czwartek, 30 czerwca 2016

Witalność vs. przemijanie (P. Roth, Konające zwierzę)

Schemat, wokół którego koncentruje się opowieść Rotha, wydaje się banalny. Oto znany krytyk literacki, który prowadzi wykłady na uczelni i występuje w telewizji, spotyka dużo od siebie młodszą kobietę. Consuela jest studentką, jej rodzice są Kubańczykami, którzy wyemigrowali do Stanów Zjednoczonych, ma dwadzieścia cztery lata. David nie po raz pierwszy nawiązuje bliską relację ze swoją byłą uczennicą. Takich studentek było wcześniej wiele, ale mężczyzna był też młodszy. Kiedy zaczyna romans z Consuelą, jest już po sześćdziesiątce. Wiek bohaterów nie jest bez znaczenia. Krytyk to mężczyzna, który dopiero w wieku dojrzałym, doznał nieograniczonej przyjemności płynącej z seksu. Reprezentuje bowiem pokolenie naznaczone różnymi ograniczeniami w tym względzie. Z kolei Consuela jest kobietą, która nie musi się martwić przymusem pruderyjności. Nie nadużywa swobody, ale wie, że ma do niej prawo. David zaczyna odczuwać zbliżającą się starość. Pewne zachowania będące elementem gry miłosnej są dla niego męczące. Nie chce uwodzić słowem i intelektem, pragnie od razu konsumować to, co oferuje mu młode, atrakcyjne ciało. Consuela wydaje się w tym związku uległa, ale i świadoma swojej siły. Po stronie mężczyzny jest w tym wypadku intelekt, po stronie kobiety moc zmysłowości, która unieważnia te wartości, które w społecznej hierarchii sytuują krytyka wyżej. Warto również zauważyć, że choć mamy do czynienia ze zderzeniem starości z młodością, Consuela reprezentuje inny model kobiecości niż wcześniejsze kochanki Davida. Studentki, z którymi się spotykał, szukały eksperymentu, chciały sprawdzić, jak to jest uprawiać seks z dużo starszym mężczyzną, traktowały ciało jako symbol wyzwolenia obyczajowego, miały w sobie rodzaj intensywności tożsamy z przynależnością do chwili. Consuela w swojej zewnętrzności jest bardziej tajemnicza, dyskretna, tradycyjna i, tak można by rzec, klasyczna. Dzięki temu jej zmysłowość „uderza” mężczyznę dużo mocniej. Pożądanie jest w tym wypadku odkrywaniem własnych ograniczeń i uświadamianiem sobie własnej słabości. Roth decyduje się na opisanie sytuacji w pewnym sensie archetypicznej i utrzymanej nieco w konwencji współczesnej przypowieści o złudzeniu, jakie daje młodość, o (nie)śmiertelności, o chorobie i przemijaniu. Nie zostaniemy więc świadkami etapu zwyczajności w związku bohaterów. Kiedy się rozstaną, będą ciągle w stanie ekscytacji wynikającej ze świętowania każdego spotkania, a kiedy spotkają się po kilku latach, układ sił będzie inny. To po stronie Consueli pojawi się większa dojrzałość wymuszona przeżywanym właśnie cierpieniem. David pozostanie estetą, dla którego konieczność zapamiętania ciała będzie zobowiązaniem, dzięki któremu spróbuje znaleźć w sobie determinację, by zmierzyć się z teraźniejszością.


Philip Roth, Konające zwierzę, przeł. Jolanta Kozak, Wydawnictwo Literackie 2016.

środa, 29 czerwca 2016

Nie do pogodzenia (Obrażenia. Pobici z Polską)

„Obrażenia” to autorski projekt Stowarzyszenia Reporterów Rekolektyw. W centrum kolejnych opowieści jest Polska i absurdy, z którymi możemy się zmierzyć na co dzień, absurdy zabawne i absurdy dramatyczne. W pewnym sensie pomysł ten wydaje się nazbyt oczywisty. W trakcie lektury trudno otrząsnąć się z wrażenia, iż mamy do czynienia z reportażami z tezą. W otwierającym antologię tekście Mirosława Wlekłego „Zgorszenie polskie” natkniemy się chociażby na próbę wyliczenia tego wszystkiego, co wiąże się w Polsce z obrazą uczuć religijnych. W tym, że przedstawione przykłady często śmieszą, czasami dziwią, rzadko budzą zrozumienie nie ma nic zaskakującego. Podobnie jak w tym, że tego typu zgłoszenia do sądu wynikają nie tyle z troski o czyjeś samopoczucie związane z wiarą, co raczej z braku tolerancji i niechęci do wszystkiego, co inne. Z kolei Małgorzata Rejmer w reportażu „Powietrze tu mokre” portretuje konflikt, jaki narodził się w pewnej miejscowości między Polakami a mieszkającymi w ośrodku dla uchodźców Czeczenami. Autorce udaje się zrekonstruować początkowo pozornie niewinną nieufność, która szybko urasta do niechęci a nawet nienawiści. Ponieważ formalnie przyjmuje ciekawą konwencję, wskazując na miasteczko, które mogłoby być wszędzie, łatwo dostrzec uniwersalność przekazu, zwłaszcza że opisane sceny przypominają to, co działo się dużo wcześniej w kontekście ośrodków Monaru. Ponadczasowy charakter ma również tekst Urszuli Jabłońskiej „Konflikt tragiczny na wsi polskiej [z grabiami i kosą w tle]”. Rodzinny dramat niezrozumienia, niechęci, wzajemnych oskarżeń zostaje dodatkowo wzbogacony motywem zmiany płci, na którą decyduje się syn. Brak akceptacji zyskuje więc inny, nie tak oczywisty wymiar. Agnieszka Wójcińska w „Moja doniczka jest lepsza” portretuje ludzi mieszkających w Polsce, ale narażonych na agresję ze względu na swoje pochodzenie. Pytanie o tożsamość jest w tym kontekście i oczywiste, i skomplikowane. Na pewno jednak nie można powiedzieć, że reportaż ten otwiera nas na nowe myślenie o problemie. Kaja Puto i Ziemowit Szczerek w „Dzięki Bogu, że jest ten Internet” przyglądają się prawidłom rządzącym hejtowaniem w sieci. Mowa nienawiści wybrzmiewa, jak zawsze, wyjątkowo mocno, ale nie da się ukryć, że tego typu temat jest już dosyć wyeksploatowany. Ponownie zderzamy się więc z oczywistością. Magdalena Kicińska opisuje z kolei milczenie i obojętność, z jaką styka się przemoc domowa. W „Zdarzeniu [albo rzeczy o banalności zła]” pokazuje bezduszne traktowanie ofiary oraz łatwość niedostrzegania zła w pozornie zwyczajnym człowieku – kacie. Choć reporterka skupia się na konkretnym przypadku, udaje się jej zaakcentować dziedziczenie lęku, niemożność wyrwania się z impasu domowego cierpienia, wreszcie zniszczenie, będące efektem przemocy. Maciej Wasielewski w „Kole zwierzeń” portretuje grupę Klancyk prezentującą improwizowane spektakle na żywo. Działania artystyczne stają się w tym przypadku pretekstem do zbudowania metafory na temat życia jako improwizacji, w której to, co straszne, łatwo staje się śmieszne, a to, co absurdalne, szybko może się zmienić w tragiczne. „Obrażenia” to zbiór reportaży różnych autorów, w których to, co edukacyjne i pouczające jest nazbyt mocno widoczne – to wada. Jednocześnie znajdziemy tutaj kilka tekstów z potencjałem, z których mogłoby wyniknąć coś więcej i coś mniej oczywistego – to zaleta.


Obrażenia. Pobici z Polską, Wyd. Wielka Litera, Warszawa 2016.

poniedziałek, 27 czerwca 2016

Pewien (nie)zwykły życiorys (W. Nowak, Niemiec. Wszystkie ucieczki Zygfryda)

„Niemca” można potraktować jako uzupełnienie „Obwodu głowy” lub raczej jako pokazanie po raz kolejny potencjału tkwiącego w życiorysach skomplikowanych, niejednoznacznych biografiach, funkcjonowaniu na pograniczu. W tym drugim kontekście reportaż Nowaka będzie uniwersalny nie tylko poprzez pokazanie polskości w Niemcu i niemieckości w Polaku, ale również za sprawą zasygnalizowaniu problemu niemożności zdefiniowania własnej tożsamości i bycia w ciągłym państwowym/narodowym/ojczyźnianym rozkroku. I właśnie to jest w opowieści o tytułowym Zygfrydzie Kapeli najistotniejsze. Dzięki takiej perspektywie biografia bohatera staje się bardzo konkretna, niepowtarzalna, indywidualna, choć jednocześnie ma w sobie coś z typowości i powszedniości. Taki Zygfryd Kapela jest jeden. Takich Zygfrydów Kapelów jest wielu. Nowakowi udaje się powyższy paradoks uchwycić i pokazać jako coś, co przydarza się tylko częściowo przy udziale własnej woli, za to w dużej mierze za sprawą losu i Wielkiej Historii. „Niemiec” staje się bowiem opowieścią o niemożności uchronienia się przed przeznaczeniem, o tym, że człowiek bywa tylko trybikiem w wielkiej maszynie, i o tym, że ów trybik czasami może dużo więcej, niż się komukolwiek wydaje. Wielką metaforą, porządkującą życiorys bohatera, są tytułowe ucieczki – za marzeniem, za lepszym życiem, za wolnością, za tym, co niedostępne. W biografii Zygfryda Kapeli natkniemy się i na skomplikowane relacje będące konsekwencją nieakceptacji małżeństw mieszanych (polsko-niemieckich), i na konieczność odnajdywania się w nowej, powojennej rzeczywistości, i na pieczołowicie odtworzone realia funkcjonowania w komunizmie, i na dojmującą tęsknotę za tym, co znajduje się za berlińskim murem, i na absurdy wpisane w rodzenie się związków zawodowych i pragmatyczne motywacje wielu działaczy, i na możliwość wyjazdu, która tak naprawdę odsłania kolejny brak i stratę. Wszystko to układa się w niebanalny życiorys bohatera przy jednoczesnym portretowaniu systemu, w którym przyszło mu egzystować.


Włodzimierz Nowak, Niemiec. Wszystkie ucieczki Zygfryda, Wyd. Agora, Warszawa 2016.

niedziela, 26 czerwca 2016

Sport jako pretekst (O. Pavel, Bajka o Rašce i inne reportaże sportowe)

Jak wiele stracą ci, którzy uznają, że książka Pavla adresowana jest tylko do wielbicieli sportu, ma wymiar przede wszystkim historyczny i z dzisiejszej perspektywy wybrzmiewa pewnie nieco archaicznie. Nic bardziej mylnego. Nie trzeba się interesować sportem, by zostać uwiedzionym sugestywnością narracji pisarza. Zbędne jest traktowanie opisywanych wydarzeń jako należących do przeszłości, bo Pavlowi udaje się uchwycić uniwersalność losu ludzkiego, siłę pasji i talentu, a także dramat funkcjonowania człowieka w systemie komunistycznym. Błędem byłoby też traktowanie książki czeskiego reportera jako wyciągniętej z lamusa celem przypomnienia po latach. Choć sportowcy, których przywołuje Pavel, niekoniecznie muszą być znani współczesnym czytelnikom, to z pewnością zachwyci odbiorców siła charakteru opisywanych postaci, determinacja w dążeniu do celu, umiejętność odnajdywania siły w sobie, gdy wokół wszyscy się odwracają, a także piękny, literacki, niezwykle malowniczy język opisu. Pavel pokazuje, że będąc reporterem nie trzeba rezygnować z bycia pisarzem. Kiedy autor przyjmuje konwencję baśni, aby opisać nieprawdopodobny sukces skoczka narciarskiego, odkrywamy, że ów niewiarygodny talent da się wytłumaczyć tylko w sposób bajkowy („Bajka o Rašce”); kiedy czytamy o lęku słynnej gimnastyczki Evy Bosákovej przed zrobieniem salta w tył, kibicujemy jej i trzymamy kciuki tak, jakby skakała na naszych oczach („Salto w tył”); kiedy dowiadujemy się o niesprawiedliwej reakcji urzędników na chwilę słabości tego, który wcześniej pobił wszystkie możliwe rekordy, podziwiamy Jana Veseliego i wyobrażamy sobie jego kolarskie sukcesy („Kiedy ci nie idzie”); kiedy czytamy o taktyce podczas meczu piłki ręcznej, która najpierw przynosi rozczarowanie, zniechęcenie, a następnie triumf zwycięstwa, dostrzegamy uniwersalność wiary we własne umiejętności („Beczka pełna szampana”); kiedy czytamy o braciach Tikal, hokeistach, z których jeden reprezentuje Czechosłowację, a drugi Australię, odczuwamy nie tylko dramaturgię spotkania na boisku, ale i konieczności występowania przeciwko sobie tych, którzy razem dorastali, a za sprawą systemy stali się sobie obcy („Dwaj bracia”). Ota Pavel pozostaje uważnym obserwatorem – nie tylko sportu, choć znakomicie oddaje ideę rywalizacji i (nie)sprawiedliwości wpisanej w walkę o znalezienie się na podium, ale przede wszystkim człowieka. Lektura obowiązkowa.


Ota Pavel, Bajka o Rašce i inne reportaże sportowe, przeł. Justyna Wodzisławska, Wyd. Dowody na Istnienie, Warszawa 2016.

sobota, 25 czerwca 2016

Archeologia pamięci (A. Domańska, Grzybowska 6/10. Lament)

Książka Domańskiej gatunkowo znajduje się gdzieś pomiędzy reportażem historyczno-biograficznym a erudycyjnym i osobistym jednocześnie esejem literackim. Początkiem całej opowieści jest chęć poznania historii konkretnego miejsca – bloku przy Grzybowskiej 6/10. Autorka szybko odkrywa, że wcześniej było tutaj kilka budynków. Zaskoczeniem jest jednak dla niej fakt, iż ul. Grzybowska była wytyczona inaczej niż współcześnie, a interesujący ją teren był częścią getta. Domańska przytacza fragmenty tekstów literackich i naukowych dotyczących II wojny światowej i Holocaustu. Próbuje zracjonalizować to, co przed nią się odsłania, a jednocześnie pozostaje cały czas w zadziwieniu i przerażeniu, że to wszystko naprawdę się wydarzyło. Nie chodzi w tym miejscu o sztucznie naiwną narrację, raczej o zaakcentowanie faktu, iż bezpośrednie zderzenie z tematem poprzez wspomnienia konkretnej osoby wybrzmiewa mocniej, dosadniej, bardziej boleśnie. Domańska akcentuje przypadkowość tego wszystkiego, co udało jej się ustalić. Nie byłoby tej historii, gdyby nie chęć poznania przeszłości miejsca, w którym mieszka matka, nie byłoby tej książki, gdyby nie wspomnienia Jurka Glassa, nie byłoby tej opowieści, gdyby nie pamięć dziecka, dla którego getto stało się synonimem pięknego dzieciństwa w strasznych czasach. Rekonstruowanie losów konkretnych ludzi staje się opowieścią o nieistniejącym już świecie, o próbie zbudowania porządku za murami getta i próbie wiary w to, że doświadczany dramat jest tymczasowy, wreszcie o nierównej walce, jaką stoczono z pamięcią Żydów, niszcząc ich istnienie, ich zapiski, książki, przedmioty i mieszkania. To, że po wielu latach udaje się odtworzyć historię kilku osób urasta do rangi cudu, zarazem staje się li tylko wykorzystanym potencjałem. Za każdym nazwiskiem stoi biografia danej osoby, ludzi, którzy byli jej bliscy, wreszcie całej rodziny. Są to jednak w większości przypadków okazje, które nie zamienią się w opowieść z tego tylko powodu, że nie będzie komu opowiadać i szukać ukrytych śladów. Praca wykonana przez Domańską ma więc wymiar symboliczny. Pokazuje bowiem, jak wiele dramatycznych losów, emocji, uczuć i fascynujących życiorysów nigdy nie ujrzy światła dziennego. Jest też rodzajem wyzwania rzuconego w twarz tym, którzy pracowali na rzecz zapomnienia, bo ci, którzy mieli zniknąć bez śladu, stają się pełnoprawnymi bohaterami.


Aleksandra Domańska, Grzybowska 6/10. Lament, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2016.

piątek, 24 czerwca 2016

Gruzja i Wielka Historia (N. Haratischwili, Ósme życie (dla Brilki))

Doskonale oddająca dramat zwykłego człowieka wrzuconego w wir Wielkiej Historii, pełna przekonujących portretów psychologicznych postaci, pokazująca rzecz niezwykle istotną, a mianowicie, że za świadomością własnego istnienia powinna iść wiedza o wcześniejszych pokoleniach – taka jest powieść Haratischwili. Niestety, polski czytelnik poznaje najpierw tom pierwszy, na drugi musi poczekać do jesieni. Szkoda, bo czytanie od razu całości pozwoliłoby zawartej w książce opowieści wybrzmieć mocniej i pełniej. Niezależnie od tego, jak ocenimy powyższą strategię wydawcy, jedno jest pewne – zarówno ci, którzy przeczytają tom pierwszy, jak i ci, którzy będą czekać, aż ukaże się tom drugi, nie powinni być zawiedzeni. Haratischwili umie opowiadać. Nie ma tutaj postaci zbędnych, każda z biografii znajduje swoje dopełnienie, a życie bohaterów układa się w ciąg doświadczeń współtworzących pamięć rodziny, pamięć kobiet i pamięć Gruzji wreszcie. Nic więc dziwnego, że po zamknięciu tomu pierwszego, czytelnik czuje się rozczarowany tym, że nie może od razu sięgnąć po dalszą część powieści. Ten zawód to z pewnością jedna z najlepszych reklam twórczości Haratischwili. Autorka umiejętnie łączy powieść obyczajową i psychologiczną z sagą rodziny i wyrazistym tłem społeczno-historycznym. Historia XX wieku zostaje w tym wypadku przywołana poprzez doświadczenia i przeżycia bohaterów. Wojny, rewolucje, komunizm niszczą życie prywatne i intymne zwykłych ludzi, a ci, którzy mogliby żyć radośnie w swoim gruzińskim raju, zmuszeni są do mierzenia się ze złem, okrucieństwem, śmiercią i bezwzględnością. Czymś, co w chwilach trudnych niesienie ocalenie, ale i stanowi zapowiedź tego, że szczęście nigdy nie jest bezkarne, jest filiżanka czekolady przygotowanej według specjalnej, tajnej, rodzinnej receptury. Haratischwili opowiada o losach kobiet. Mamy więc w tym przypadku do czynienia z tzw. her-story. Ciała bohaterek są często polem walki. Zdarza się więc, że trzeba zapewnić bezpieczeństwo rodzinie poprzez oferowanie swojego ciała mężczyźnie, który ma nieograniczoną władzę. Zdarza się, że dochodzi do wymuszenia zeznań poprzez bezpośrednie okaleczenie ciężarnej. Zdarza się również, że to właśnie ciało kobiety stanie się nośnikiem pamięci i tego, co w czasie wojny, mogło być jedynym ocaleniem. Autorka opisuje też, jak Gruzja jest niszczona przez komunizm. Raptem okazuje się, że szczególność miejsca zostaje wymazana, a wszystko to, co określało kraj, zaczyna należeć do przeszłości. Historia rodziny opowiadana jest przez kobietę współczesną, która próbuje w ten sposób znaleźć porozumienie z nastoletnią, zbuntowaną córką swojej nieżyjącej siostry. Przywoływane obrazy i sytuacje zyskują więc czasami wymiar wyobrażenia lub po prostu myślenia życzeniowego, aby właśnie tak to wyglądało. Opowieść zamienia się w rodzaj dziedzictwa i odkrywanie własnych korzeni, prowokuje do zadawania niełatwych pytań i odnajdywania drogi do siebie i własnej tożsamości. Mieszkanie na emigracji nie usuwa z pamięci Gruzji. Wręcz przeciwnie, powoduje, że miejsce i wspomnienia są bardziej wyraziste.


Nino Haratischwili, Ósme życie (dla Brilki), przeł. Urszula Poprawska, tom 1, Wyd. Otwarte, Kraków 2016.

czwartek, 23 czerwca 2016

Zapiski odnalezione po latach (E. Herzbaum, Między światami. Dziennik andersowca 1939-1945)

Odnalezione po latach zapiski Edwarda Herzbauma to bardzo interesujące i ważne świadectwo. Autor nie tylko dokumentuje swój pobyt w obozie, ale i drogę, jaką przebył z Armią Andersa. To, co szczególnie intrygujące i na co zwraca uwagę w posłowiu Norman Davies, sprowadza się do indywidualnej perspektywy. Herzbauma nie interesuje Wielka Historia i Wielka Polityka. Skupiony jest na sobie, swoich przeżyciach, własnych relacjach z innymi. Szczególnie poruszające są refleksje dotyczące stygmatyzacji poprzez wojnę. Autor dziennika czuje, że to wszystko, co przeżył, wpłynie na jego dalsze życie. Mężczyzna wie, że zostaje odarty z beztroski, że łatwiej wkłada pancerz obojętności, że trudniej uwierzyć mu w istnienie świata bez śmierci i cierpienia. Narratorowi zdarza się pokazać własne zniecierpliwienie, marzenie o samotności bez ciągłego towarzystwa innych ludzi, ale i tęsknotę za dawnymi czasami, nagłą chęć pisania listów, wreszcie sentyment do tego, co było przed wojną. Niezwykle sugestywne w swojej wymowie, ale i dosadne pod względem uchwycenia wyglądu i zapachu są opisy trupów rozkładających się pod Monte Cassino. Herzbaum odcina się od sztucznego kreowania bohaterstwa i patriotyzmu. Śmierć jest dla niego zawsze dramatem i cierpieniem. Choć z czasem nie reaguje na każdy przypadek z jednakowym zaangażowaniem, nie przestaje jednocześnie być kimś świadomym istnienia owego tragicznego wymiaru odchodzenia na polu walki. Zapiski Herzbauma znakomicie więc pokazują absurd tak chętnie przywoływanego sformułowania „z radością oddać życie za ojczyznę”. Autor cały czas pozostaje uważnym obserwatorem – siebie, otoczenia, innych ludzi. Przejawia się to nie tylko w celnych uwagach i spostrzeżeniach, ale również w zamieszczonych w książce reprodukcjach jego rysunków. Herzbaum jest w środku wydarzeń i jednocześnie staje obok po to tylko, by lepiej przyjrzeć się sobie i lepiej zrozumieć dramat wojny, w którym uczestniczy. Świadectwo to okazuje się lekturą ciekawą nie tylko z perspektywy historycznej. Także współcześnie dostrzegamy w tych słowach żywego człowieka, który nie przestaje być szczery i nie rezygnuje z dokumentowania tego, w czym uczestniczy.


Edward Herzbaum, Między światami. Dziennik andersowca 1939-1945, posłowie: Norman Davies, Wyd. Ośrodek Karta, Warszawa 2016.

środa, 22 czerwca 2016

Ludzie i pszczoły (M. Lunde, Historia pszczół)

Uczynienie głównym punktem odniesienia pszczół to pomysł niebanalny, ale i oczywisty w swojej wymowie. Wszyscy jesteśmy chyba świadomi dzisiaj roli odgrywanej przez te owady, a alarmujące doniesienia medialne dotyczące ich funkcjonowania skutecznie inspirują do zastanowienia się nad przyszłością życia na Ziemi. Autorka zdecydowała się nadać swojej historii przypowieściowy charakter. Choć poznajemy losy kilku postaci w różnym czasie i miejscu, jedno bohaterów łączy – niepokój o los pszczół, uzależnienie od ich istnienia, wreszcie całkiem konkretne konsekwencje bycia w bliskim sąsiedztwie pszczół. Pisarka pokazuje próby ocalenia owadów oraz buduje metaforyczny obraz świata, w którym ich umieranie staje się zapowiedzią spełnionej Apokalipsy. Pszczoły mogą ożywiać – w sposób symboliczny jako inspiracja do działania wówczas, gdy wcześniej w życiu człowieka królował marazm, ale i dosłownie, poprzez ożywienie relacji między ojcem a synem. Pszczoły mogą również pełnić rolę dwuznaczną, niosąc nadzieję przez sam fakt pojawienia wtedy, gdy nikt ich się nie spodziewa, ale i przynosząc śmierć za sprawą ukąszenia i alergicznej reakcji. Autorce udaje się zachować pewnego rodzaju dwuznaczność wpisaną w życiodajną pracę pszczół. Jest w tych owadach zalążek życia, przetrwania, ale i potencjał ostateczności, końca, na który nie ma się bezpośredniego wpływu. Na uwagę zasługuje wizja świata przyszłości. Praca wykonywana przez pszczoły związana z zapylaniem roślin musi być wykonywana przez ludzi. W efekcie ich życie zaczyna przypominać codzienność robotów. Wchodząc w role owadów muszą zapomnieć o swoim człowieczeństwie, są pracownikami bez prawa do odpoczynku, stają się niewolnikami przyrody, bo jako jej pomocnicy są jednocześnie uzależnieni od jej przetrwania. Autorka zachowując przypowieściowy charakter narracji, akcentuje symbolikę swojej opowieści także za pomocą tytułu. Szybko okazuje się bowiem, że „historia pszczół” to tak naprawdę i „historia ludzi”. Pszczoły są nie tylko ludziom potrzebne, metaforycznie obrazują również los, który potencjalnie może spotkać człowieka.


Maja Lunde, Historia pszczół, przeł. przeł. Anna Marciniakówna, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2016.

wtorek, 21 czerwca 2016

Misja, odwaga i walka (A. Mateja, Serce pasowało. Opowieść o polskiej transplantologii)

Reporterska opowieść o historii polskiej transplantologii ma w sobie to wszystko, co dobra powieść kryminalna i psychologiczna w jednym. Autorce udaje się pokazać nie tylko to, jak różniła się sytuacja w Polsce od tej, która panowała w szpitalach na Zachodzie. Nie bez powodu wyjazdy lekarzy na staże traktowane są i jako ważny etap w indywidualnym dorobku naukowym, i jako rodzaj misji, którą należy wypełnić, polegającej na zdobywaniu wiedzy dla przyszłych pokoleń. Ci, którzy przeprowadzali pierwsze operacje przeszczepienia narządów traktowani byli jako wizjonerzy, szaleńcy, ale i ...niemalże przestępcy. Autorce udaje się pokazać specyficzną atmosferę towarzyszącą pionierskim działaniom. To mieszanina podziwu, zazdrości, niedowierzania i powątpiewania w etyczną właściwość rozpoznań. Ci, którzy zaczynali w Polsce, wyznaczali tez pewne standardy zachowań. W reportażu świetnie zostają wyeksponowana podmiotowa relacja z pacjentem oraz odwaga chorych, którzy zaufali lekarzom i razem z nimi podjęli ryzyko. Ta wspólnotowość działań jest czymś bardzo interesującym i jednocześnie krzepiącym w kontekście porozumienia między tymi, którzy leczą, a tymi, którzy są leczeni. Reportaż o początkach transplantologii w Polsce czyta się, jak historie podbijania nowych terenów, zdobywania wielkich szczytów i osiągania rzeczy wcześniej niedostępnych. To rodzaj wprowadzenia, próba stworzenia mapy umożliwiającej dalsze poszukiwania, wreszcie inspiracja do zgłębiania tematu. Autorka bowiem nie ukrywa, że historia ta cały czas trwa, ma swoje wzloty i upadki, a relacja między chorym, który ma zostać uratowany, a operującym go lekarzem nie jest jedyna. Równie istotne jest poszanowanie ciała, dzięki któremu przedłuża się czyjeś życie, oraz wyrozumiałość dla emocji bliskich, którzy godzą się, by część ciała zmarłego symbolicznie „przeżyła” w ciele innego człowieka. Psychologiczny kontekst każdej operacji wydaje się więc równie istotny, jak ten medyczny, kluczowy dla fizycznego przetrwania.


Anna Mateja, Serce pasowało. Opowieść o polskiej transplantologii, Wyd. Czarne, Wołowiec 2016.

niedziela, 19 czerwca 2016

Traumy przeszłości (K. Puzyńska, Łaskun)

„Łaskun” to szósta część kryminalnej serii. Równie dobra jak poprzednie, co jest w tym statystycznym ustaleniu chyba najważniejsze. Puzyńska udowadnia, że w świecie kryminalnych zagadek porusza się znakomicie, doskonale łącząc motywy typowe dla gatunku z psychologiczną wiarygodnością i intrygująco rozrysowanym tłem społeczno-obyczajowym. Wykazuje się dużą dbałością o szczegół, równie interesująco portretuje postaci pierwszoplanowe, jak i te, które znajdują się na drugim planie lub odgrywają role epizodyczne. Dzięki temu czytelnikowi towarzyszy poczucie, iż nie ma tutaj osób przypadkowych, każdy jest ważny i ma do wypełnienia jakieś zadanie. Na uwagę zasługuje również sposób opisywania przestrzeni. Małe miejscowości, tereny leśne, przyroda – to wszystko nie jest przypadkowe i zawsze czemuś służy. Ani ci, którzy prowadzą śledztwo, ani ci, którzy są zamieszani w przestępstwo nie są postaciami papierowymi. Targają nimi namiętności, poddają się wątpliwościom, popełniają błędy, ryzykują, wierzą intuicji, umieją pokonać uprzedzenia, ale i ponoszą konsekwencje swoich małych lub dużych zdrad. Szarość w charakteryzowaniu postaci jest dużo bardziej wiarygodna od wersji czarno-białej. W efekcie autorce udaje się stworzyć postaci, którym wierzymy, bo ich psychologiczne motywacje, niezależnie od tego, czy prowadzą do czynów dobrych czy złych, są na tyle sugestywne, że jako czytelnicy dajemy im się uwieść. „Łaskunem”, ale i wcześniejszymi odsłonami serii, Puzyńska udowadnia, że należy do czołówki polskich autorów kryminałów. Jej powieści trzymają w napięciu, jednocześnie dalekie są od zbędnego przyspieszania akcji po to tylko, by wzmocnić sensacyjność fabuły. Odkrywanie winnego zbrodni jest zawsze poznawaniem specyfiki czyjegoś myślenia i prowadzi do niebanalnych rozważań na temat winy i kary. Tak jest zazwyczaj u Puzyńskiej i tak jest w „Łaskunie”. Odnalezienie oryginalnie połączonych ze sobą ciał skutkuje rozpoczęciem trudnego śledztwa oraz jeszcze większym skomplikowaniem relacji łączących znanych z poprzednich odsłon cyklu bohaterów. Sojusz przeciwko złu będzie musiał powstać pomimo wzajemnych animozji, niechęci i doznanych rozczarowań. Dość powiedzieć, że elementy ciała mieszkającego samotnie sędziego połączono z fragmentami ciała nieznanej początkowo kobiety. Ta nietypowa inscenizacja naprowadza śledczych na niewygodny dla wszystkich trop. Okazuje się, że podejrzanym jest aspirant Daniel Podgórski. Bohater znajduje się w wyjątkowo nieciekawej sytuacji towarzyskiej. Zraził do siebie przyjaciół, wszedł w trudny emocjonalnie trójkąt miłosny z psycholożką Weroniką i policjantką Emilią, ma wreszcie na swoim koncie zeznania, które doprowadziły do zamknięcia Klementyny Kopp w szpitalu psychiatrycznym. Ostatecznie uczucia zostaną odłożone na bok, lojalność bohaterów okaże się bowiem kluczowa dla odkrycia tego, kto tak naprawdę jest winien zbrodni. Puzyńska komplikuje zagadkę, nie pozwalając na szybkie odkrycie tajemnicy. Tak naprawdę do końca będziemy zwodzeni, a kluczem do wyjaśnienia zbrodni staną się traumatyczne przeżycia z przeszłości i reakcje obronne psychiki ofiar. Ofiary, która z czasem zamieniła się w zbrodniarza.


Katarzyna Puzyńska, Łaskun, Wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 2016. 

sobota, 18 czerwca 2016

Tajemnice II wojny światowej (G. Sveen, Ostatni Pielgrzym)

Powieść Sveena wpisuje się w popularną, a jednocześnie zazwyczaj intrygująco realizowaną, tendencję łączenia współczesnego śledztwa z tajemnicami związanymi z II wojną światową. Dochodzi do interesującego zderzenia teraźniejszości z przeszłością, w trakcie którego wychodzi na jaw fakt, iż pewne sprawy sprzed lat wracają, jeśli nie zostają zamknięte we właściwym czasie. Oczywiście, wątkiem często powracającym jest kwestia współpracowania lub walki z nazistami, a w konsekwencji dawnych win, zdrad i cierpienia, któremu nie zawsze można zadośćuczynić. Nie inaczej jest w przypadku „Ostatniego Pielgrzyma”. Równolegle poznajemy to, co dzieje się współcześnie, a związane jest z dochodzeniem dotyczącym znalezienia w lesie kości trzech osób, w tym dziecka, oraz to, co miało miejsce podczas II wojny światowej, a wiązało się z aktywnością ruchu oporu w Norwegii. Kiedy okazuje się, że zostaje zabity pewien starzec, że zamordowano go w dość specyficzny sposób, a przedmiot zbrodni naznaczony był symbolami nazistowskimi, policjant Tommy Bergmann otrzymuje do rozwiązania zagadkę sięgającą wiele lat wstecz. Poznanie skomplikowanych losów członków norweskiego ruchu oporu, łączących ich relacji, emocji wpływających na ocenę sytuacji, wyrzeczeń i niełatwych wyborów, także osobistych, staje się kluczem do rozwiązania. Choć mamy do czynienia z powieścią popularną, Sveen decyduje się na kilka rozwiązań, które nie pozwalają uznać jego kryminału li tylko za kolejną sensacyjną historię. Na uwagę zasługuje postać detektywa. To mężczyzna z problemami, typ damskiego boksera, który próbuje pokonać swoje słabości. Prywatnie nie budzi sympatii, choć jego dociekliwość zasługuje na podziw. Interesujące są również te postaci, które poznajemy w czasie trwania wojny, ale i wiele lat po jej zakończeniu. Sveen sygnalizuje, iż przepracowanie traum bywa niemożliwe, ludzi kryształowo czystych właściwie nie było, a czynienie zła w imię dobrej sprawy niszczy psychicznie tak samo jak bezpośrednia akceptacja zła. W efekcie znajdziemy więc w powieści kilka istotnych kwestii związanych z winą i karą, przebaczeniem i stygmatyzacją, wreszcie pamięcią i zapomnieniem.


Gard Sveen, Ostatni Pielgrzym, przeł. Tadeusz Wojciech Lange, Wyd. Media Rodzina, Warszawa 2015.

piątek, 17 czerwca 2016

Miejsca, których już nie ma (J. Hájíček, Rybia krew)

Tym, co determinuje losy głównej bohaterki oraz innych pojawiających się w powieści osób, jest utracone miejsce. Wiążą się z tym nierówna walka pamięci i zapomnienia, rozczarowania wynikające z różnych priorytetów, wreszcie odkrycie, że w życiu społecznym nie każdy chce uczestniczyć. Hájíček proponuje czytelnikom opowieść nostalgiczną, ale i rozliczeniową jednocześnie. Hana przez piętnaście lat nie była w kraju. Kiedy postanawia odwiedzić ojca, który właśnie wyszedł ze szpitala po operacji, podejmuje ważną decyzję – nie będzie płakać w reakcji na wspomnienia i nie będzie bała się mówić o trudnych rzeczach wprost. Przed nią kilka istotnych spotkań. Do niełatwych należą rozmowy z ojcem, który konsekwentnie odmawia wypowiadania imienia syna. Do wzruszających zalicza się spotkanie z bratem, który wrzucony w wir wydarzeń, pogubił się, ale ostatecznie odnalazł swój własny sposób na doświadczenie stabilizacji. Do przykrych należy natknięcie się na ojca dawnego chłopaka. Mężczyzna nie ukrywa, że ma do kobiety żal za jej zachowanie przed laty i traktuje ją pogardliwie. Za oczyszczające uznać można spotkanie z Oliną, dawną przyjaciółką, z którą bohaterka rozstała się w złości i żalu. Nic w tym dziwnego. Olina nie umiała wybaczyć Hanie tego, iż odebrała jej ukochanego. To wszystko, co kiedyś budziło wielkie emocje, dzisiaj jest przede wszystkim tym, co konstytuuje tożsamość bohaterki. Choć Hana odwiedziła wiele miejsc na świecie, ciągle żywa jest w niej walka o miejsce, które było jej domem, należało kiedyś do przodków, a zostało odebrane decyzją urzędników bez uwzględnienia woli mieszkańców. Bohaterka, jak dowiadujemy się z fragmentów rekonstruujących jej przeszłość, dorastała w cieniu dramatu wsi. Znaczna część miejscowości miała zostać zalana z powodu budowania w pobliżu elektrowni jądrowej. Początkowo nikt nie wierzy, że tak się stanie, po latach mało kto jest w stanie przypomnieć sobie dokładnie mapę przestrzeni, która kiedyś było domem. „Rybia krew” to nie tylko historia powrotu i zmierzenia się z demonami przeszłości, ale również wzruszająca opowieść o walce bez szansy na zwycięstwo, o miłości do ziemi i przedmiotów, o życiu w blokach, będących dla wielu tylko marnym substytutem domów, w których wcześniej mieszkali, o umieraniu miejsca, a razem z nim odchodzeniu – tym dosłownym i symbolicznym – ludzi.


Jiří Hájíček, Rybia krew, przeł. Dorota Dobrew, Wyd. Książkowe Klimaty, Wrocław 2015.

czwartek, 16 czerwca 2016

Dziedziczenie (Y. Gyasi, Droga do domu)

Powieść Gyasi to znakomity przykład prozy zaangażowanej społecznie, sagi, powieści psychologicznej i inicjacyjnej w jednym. Autorka mierzy się z tematem niełatwego dziedzictwa. Losy jej bohaterów układają się bowiem w fascynującą opowieść o dziedziczeniu trudnej pamięci, konsekwencjach wolności i niewolnictwa, marzeniach o człowieczeństwie, wreszcie świadomości historii kształtującej wiedzę o rodzinie, ale i indywidualną tożsamość. Gyasi, choć zmusza czytelnika do przemyślenia skomplikowanych tematów, angażuje odbiorcę nie przez oskarżenie, ale przez pokazanie, co człowiek może uczynić drugiemu człowiekowi z powodu innego koloru skóry i posiadanej władzy. Autorka chętnie korzysta z niedopowiedzenia. Choć losy bohaterów na przestrzeni niemal 300 lat zazębiają się, uzupełniają, dopowiadają się wzajemnie, tak naprawdę ciągle pozostajemy z poczuciem, że cierpienia oraz emocji nie da się tak do końca przekazać słowem. Podglądamy więc losy opisywanych postaci, dostrzegając, jak istotne bywa milczenie, i jak ważne jest, jakiego języka się używa. Symbolicznym miejscem zderzenia kultur, wartości i etycznego zobojętnienia staje się Ghana. To tutaj w XVIII wieku trwa w najlepsze handel niewolnikami. Biali nawiązują współpracę z jednym z plemion po to, by ułatwić sobie zdobywanie towaru. Handel ludźmi odbywa się więc poprzez świadome wyrzeczenie się humanizmu oraz kategoryczność uznania, kto z czarnych jest człowiekiem, a kto nim nigdy nie był. Twierdza, w której przetrzymywani są niewolnicy i symboliczne znaczenie pięter, na których mogą przebywać tylko niektórzy, to wyjątkowo mocne fragmenty książki. Gyasi pokazuje ludzi przetrzymywanych jak zwierzęta prowadzone na rzeź i ludzi, którzy pełnią rolę strażników, handlarzy, kupców i właścicieli. Równie mocno wybrzmiewa opis polowania na czarnoskórych w Ameryce, którzy odzyskawszy wolność, byli potem porywani lub nieprawnie skazywani na niewolniczą pracę. Autorka koncentrując się na biografiach przedstawicieli kolejnych pokoleń wywodzących się od dwóch sióstr, które nie wiedziały o swoim istnieniu, portretuje los jednostki, jednocześnie akcentując mocno uniwersalność przeżyć i fakt, iż są one często metaforą doświadczeń znacznej części społeczeństwa. W powieści intrygująco zostały sportretowane różnice kulturowe. Nie ma tu prób sugestii, iż któraś wersja religii, porządku społecznego, relacji międzyludzkich jest lepsza. Jest za to sugestia równowagi, szacunku dla różnicy, akceptacji dla inności i przekonania, że zło bierze się z chęci podporządkowania jednych przez drugich. Winni zła są więc, oczywiście, biali, dla których czarnoskórzy stają się tanią siłą roboczą, którą można kupić i używać w dowolny sposób. Człowiek, który przestaje widzieć człowieka w innym człowieku, tak naprawdę wypiera się wszystkich wartości konstytuujących jego prawo do istnienia. Autorka unika jednoznacznych rozpoznań, stawia na sytuacje skomplikowane psychologicznie, trudne w wymiarze społecznym, wreszcie na konieczność dokonywania wyborów przez bohaterów. Dopiero w sytuacji próby rozgrywa się to, co najważniejsze, a człowiek niezależnie od koloru skóry pokazuje swoje człowieczeństwo. Zdefiniować siebie można bowiem niekoniecznie przez miejsce, dużo skuteczniejsza jest próba rozpoznania polegająca na zastanowieniu się, ile jesteśmy w stanie zrobić dla drugiej osoby w chwili wymagającej od nas zabrania głosu w sprawie. Pozycja obowiązkowa.


Yaa Gyasi, Droga do domu, przeł. Michał Roniker, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2016.

środa, 15 czerwca 2016

Pomysł to nie wszystko (M. Parys, Biała Rika)

„Biała Rika” to książka z potencjałem. Niestety, nie do końca wykorzystanym. Szkoda, bo autorka znana jest czytelnikom z bardzo ciekawych wcześniejszych powieści. Mam na myśli „Tunel” i „Magika”. W tym wypadku chyba zaszwankowała redakcja. Być może wystarczyłaby podpowiedź, by pójść jednak w inną konwencję i mielibyśmy wówczas powieść zapadającą w pamięć, niebanalną. Tak jednak się nie stało. Gdyby w kontekście poruszanej przez autorkę tematyki, a mianowicie kwestii polskości i niemieckości, powojennego Szczecina, meandrów pamięci, porównać tę książkę z „Bambino” Ingi Iwasiów lub „Eine kleine” Artura Daniela Liskowackiego, publikacja Parys wypadłaby wyjątkowo słabo. Choć autorka próbuje problematyzować kwestię względności pamięci, czyni to bardzo nieporadnie. Stworzony przez nią portret Szczecina jako miasta naznaczonego wojną i wynikającymi z niej animozjami również rozrysowane jest dość oczywistą kreską. Historia niemieckich bliźniaczek, które zakochują się w polskim robotniku przymusowym, obie zachodzą z nim w ciążę, ale tylko jedna decyduje się na ucieczkę z mężczyzną, choć brzmi melodramatycznie, ma w sobie wspomniany potencjał. Zwłaszcza że, co sugeruje autorka w mediach, historia opowiedziana w „Białej Rice” inspirowana jest autentycznymi losami jej rodziny. Pierwszy błąd, który popełnia autorka, to rezygnacja z klasycznego rozwoju akcji na rzecz poszatkowania, fragmentaryczności, impresyjnego rekonstruowania faktów. Ta próba eksperymentowania jest wyjątkowo nieudana, bo odtwarzenie toku myślenia narratorki, cofanie się do czasów dzieciństwa i młodości, wypada dość naiwnie. Zupełnie niepotrzebne są rysowane co chwilę drzewa (i drzewka) genealogiczne, które ani niczego nie wyjaśniają (relacje rodzinne nie są tak skomplikowane, by trzeba było je wizualizować), ani nie wzbogacają tekstu (sprawiają wrażenie wypełniacza miejsca, bez „drzewek” książka byłaby krótsza). Zbędne są również zaznaczane inną czcionką wstawki pochodzące albo od innych członków rodziny, którzy odmiennie zapamiętali dane wydarzenie, albo od redaktorki, która czuwa nad powstającym tekstem. O ile wstawki pierwsze, gdyby zostały bardziej rozbudowane, być może miałyby jakieś uzasadnienie, o tyle wstawki drugie wypadają wyjątkowo infantylnie. Zakładam, że zamiarem autorki nie było ośmieszenie pracy redaktorskiej. Taki jest jednak efekt przytaczania owych komentarzy. „Białą Rikę” można więc uznać za popularną próbę rozegrania problemu, z którym mierzy się często literatura artystyczna. Tymczasem wydawca, co warto zaznaczyć, wcale nie sugeruje nam, że właśnie z literaturą popularną będziemy mieć do czynienia. Parys chciałaby i pokazać skomplikowane losy zwykłych ludzi podczas II wojny światowej, i sportretować trudne powojenne sąsiedztwo w mieście niemieckim, które stało się polskie, i zrelacjonować niełatwe relacje rodzinne, i wreszcie zastanowić się nad kwestią tożsamości, wykorzenienia, samodzielnego wybierania sobie miejsca, które jest „nasze”. Chciałaby, powtórzę, ale na myśleniu życzeniowym się kończy. „Białą Rikę” uznaję za najsłabszą powieść autorki, a ponieważ cenię jej poprzednie utwory, liczę, że kolejna książka pozwoli zatrzeć to niedobre wrażenie i stanie się powrotem pisarki do formy.


Magdalena Parys, Biała Rika, Wyd. Znak, Kraków 2016.

wtorek, 14 czerwca 2016

Dorastanie do noszenia maski (J. Bodor, Nie szkodzi, kiedyś zrozumiem)

Autobiograficzna książka Bodor to przejmujące świadectwo dzieciństwa i dorastania w kraju rządzonym przez dyktatora. Rumunia staje się więzieniem i naznacza stygmatem wszystkich, którzy tam mieszkają. Rodzina Bodor należy do mniejszości węgierskiej. Dzięki temu otwiera się przed nimi furtka wolności. Najpierw ojciec wyjeżdża do Budapesztu, a tam jako przedstawiciel inteligencji aktywnie włącza się w działalność artystyczną. Potem, aby pielęgnować schorowanego męża, Rumunię opuszcza matka. Choroba jest, oczywiście, grą. Tak samo jak grą jest planowane małżeństwo autorki, dzięki któremu uda się jej połączyć z rodziną. Bodor odtwarza konieczność przyspieszonego dojrzewania. Wyjazd rodziców zmusza ją do bycia w ciągłej gotowości oraz do narzucania sobie wygórowanych wymagań. Jednocześnie pozwala jej na dużo odważniejsze gesty od tych, na które mogła sobie pozwolić, mając obok siebie rodziców – przy nich była dzieckiem, a nie młodą kobietą. Samotność równa się więc samodzielności. Jest także tożsama z inicjacją seksualną oraz odkryciem, że aby opuścić kraj, trzeba również poświęcić pierwszą miłość. Szczególnie interesujące są jednak opisy dotyczące nauki Bodor w szkole baletowej. Taniec i podporządkowywanie ciała własnej woli zamienia się w kształtowanie charakteru i tożsamości. Sztuka jest ucieczką od dyktatury, bo daje złudzenie wolności. Oferuje także narzędzia umożliwiające skuteczne odgrywanie ról umożliwiających oszukanie systemu. Ten bowiem, co ostatecznie jest krzepiące, można czasami przechytrzyć.


Johanna Bodor, Nie szkodzi, kiedyś zrozumiem, przeł. Irena Makarewicz, Wyd. Świat Książki, Warszawa 2016.

poniedziałek, 13 czerwca 2016

Zniszczony (H. Yanagihara, Małe życie)

„Małe życie” zaczyna się dość niepozornie. Mniej więcej po stu stronach to, co wydawało się dość oczywiste, komplikuje się i tak będzie już do końca. Choć mamy do czynienia z książką objętościowo imponującą (ponad osiemset stron!), Yanagihara panuje nad swoją opowieścią. Pisarka w pewnym sensie korzysta z dość zgranych motywów, takich jak męska przyjaźń narażona na kolejne próby, dojrzewanie do dorosłości w sensie dosłownym i metaforycznym, życie w wielkim mieście, kariery zawodowe i spełnianie marzeń, wreszcie nieco neurotyczne, toksyczne, bardzo intensywne relacje łączące bohaterów. Nie naśladuje jednak nikogo, ale tworzy własną jakość. „Małe życie” to znakomita powieść psychologiczna, zapis traumy naznaczającej nie tylko tego, kto, ją doświadczył, ale i wszystkich bliskich ofiary, powieść inicjacyjna, a także – tak można by rzec – powieść typowo miejska. Yanagihara rekonstruuje proces niszczenia człowieka, prób podnoszenia się z upadku i finału tego, co okazuje się bardzo nierówną i przygnębiającą walką. Choć pisarka koncentruje się na losie czterech przyjaciół, tak naprawdę centrum tej niewielkiej męskiej wspólnoty stanowi schorowany, walczący z cierpieniem ciała i duszy Jude. To wokół niego dziać się będą wydarzenia, które mężczyzn zjednoczą, ale i podzielą. Warto zatrzymać się szczególnie przy ewolucji uczuć i emocji łączących bohaterów. Jude przez kilkadziesiąt lat dorosłego życia będzie próbował zapomnieć o traumie dzieciństwa i okresu nastoletniego. Nienawidzi siebie, swojego ciała, nie wierzy w nic dobrego, co mogłoby mu się przydarzyć. Jest traktowany ze szczególną troską przez przyjaciół i przybranych rodziców. I choć chcielibyśmy, by mężczyzna nauczył się ufać, historia ta nie ma oczywistego happy endu. Yanagihara pokazuje, że z niektórych traum nie można się otrząsnąć i że są ludzie, którzy niszczą innych trwale i na zawsze. Willem okaże się kimś niezwykle wrażliwym. W którymś momencie uświadomi sobie, że jego dyskretne opiekowanie się przyjacielem, musi przyjąć bardziej konkretne formy. Jest człowiekiem samotnym. Rozpamiętuje odejście brata oraz niechętnie wspomina rodziców, z którymi utrzymywał chłodne relacje. Malcolm i JB, choć są częścią owego przyjacielskiego czworokąta, wydają się być nieco odsunięci na dalszy plan. Zdarza im się powiedzieć kilka słów za dużo, te zaś ranią Jude’a i naznaczają jego pamięć przekonaniem, że każdy, nawet przyjaciel, może zdradzić. Yanagihara intrygująco oddaje nie tylko psychologiczne skomplikowanie bohaterów, ale również to wszystko, co dzieje się z ich ciałami. Mamy więc tutaj i samookaleczenia, i przemoc, i seks, i zniszczenie przez narkotyki. Dzięki temu obserwujemy, jak tłumione emocje intensyfikowane są w postaci niekontrolowanego niekiedy ataku na to, co fizyczne. Warte uwagi.


Hanya Yanagihara, Małe życie, przeł. Jolanta Kozak, Wyd. W.A.B., Warszawa 2016.

niedziela, 12 czerwca 2016

Powierzchnia (P. Nesterowicz, Każdy został człowiekiem)

Książka Piotra Nesterowicza wywołuje w czytelniku mieszane odczucia. Z jednej strony widać, że autor przygotował się do projektu, pieczołowicie odtwarzając opisywane czasy, z drugiej trudno nie zniechęcić się nazbyt relacjonującym tonem i oczywistym rozwojem wypadków. Nie chodzi, oczywiście, o to, że Nesterowicz epatować miałby przygodą, gwałtownymi zwrotami akcji i nieustannymi zaskoczeniami. Przydałoby się jednak, mówiąc kolokwialnie, więcej życia w biografiach opisywanych postaci. Taka forma opisu, na jaką zdecydował się autor, powoduje, że mamy do czynienia z postaciami trochę papierowymi, trochę nawet sztucznymi, trochę też z tezą. W efekcie proporcje nie zostają zachowane. Na plan pierwszy wysuwa się nie historia konkretnych ludzi, za sprawą której możemy poznawać specyfikę epoki, ale rekonstruowane w trybie historycznym fakty. Szkoda, bo jeśli przeczytamy posłowie, dowiemy się, że autor poczynił pewne kroki, by zdynamizować swoją opowieść, a jednocześnie zachować prawdopodobieństwo. W dużym skrócie rzecz ujmując Nesterowicz stwierdza, że losy różnych postaci zostały ze sobą powiązane. Tak więc informacje uzyskane z publikacji „Młode pokolenie wsi Polski Ludowej” stają się podstawą, jak stwierdza autor, „pewnej manipulacji” (s. 226). Niestety, zabieg ten nie skutkuje „ożywieniem” postaci. Czytelnik łatwo zauważy, że wybory bohaterów, późniejsze porażki i sukcesy, ustatecznianie się buntu i wchodzenie w struktury systemu rozgrywane są w dość przewidywalny sposób. Lekturze towarzyszy wrażenie, że chyba wszyscy przenoszący się ze wsi do miast tuż po wojnie myśleli podobnie i w podobnym trybie funkcjonowali. To jednak tylko złudzenie. Efekt takiego a nie innego doboru postaci. Szkoda więc, że ten niezwykle interesujący pomysł – sportretowania pokolenia, które opuściwszy wieś, zamieszkało w mieście, tworząc Polskę Ludową – nie został do końca wykorzystany. Nesterowicz dotyka powierzchni, być może ktoś inny albo i on sam przy ponownym podejściu do tematu zechce przyjrzeć się problematyce w sposób bardziej wnikliwy i niejednoznaczny.


Piotr Nesterowicz, Każdy został człowiekiem, Wyd. Czarne, Wołowiec 2016.

czwartek, 9 czerwca 2016

Na sprzedaż (B. Aksamit, P. Głuchowski, Zatoka świń)

Reporterska książka Aksamit i Głuchowskiego to reakcja na sprawę głośną, moralnie bulwersującą, społecznie ważną. Tę aktualność widać w zaprezentowanej opowieści doskonale, zwłaszcza że ci, którzy śledzą doniesienia prasowe z pewnością czytali o samobójstwie nastoletniej Anaid, kontrowersjach wokół funkcjonowania sopockiego lokalu Zatoka Sztuki, wreszcie tolerowanego od dawna procederu wykorzystywania seksualnego młodych dziewcząt, by nie powiedzieć dzieci, w nocnym życiu miasta i w biografii bezkarnego dotąd Krystka. Reporterzy znakomicie oddają emocje towarzyszące sprawie, jej kryminalny charakter, bezradność ofiar, a także obojętność społeczeństwa, w którym kupczenie ciałami kobiet, nawet tych bardzo młodych, staje się regułą, a nie aberracją. Książkę można więc z powodzeniem czytać jako opowieść o samotnej walce matki, która dowiedziawszy się o dramacie córki, postanawia po jej samobójczej śmierci rozpocząć nierówną walkę nagłaśniając sprawę. Reportaż ten to również historia dziennikarskiego śledztwa, prób zdyskredytowania dziennikarzy, wreszcie butnej wiary tych, którzy mają pieniądze, że wszystko można kupić. Historia rozwijającego się w najlepsze procederu gwałcenia nieletnich dziewcząt, wykorzystywania ich naiwności oraz pogardy dla ich niezależności układa się w kolejną odsłonę ucisku kobiet. W tym wypadku prawie dzieci są nie tylko używane jako ciała, ale też lekceważy się ich podmiotowość z powodu płci, wieku, a także przynależności do danej klasy społecznej. Reporterzy akcentują bowiem fakt, iż ofiary to głównie dziewczęta pochodzące z biednych rodzin, a więc pozbawione opieki osób zajmujących w przestrzeni publicznej wysoką pozycję. Krystek, ale także inni korzystający z zakazanego seksu, trwali w przekonaniu, że głosu takich osób nie tylko nikt nie usłyszy, ale i nikt nie będzie chciał słuchać. To dlatego walka o sprawiedliwość jest od początku nierówna. Ofiary boją się mówić, wstydzą się zeznawać, są zastraszane, wolą zapomnieć o tym, do czego zostały zmuszone i co ów Krystek nagrał na swoją komórkę. Oprawca dziewcząt jest zresztą doskonałym psychologiem. Umie swoje ofiary odpowiednio podejść, zmusić do uległości, a następnie napastliwie dać do zrozumienia, że tylko milczenie jest najlepszym rozwiązaniem. Zważywszy na dużą różnicę wieku – oprawca jest trzy razy starszy od swoich ofiar, jest dorosły, a one są jeszcze dziećmi, manipulacja ta okazuje się wyjątkowo perfidna i często skuteczna. Aksamit i Głuchowski rekonstruują schemat milczenia, odwracania oczu, obojętności, rekonstruują też układ, bo bezkarność Krystka jest chroniona przez tych, którzy mają duże wpływy. Pokazują trwałość ucisku najsłabszych oraz niechęć do wstawiania się za tymi, którzy doznają seksualnych cierpień. Ofiary łatwiej było uznać za galerianki, niż zapewnić im pomoc i okazać zainteresowanie. Pozycja obowiązkowa.


Bożena Aksamit, Piotr Głuchowski, Zatoka świń, Wyd. Agora, Warszawa 2016.

wtorek, 7 czerwca 2016

Pochwała życia (G.D. Roberts, Shantaram)

Powieść Robertsa to fascynująca historia ucieczki – od samego siebie, z więzienia, od własnej kultury, przed demonami przeszłości, ze świadomością, że każdy kolejny dzień może być walką o jutro. Książkę tę z jednej strony możemy traktować jako powieść przygodową, łotrzykowską i powieść o mieście, z drugiej natomiast mamy tu do czynienia z popularną wersją powieści filozoficznej. Obok wspomnianych ucieczek z miejsc odosobnienia, gwałtownych zmian akcji, przebywania w szemranym towarzystwie, działania na zalecenie mafii, wielkiej miłości i równie intensywnych rozczarowań mnóstwo tu rozważań na temat sensu życia, cierpienia, grzechu, zła, a także wybaczenia i oczyszczających konsekwencji zdobycia wiedzy o kimś, kogo kochamy. Do najciekawszych wątków tej obszernej objętościowo powieści należą z pewnością barwne opisy życia w slumsach, samodradzania się miejsc skazanych na zniszczenie, przypadkowości losu i specyficznego, obowiązującego tam i gorliwie przestrzeganego, zbioru zasad, porządkujących funkcjonowanie społeczności. Na uwagę zasługuje sugestywny i wieloznaczny portret miasta. Bombaj zostaje sportretowany jako miejsce, które przyjmuje bohatera z otwartymi ramionami, ale jednocześnie skazuje go na ciągłe funkcjonowanie w napięciu, niepokoju, przeczuciu potencjalnej walki. Intrygujący jest również opis środowisk działających na pograniczu dobra i zła lub – tak po prostu – będących na bakier z prawem. Główny bohater jest skłonny wiele wybaczyć, zrozumieć i zaakceptować. Bombaj pochłania go więc w sposób dosłowny – fizycznie i psychicznie, czyniąc „swoim”, robiąc z niego mieszkańca, a nie przybysza. Warto zatrzymać się przy opisach więzienia. Reguły rządzące w tym miejscu nie mają nic wspólnego z jakimikolwiek zasadami, a tortury są na porządku dziennym. Fakt, iż skazanemu na izolację bohaterowi jednak udaje się przetrwać w tej wojnie bez reguł i wartości, zakrawa na cud. „Shantaram” to także powieść o samotności leczonej marzeniami o przyjaźni i miłości. Niestety, ci, których bohater uważa za osoby bliskie, którym może ufać, oraz kobieta, którą kocha, okazują się tak naprawdę obcy. Najważniejszą siłę mężczyzna musi zbudować w sobie. Dopiero, kiedy to uczyni, przetrwa zdrady i rozczarowania, być może wybaczy i zrozumie, ale na pewno nie będzie w danej relacji ofiarą. „Shantaram” to jednak przede wszystkim dobrze opowiedziana historia, w której na plan pierwszy wysuwają się przygoda i mądrość, brawura i refleksja, wiara w człowieka i utrata tej wiary. Do czytania z zapałem i, jak powiedzieliby niektórzy, z wypiekami na twarzy.


Gregory David Roberts, Shantaram, przeł. Maciejka Mazan, Wyd. Marginesy, Warszawa 2016.

poniedziałek, 6 czerwca 2016

Analityczka na tropie (C. Harasimowicz, Miejsce odosobnienia)

Harasimowicz zdecydował się na gest ryzykowny. Swoją opowieść umieścił w bardzo konkretnych realiach, odnosząc się do spraw szeroko omawianych publicznie. Mamy więc tutaj chociażby atak na World Trade Center, aferę tzw. „Olina”, obecność byłych pracowników SB w służbach polskich po 1989 roku, wreszcie wątek tajnych więzień CIA na terenie Polski, w których torturowano terrorystów. Co ciekawe, autorowi udaje się wybrnąć z pułapek czyhających na tego, kto powyższe wątki zechce połączyć w jedno. Serwuje nam bowiem bardzo interesujący thriller polityczny, powieść sensacyjną i kryminał w jednym. Na plan pierwszy wysuwają się dwie postaci – porucznik Ewa Górska rozpracowująca wspomnianą sprawę „Olina” i nagle oddelegowana do innej, dość dziwnej sprawy, oraz były esbek, który umie wykorzystać dawne kontakty, Tadeusz Kolski. Oboje są ludźmi z przeszłością. Górska ma na swoim koncie m.in. poronienie, nieudane małżeństwo, dość symboliczne zainteresowanie własnym dzieckiem wychowywanym przez byłego męża, udaną walkę z nowotworem. Kolski jest wychowankiem domu dziecka i człowiekiem, którym próbowano manipulować, wykorzystując jego traumatyczne dzieciństwo. Ci, którzy mają być partnerami w sprawie, podchodzą do siebie nieufnie. To jeden z ciekawszych motywów powieści. Wspólna walka o odkrycie tajemnicy przeradza się w skryte rozpracowywanie partnera przy jednoczesnej konieczności korzystania z jego pomocy. Harasimowiczowi udaje się wiarygodnie pokazać brak zaufania i zarazem konieczność zaufania, samotność bohaterów i ich nierówną walkę z państwem oraz własnymi ograniczeniami. Górska należy do ideowców, a Kolskiego również zaczyna interesować tajemnica, na którą trafia kobieta. Czy bohaterowie staną się powoli dla siebie przyjaciółmi, czy może pozostaną wrogami, którzy umieją przekonująco nosić maski? Autor każe im rzucić wyzwanie nie tylko państwu, ale i porozumieniu o charakterze międzynarodowym. To dlatego okaże się, że niektóre tajemnice muszą być nadal ukryte, a próba ich ujawnienia spotka się z gotowością dość skutecznej pacyfikacji.


Cezary Harasimowicz, Miejsce odosobnienia, Wyd. W.A.B., Warszawa 2016.

niedziela, 5 czerwca 2016

Sekret z przeszłości (I. Allende, Japoński kochanek)

Najnowsza powieść Allende to historia pewnej miłości i przyjaźni – trwającej całe życie, trzymanej w tajemnicy, łamiącej kulturowe tabu, powiązanej z Wielką Historią, wreszcie równie intensywnej w młodości, jak i u schyłku życia. Autorka nie proponuje czytelnikom romansu jako lektury, stawia raczej na niuansowanie relacji między kobietą a mężczyzną oraz na zaakcentowanie intensywności uczuć poprzez skoncentrowanie się na braku, stracie, nieobecności. Allende zapoznaje nas z sytuacją ludzi po traumatycznych przeżyciach, zmuszonych do opuszczenia swojego kraju. Takie doświadczenia dotyczą Iriny Bazili, młodej kobiety pochodzącej z Mołdawii, która zaczyna pracować w domu spokojnej starości i szybko staje się ulubienicą podopiecznych ośrodka. Kobieta i jej rodzina są ofiarami handlu żywym towarem. Trudne fragmenty biografii są również udziałem pewnego Japończyka, którego losy poznajemy z jednej strony jako sekret starej i bogatej Almy, z drugiej jako tajemnicę Ameryki. Chodzi o brutalne traktowanie japońskich imigrantów w trakcie II wojny światowej w Stanach Zjednoczonych. Z kolei wspomniana Alma jest ocalonym dzieckiem Holocaustu. Jako samotne dziecko znajduje przyjaciela w synu japońskiego ogrodnika i odtąd aż do starości chłopiec ten, a potem mężczyzna będzie dla niej najważniejszym punktem odniesienia. Nie odważy się jednak na ujawnienie tego związku. Powieść Allende jest więc opowieścią o sile pożądania i spętaniu konwenansami, o konieczności podejmowania niełatwych decyzji po to, by zachować choć część posiadanego szczęścia i nie utracić tego wszystkiego, co jest codziennością. Starość nie eliminuje intensywności uczuć, wręcz przeciwnie, odsłania ich trwałość i ciągłość, udowadnia, że są fundamentem biografii, które poznajemy.


Isabel Allende, Japoński kochanek, przeł. Joanna Ostrowska, Grzegorz Ostrowski, Wyd. Muza, Warszawa 2016.