niedziela, 25 listopada 2018

Być sobą (M. Wolitzer, Żona)

Powieść Wolitzer można z powodzeniem czytać i w kontekście eseju o siostrze Szekspira autorstwa Virginii Woolf, i równolegle do powieści „Świat w płomieniach” Siri Hustvedt, i jako jeszcze jedną wersję historii opowiedzianej w filmie „Wielkie oczy” o relacji łączącej Margaret i Waltera Keane. To właściwie tylko kilka, zupełnie przypadkowo dobranych przykładów, pokazujących, jak popularny w kulturze jest wątek odnoszącego sukcesy, ale niekoniecznie utalentowanego, mężczyzny i wspierającej go, usuwającej się w cień, bardzo interesującej artystycznie kobiety. Właśnie ten temat okazuje się kluczowy dla opowieści zaproponowanej przez Meg Wolitzer. Punktem wyjścia jest portret małżeństwa, znudzonego własnym towarzystwem, ale jednocześnie mającego problem z rezygnacją z tego, co można by nazwać przyzwyczajeniem. On jest znanym pisarzem, właśnie otrzymuje wiadomość o otrzymaniu bardzo ważnej nagrody literackiej. Ona jest zawsze u jego boku – jak na posterunku, nigdy nie zawodzi, czuwa nad doskonałym przebiegiem kariery mężczyzny. Dzięki retrospekcjom dowiadujemy się, jak wszystko się zaczęło, a dzięki gwałtownym zwrotom akcji w trakcie uroczystości wręczenia wspomnianej nagrody, będziemy świadkami tego, jak wszystko się kończy i czy faktycznie się kończy. Wybory podejmowane przez kobietę wpisują się w dylematy związane z walką o własną sławę, etyczne uwikłanie wpisane w milczenie w reakcji na fałszywą wersję zdarzeń, wreszcie tożsamościowe zagubienie będące konsekwencją wyborów opartych na wyrzekaniu się siebie. Opowieść o małżeństwie zamienia się w konieczność postawienia wielu pytań o miłość, granice poświęcenia, wyobrażenia związane z drugą osobą, nierówność talentów i akceptację, współodczuwanie oraz litość. Bardzo dobre.


Meg Wolitzer, Żona, przeł. Paweł Laskowicz, Wyd. W.A.B., Warszawa 2018.

sobota, 24 listopada 2018

Prawda (M. Abramowicz, Dzieci księży. Nasza wspólna tajemnica)

Książkę Marty Abramowicz warto czytać równolegle do „Celibatu. Opowieści o miłości i pożądaniu” Marcina Wójcika. Zresztą autor tej publikacji poleca reportaż Abramowicz na okładce. O ile jednak Wójcik skupia się na różnych odsłonach łamania celibatu i podejmowania decyzji o życiu w związku, o tyle w przypadku książki „Dzieci księży” mamy położony nacisk na konsekwencje intymnych relacji, w które wchodzą kapłani. Reporterka bardzo mocno akcentuje to, co właściwie pojawia się przy wszystkich relacjach związanych z tą tematyką, a mianowicie fakt, iż zwykle związek księdza z kobietą jest tajemnicą poliszynela, stąd metafora „naszej wspólnej tajemnicy”, a za złamanie ślubów mężczyzny obwiniana jest kobieta. Abramowicz interesują dzieci księży – ich samotność, odrzucenie, niepewny status i sekretna tożsamość. Reporterka nie ukrywa, iż miała problem z dotarciem do osób, które zechciałyby podzielić się swoją historią. Ciekawie wydobywa paradoks sprowadzający się do następującego zderzenia – o dzieciach księży wie wiele osób, przełamać milczenie i mówić o konkretach nie chce prawie nikt. Reportaż ten w pewnym więc sensie jest opowieścią o milczeniu, które trudno przerwać i o bezradności prawdy w obliczu siły instytucji i konwenansu. Jednocześnie jednak Abramowicz intrygująco ucieka od poddania się bezradności, akcentując triumf stygmatyzującej ciszy, prezentując zaledwie kilka świadectw, ale i proponując różny punkt widzenia. Opowieść o dzieciach księży staje się bowiem i historią o odmiennym postrzeganiu tego problemu w katolicyzmie i protestantyzmie, i próbą diagnozy społecznych oczekiwań w stosunku do ujawnienia prawdy o związkach kapłanów, i bardzo ważnym świadectwem walki o niezależność i prawo decydowania o własnym losie. Ta ostatnia kwestia szczególnie mocno wybrzmiewa w znakomitym reportażu o życiu i drodze do zdefiniowania własnej tożsamości wybitnej niemieckiej teolożki Uty Ranke-Heinemann. Do refleksji.


Marta Abramowicz, Dzieci księży. Nasza wspólna tajemnica, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2018.

środa, 21 listopada 2018

Zwyczajność? (T. Michniewicz, Chrobot. Życie najzwyklejszych ludzi świata)

Najnowsza książka Michniewicza sprawia wrażenie projektu zaplanowanego jako rozpoczęcie nowego, poważniejszego etapu twórczości. Świadczy o tym nie tylko rzadsze ujawnianie przez dziennikarza swojej obecności w tekście, ale i sposób, w jaki tytuł ten jest promowany. Dotychczas autor podpisywał się jako Tomek, w „Chrobocie” po raz pierwszy jest Tomaszem. Jego wcześniejsze książki wpisywały się przede wszystkim w konwencję reportażu podróżniczego, a nawet, gdyby poszerzyć to określenie, reportażu przygodowo-podróżniczego. W najnowszej publikacji i pomysł na opowieść, i projekt okładki, i zaproszenie do napisania blurba Martina Caparrosa sugerują, iż mamy do czynienia z czymś innym – tak, jakby autor i wydawnictwo postanowili wspólnie, że tym razem nacisk położony zostanie bardziej na reportera niż podróżnika. Okładkowa notka biograficzna jest zresztą rodzajem czystej karty. Użyto sformułowania „najnowsza książka nagradzanego reportażysty”, ale nie odnotowano żadnego z wcześniejszych tytułów autora. „Chrobot” ma być równoległym zapisem biografii „najzwyklejszych” ludzi. Podtytuł książki utrzymany jest w nieco pretensjonalnym stylu, ale udaje się zaznaczyć w nim główną ideę projektu – wspomnianą zwyczajność i geograficzne rozproszenie. Mamy więc bohaterów z Finlandii, Kolumbii, Ugandy, Indii, USA, Zimbabwe i Japonii. Autor pokazuje z indywidualnej perspektywy to, co niejednokrotnie ma wymiar uniwersalny. Widzimy więc przede wszystkim, jak bardzo determinuje miejsce urodzenia i pochodzenie. Kultura i obyczaje mogą mieć moc wyzwalającą, ale i ograniczającą. Przeznaczeniu niekiedy się poddajemy, czasami jednak udaje się zawalczyć o własną wersję swojego życia. Tak w dużym skrócie da się skwitować tę książkę. Niestety, wbrew temu, co twierdzi Caparros, nie jest to piękna próba. Sam pomysł również trudno uznać za oryginalny, ale oczywiście mógłby się on wybronić, gdyby książka była lepiej przemyślana kompozycyjnie i sprawniej napisana literacko. W „Chrobocie” zbyt dużo jest dłużyzn, zbyt dużo niepotrzebnej wzniosłości, zbyt dużo wreszcie silenia się na refleksję o pamięci, gdy tymczasem autorowi tej akurat kwestii nie udaje się za bardzo dotknąć. Nie warto.


Tomasz Michniewicz, Chrobot. Życie najzwyklejszych ludzi świata, Wyd. Otwarte, Kraków 2018.

czwartek, 15 listopada 2018

Kto czy co? (B.J. King, Osobowość na talerzu. Kim są zwierzęta, które zjadamy?)

Publikacja Barbary J. King z pewnością nie jest typową i przewidywalną książką upominającą się o prawa zwierząt. Nie jest, jeśli bierzemy pod uwagę oryginalność tekstu i jego, tak to ujmijmy, filozoficzny charakter. Owszem, chodzi tutaj o prawa zwierząt, ale przede wszystkim o dostrzeżenie w zwierzęciu podmiotu, a co za tym idzie osobowości. King nie pozostawia złudzeń. Ci, którzy tłumaczą jedzenie zwierząt, ich niższym stopniem rozwoju, są w dużym błędzie. Zwierzęta potrafią nawiązywać trwałe relacje, przeżywać żałobę, kochać, okazywać niechęć, czuć ból i smutek, bać się, okazywać radość. Mało? Chyba nie. Wystarczy. Ale King jest daleka od moralizowania. Nie próbuje przekonywać do drastycznych zmian w jadłospisie, sugeruje raczej potrzebę namysłu, świadomego jedzenia, myślenia o losie tych, którzy trafiają na talerze. To wystarczy, by stopniowo rezygnować z mięsa w stosowanej na co dzień diecie. Przytoczone przez autorkę historie umieszczone są w rozdziałach uporządkowanych tak, by każdy stanowił oddzielną opowieść o konkretnych zwierzętach. King przygląda się więc owadom i pajęczakom, ośmiornicom, rybom, kurom, kozom, krowom, świniom i szympansom. W trakcie lektury bardzo łatwo dostrzec, że podstawowa zmiana, do jakiej delikatnie, ale zdecydowanie zachęca autorka, sprowadza się do upodmiotowienia i dostrzeżenia w tym, co się je, tego, kogo się je. To zmiana fundamentalna, prowadząca nie tylko do uświadomienia sobie szczególnego charakteru zwierząt, ale i przewartościowująca podstawy humanizmu poprzez deklaratywne stawianie w centrum istot żywych, a nie tylko ludzi. Do refleksji.


Barbara J. King, Osobowość na talerzu. Kim są zwierzęta, które zjadamy?, przeł. Adam Pluszka, Wyd. W.A.B., Warszawa 2018.

środa, 14 listopada 2018

Życiofilozofowanie (S. Bakewell, Kawiarnia egzystencjalistów. Wolność, Bycie i koktajle morelowe)

Bakewell nie ukrywa, że jej książka jest pokłosiem fascynacji – najpierw tekstami, potem biografiami egzystencjalistów. Nie ukrywa również, iż właśnie ten aspekt – łączenia życia z filozofią, uprawiania filozofii na co dzień, kształtowania własnego życia, także tego prywatnego, według wyznawanych poglądów filozoficznych – interesuje ją najbardziej. Tytułową kawiarnię trzeba więc traktować metaforycznie. Oto w książce Bakewell, jak przy kawiarnianych stolikach, spotykają się najwięksi myśliciele XX wieku – wiodą spory, łączą się w związki, przyjaźnią się, bywają rozczarowani postawami wcześniejszych mentorów, mierzą się w upływem czasu, decydują się na gesty, które określą ich już na zawsze. To łączenie procesu rekonstruowania teorii z codziennym życiem okazuje się wyjątkowo interesujące. Bakewell ma zresztą specyficzny sposób pisania. Przypomina on nieco stylizację na powieść przygodową, a widać to zwłaszcza w nadawanych przez autorkę tytułach rozdziałów. W trakcie lektury jesteśmy w stanie wyodrębnić biografie konkretnych filozofów, ale jednocześnie mamy do czynienia z fascynującym portretem intelektualnym całej grupy. Poszukiwanie wolności, wcielanie w jej życie, mierzenie się w wyzwaniami przynoszonymi przez Wielką Historię (faszyzm i komunizm), wreszcie poczucie konieczności opisywania rzeczywistości i zadawanie jej nieoczywistych pytań stają się wyznacznikami działań bohaterów książki Bakewell. Warto również zatrzymać się przy krótkich analizach dzieł przywoływanych filozofów. Autorka stara się pokazać ich związek z pewnymi faktami z biografii, wzajemne zależności, powody, dla których takie akurat pytanie były dla egzystencjalistów ważne. Szczególnie ciekawe są fragmenty poświęcone „Drugiej płci”. Zaznaczono w nich nie tylko pionierski wymiar publikacji Simone de Beauvoir, ale i jej realny wpływ na życie wielu kobiet.


Sarah Bakewell, Kawiarnia egzystencjalistów. Wolność, Bycie i koktajle morelowe, przeł. Aleksandra Paszkowska, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2018.

poniedziałek, 12 listopada 2018

Być dziwnym (M. Kisiel, Małe Licho i tajemnica Niebożątka)

Adresowana do dzieci powieść Marty Kisiel to bardzo ciekawy i udany przykład wykorzystania znanych w literaturze motywów do oswojenia tematów trudnych. Jednocześnie nie ma tutaj moralizatorstwa, nachalnego edukowania, dydaktyzmu, który mógłby być irytującym i samobójczym gestem w stosunku do tekstu. Sposób opowiadania bliski jest stylowi, jaki odnajdziemy w powieściach Astrid Lindgren. Zresztą jedna z powieści szwedzkiej pisarki zostaje przywołana w końcowych partiach utworu. Tytułowe Licho i Niebożątko to nietypowa para przyjaciół – Licho jest Aniołem Stróżem, świetnym towarzyszem zabaw, dobrym kumplem, a Niebożątko to chłopiec o imieniu Bożek, wychowywany przez matkę w domu wuja. W powieści pojawiają się też inne stwory, które nie są widziane przez wszystkich. Wspomniany dom okazuje się twierdzą, która do pewnego momentu wystarcza Bożkowi i jego przyjaciołom z innego świata. W pewnym momencie zapada jednak decyzja, że chłopiec powinien spotykać się z rówieśnikami. Bożek zaczyna więc chodzić do szkoły, co staje się prawdziwą rewolucją w skrzypiącym, szeleszczącym, pełnym dziwnych stworzeń i nie mniej dziwnych ludzi domu. Po pierwsze dochodzi do zderzenia tego, co prywatne, z tym, co publiczne – wiedza zdobywana przez Bożka do tej pory jest zdecydowanie na ponadprzeciętnym poziomie, problem w tym, że chłopiec kompletnie nie orientuje się w tym, co lubią jego rówieśnicy, w pewnym więc sensie musi się uczyć nowego świata. Po drugie mamy do czynienia z ciekawie poprowadzoną opowieścią o normalności i dziwności – Kisiel bardzo zgrabnie, przekonująco i mądrze staje po tej drugiej stronie, pokazując, że odmienności nie wolno się wstydzić, a bycie dziwnym jest tym, co pozytywnie wyróżnia, a nie stygmatyzuje. Po trzecie wreszcie – pojawia się w tej historii pewna tajemnica rodzinna, która zaprowadzi nas aż w zaświaty. Co z tego wyniknie, nie będę zdradzała. Warto jednak zauważyć, że i w kontekście takich tematów jak pamięć, tęsknota, śmierć, przyjaźń oraz miłość powieść wybrzmiewa bardzo interesująco.


Marta Kisiel, Małe Licho i tajemnica Niebożątka, ilustracje: Paulina Wyrt, Wyd. Wilga, Warszawa 2018. 

niedziela, 11 listopada 2018

Trucizna (B. Bellová, Jezioro)

Powieść czeskiej pisarki utrzymana jest w konwencji mrocznej baśni, dla której nie ma dobrego zakończenia. To przejmująca historia o tajemnicy – najpierw powiązanej z wierzeniami w magiczną siłę Ducha Jeziora, potem wpisanej w czyny zwykłych ludzi, którzy okazują swoje mało przyjazne oblicze. Jak przeczytamy na okładce: „Inspiracją dla autorki była historia Jeziora Aralskiego”. Jeśli przypomnimy sobie reportaż Bartka Sabeli opowiadający o tym właśnie miejscu i jego porównanie tętniącego wcześniej życiem obszaru do naznaczonego śmiercią i rozkładającego się stworzenia, szybko odkryjemy, iż tytułowe jezioro okazuje się bardzo sugestywną metaforą wszystkiego, co ostateczne. To w wodach jeziora mały Nami uczy się, że musi walczyć o życie, to nad brzegami jeziora dostaje lekcję, iż tchórzostwo niszczy nienazwaną jeszcze miłość, to wody jeziora pochłoną dziadka i babkę chłopca i to one staną się wielkim cmentarzem, to taplając się w jeziorze dorosły Nami zmierzy się z mężczyzną, który próbuje go sobie podporządkować, to jezioro wreszcie będzie świadkiem najpierw spotkania z matką po latach, potem odkrycia tego, jak bardzo fałszywe jest wszystko, co z jeziorem się łączy. Bellová znakomicie wykorzystuje typowe dla powieści inicjacyjnej motywy porzucenia rodzinnej miejscowości, wyzwań, jakie stawia duże miasto, wreszcie konieczności powrotu tam, gdzie jest początek, aby pewien etap móc w ten sposób zakończyć. Mamy do czynienia z prozą mocną, w mroczny sposób poetycką i malowniczą, bliską przypowieści, baśni i legendzie, ale i bardzo spójną oraz przemyślaną, jeśli chodzi o przesłanie. A to okazuje się dalekie od happy endu. Sprowadza się bowiem do przekonania, że czasami to, co wyczekane i wytęsknione, może rozczarować, uderzyć kłamstwem, potwierdzić samotność i brak szansy na zakorzenienie. Bardzo dobre.


