Cercas
zaczyna książkę od interesujących rozważań natury formalnej. Zastanawia się,
jaka forma byłaby lepsza dla opowiedzenia tego, co chce czytelnikowi
zaprezentować. Najpierw skłania się ku powieści, by potem – przewrotnie nieco –
uznać, że jednak używanie fikcji jako czegoś, co towarzyszy faktom,
niekoniecznie wyczerpuje wyznaczniki gatunkowe powieści. Autor sugeruje nam
więc z jednej strony powieściowość narracji, z drugiej możliwość czytania publikacji
jako książki historycznej. Niewątpliwie mamy tu do czynienia z literaturą
faktu, która, jak chce tego pisarz, staje się momentami współczesną wersją
„Trzech muszkieterów”. Śledztwo przeprowadzone przez Cercasa poparte jest licznymi
rozmowami ze świadkami, lekturą wielu książek, analizą obrazu filmowego
kluczowego dla omawianych wydarzeń, wreszcie logicznie uzasadnionym i
uargumentowanym stawianiem hipotez. Rekonstrukcja ówczesnych nastrojów faktycznie
trzyma w napięciu, pokazuje, że polityka może być sceną zbrodni i spektaklem
pełnym uniesień, odkrywa uwikłanie pierwszoplanowych postaci we frankizm, a co
za tym idzie w tradycje antyrepublikańskie. Cercas dość przewrotnie stwierdza,
że nie tyle interesuje go zamach stanu z 23 lutego 1981 roku, kiedy to wojsko
usiłowało przejąć władzę, usuwając premiera Hiszpanii Adolfo Suareza, co raczej
pewien gest, jaki wykonuje Suarez w trakcie owych dramatycznych wydarzeń.
Ponieważ przerwanie obrad deputowanych zostaje nagrane przez kamery, pisarz
dysponuje niezwykle ważną dokumentacją. Nie musi zdawać się tylko na świadectwa
innych osób, może również zanalizować obraz i słowa, które wówczas uwieczniono.
Nagranie okazuje się istotne dla całej opowieści. Cercas właśnie dzięki niemu
buduje napięcie, kładzie nacisk na określone tropy interpretacyjne, buduje
pewien mit wokół zachowań niektórych polityków i stawia pytania, które dzięki
temu, co widać na ekranie, znajdują uprawomocnienie.
Autor
analizuje okres bardzo ważny z perspektywy najnowszej historii Hiszpanii. Chodzi
o trudny czas transformacji – przejście od dyktatury do demokracji. Jak
niełatwe to było zadanie, pokazuje chociażby reakcja społeczeństwa na opisywany
zamach stanu. Brak reakcji był jedyną reakcją. Ludzie byli przyzwyczajeni do
rządów frankistowskich. Wojskowi, oni zresztą stali za zamachem, nie ukrywali
swoich tęsknot za generałem Franko oraz niechęci do władzy cywilnej. Paradoksem
rodzącej się demokracji był chociażby fakt, iż jej twórca, premier Suarez, miał
przeszłość frankistowską. Udawało mu się przez pewien czas utrzymać poparcie
poprzez odwoływanie się do wspólnych doświadczeń. Byli falangiści nie potrafili
mu jednak wybaczyć jednego – legalizacji partii komunistycznej. Kiedy doszło do
zamachu stanu, Suarez nie miał właściwie poparcia z żadnej strony. Nawet
monarcha miał na swoim koncie dość dwuznaczne wypowiedzi na jego temat.
Cercas
stawia mnóstwo niewygodnych pytań. W literacko znakomity sposób łączy
rekonstrukcję wydarzeń historycznych z kreowaniem hipotetycznych scen, na które
nie ma dowodów i które można opisywać jedynie na zasadzie domniemania. Nie
występuje tylko z pozycji obserwatora i badacza. W ostatnich słowach swojej
opowieści wyznaje, że to historyczne śledztwo dotyczące prawdziwego momentu
założycielskiego hiszpańskiej demokracji, ma swoje źródło w pojednaniu z ojcem.
„Anatomia chwili” jest więc nie tylko rekonstrukcją wydarzeń dotyczących
zamachu z 23 lutego 1981 roku. To także wiwisekcja na społeczeństwie
hiszpańskim – skażonym totalnie doświadczeniem frankizmu. Książkę tę można również
czytać jako pasjonująco napisaną próbę odpowiedzi na pytanie o znaczenie chwili
w kontekście wydarzeń o wymiarze rewolucyjnym i ewolucyjnym dla swoich czasów,
ale i pytanie o możliwość zbudowania pomostu między wieloma latami dyktatury a
nadchodzącą demokracją.
Javier
Cercas, Anatomia chwili, przeł. Ewa Zaleska, Wyd. Noir Sur Blanc, Warszawa
2015.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz