Barwny,
mocny, nieoczywisty portret umierającego miasta – tak można by określić książkę
LeDuffa. Ale nie tylko. To także rodzaj epitafium poświęconego miejscu, które
miało służyć za przykład przemysłowego rozwoju, a stało się własną karykaturą.
Autor, choć pisze reportaż, unika przyjmowania perspektywy tylko opisującego
dziennikarza. Uznaje ją w pewnym sensie za fałszywą, bo przecież sam pochodzi z
Detroit i postanowił wrócić do tego miasta wtedy, gdy można już było mówić o
katastrofie. LeDuff pisze bowiem biografię upadku miasta, która staje się
metaforą biografii upadku jego rodziny. Kiedy więc pisze o niepotrzebnej
śmierci jednej czy drugiej osoby, jest w tym bardzo wiarygodny, bo zaraz potem wspomni
o równie bezsensownym odejściu jego własnej siostry czy siostrzenicy. Autor
pozostaje dziennikarzem zaangażowanym. Stara się zmieniać świat wokół siebie,
choć doskonale wie, że Detroit nic już nie pomoże. Jego opowieść staje się
wielkim i poruszającym antymanifestem. LeDuff wie, że nie ma sensu upominać się
o miasto, bo od kiedy padł królujący w nim wcześniej przemysł samochodowy,
Amerykanów nie obchodzi los tych, którzy z ludzi żyjących godnie stali się
nędzarzami. Książka ta okazuje się bowiem interesującą refleksją na temat
podtrzymywania różnic klasowych i rasowych. Jest także wskazaniem i nazwaniem
wszechobecnej korupcji i zniszczenia sankcjonowanego przez władze. LeDuff
przytacza takie przykłady niegospodarności i działania na niekorzyść
społeczności, jak na przykład brak samochodów dla detektywów prowadzących
śledztwa i zmuszanie ich do przyjeżdżanie na miejsce zbrodni autobusami
miejskimi, zaniżanie liczby zabójstw i świadome fałszowanie śledczych
rozpoznań, defraudowanie pieniędzy przeznaczonych na dofinansowanie straży
pożarnej, a w konsekwencji odbieranie strażakom nawet samochodów niezbędnych do
ich pracy, niereagowanie na podpalenia i samosądy. LeDuff chętnie stosuje malownicze
opisy, oskarża, sięga po dosadne słownictwo. Jest bezradny jak wszyscy ci,
którym jeszcze na czymś zależy. Problem w tym, że w Detroit Apokalipsa już się
dokonała. Ruiny, zgliszcza, gangi, wszechobecne zagrożenia, bezdomni koczujący
w pustostanach i czasami zamarzający tam, gdzie mieli tylko odpocząć – to
wszystko jest codziennością mieszkańców miasta. Nawet jeśli przyjdzie kiedyś ratunek,
to tylko po to, by stworzyć nowy świat, starego nikt i nic nie jest w stanie
reaktywować.
Charles
LeDuff, Detroit. Sekcja zwłok Ameryki, przeł. Iga Noszczyk, Wyd. Czarne,
Wołowiec 2015.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz