się dzisiaj
sile substytutów, z jaką zaciekłością oddajemy się we władanie banału i jak
chętnie sytuacje nijakie i powierzchowne określamy za pomocą wielkich słów. To,
co faktycznie przeraża, boli, zagraża, staje się z perspektywy doświadczanego
współcześnie bezpieczeństwa i przyjemności niezrozumiałe. Na niemożność pojęcia
tego, co było i degradację wartości, wpływa banalizacja procesu pamięci. Albiński
nie tylko intrygująco zestawia to, co wysokie, z tym, co niskie, to, co
wzniosłe, z tym, co banalne, i to, co nieporównywalne, z powtarzalnym masowo.
Decyduje się również na ciekawy zabieg formalny. Tekst zapisano w taki sposób,
że może zostać potraktowany również jako poezja, wzbogacona dodatkowo ciekawymi
kolażami. Skłonna jestem bardziej traktować poszczególne rozdziały jako
impresje prozatorskie oparte na zasadzie przeciwieństwa i nieprzystawalności. W
obsesyjnym szukaniu śladów wczoraj w tym, co jest dzisiaj, i w zadowoleniu z
tego, co jest tylko fałszem i podróbką, tkwi jednak i akceptacja
teraźniejszości, i gotowość odcięcia się od pielęgnowania traumy, i przekonanie,
że kodów sprzed kilkudziesięciu lat nie trzeba się uczyć, bo odtwarzają się one
same – w wersji mini trochę drażnią i śmieszą, w wersji maxi niszczą i pacyfikują.
Wojciech
Albiński, Oświęcimki, kolaże: Anna Niesterowicz, Wyd. Nisza, Warszawa 2014.