Bianca Bellová, Jezioro, przeł. Anna Radwan-Żbikowska, Wyd. Afera, Wrocław 2018. 

sobota, 10 listopada 2018

Prawdopodobieństwo (Z. Bauman, T. Leoncini, Płynne pokolenie)

Książkę opatrzono informacją: „Ostatnie dzieło jednego z największych intelektualistów naszych czasów”. Tymczasem publikacja ta ma w sobie coś, co można by nazwać pretekstowością – inspiruje więc do dalszych poszukiwań, odsyła skojarzeniowo do wcześniejszych utworów Baumana, udowadnia jak bardzo wybitny badacz do końca interesował się tym, co nowe i co zmienia świat wokół nas. Jednocześnie widać w „Płynnym pokoleniu” ową schyłkowość. Leoncini w refleksji umieszczonej na końcu książki nie tylko jest pod wrażeniem porozumienia łączącego go z Baumanem mimo dużej różnicy wieku, ale i przypomina sobie rytm pisania, który w pewnym momencie został zdeterminowany przez odchodzenie autora „Ponowoczesności jako źródła cierpień”. W efekcie rozmowa między autorami ma w sobie duży potencjał, ale nie do końca wykorzystany. Czuje się, że gdyby los pozwolił, dyskusje byłyby bardziej pogłębione i rozbudowane. Nie świadczy to źle o książce, jednak na pewno rozpoczynanie przygody z twórczością Baumana od „Płynnego pokolenia” nie będzie dobrym pomysłem. To raczej tytuł uzupełniający, dopowiadający, dopisujący pewne rzeczy na marginesie utworów już powstałych, niż dzieło skończone. Baumana i Leonciniego interesuje współczesność. Skupiają się na trzech wiodących kwestiach – przemianach skóry, przemianach agresywności i przemianach seksu i miłości. W pierwszym przypadku możemy się natknąć na interesujące refleksje dotyczące tatuaży i innych sposobów znakowania ciała. Praktyki te stają się deklaracją indywidualności oraz ujawnieniem stanu posiadania, przestają być czymś ukrywanym i rzadkim, a są eksponowane i powszechne. W kontekście agresji bardzo mocno zostaje zaakcentowany fakt niewytłumaczalności zła i tego, że niejednokrotnie zło dzieje się bez powodu, bez uzasadnienia, bez umocowania w narracji przyczynowo-skutkowej. Seks okazuje się natomiast pretekstem do refleksji związanej z Internetem i zmianą modelu relacji. To, co stałe, zastępowane bywa świadomie wybieraną tymczasowością. Cały czas chodzi też o uprawdopodobnienie siebie.


Zygmunt Bauman, Thomas Leoncini, Płynne pokolenie, przeł. Szymon Żuchowski, Wyd. Czarna Owca, Warszawa 2018. 

wtorek, 6 listopada 2018

Dzisiaj pytaniem o jutro (N. Orrenius, Strzały w Kopenhadze)

Reportaż Orreniusa to bardzo interesujący przykład połączenia z jednej strony opowieści typowo reporterskiej zakorzenionej w miejscu, czasie i wydarzeniach, z drugiej przedstawiania historii tak, że kluczowe stają się pytania o charakterze uniwersalnym. Mówiąc inaczej, choć dziennikarz opowiada o kryzysie doświadczanym przez państwa skandynawskie, to tak naprawdę portretowane przez niego kwestie okazują się istotne także w kontekście realiów funkcjonujących w innych krajach. Takie problemy, jak wolność słowa, współistnienie kultur, chęć dominacji jednej kultury/religii nad drugą, mierzenie się władz z kryzysem, radykalizacja poglądów wśród imigrantów czy gotowość domagania się prawa do pokojowego współistnienia tych, którzy się różnią, ale umieją się szanować, dotyczą nie tylko opisywanego w reportażu rejonu. Na uwagę zasługuje bardzo interesująco rozpisany temat postulatu ograniczeń lub ich braku w przypadku działań artystycznych. Nie bez powodu, oczywiście, ten problem zostaje poruszony, bo kluczowym punktem odniesienia stają się słynna sprawa opublikowania w prasie karykatur Mahometa i długofalowych konsekwencji tego czynu. Orrenius uczciwie, z precyzją, punktując wady i zalety, opisuje podobieństwa i różnice między Szwedami a Duńczykami. To jeden z ciekawszych wątków poruszonych w książce, umiejętność wskazania tego wszystkiego, co składa się na potencjalny sukces lub porażkę w walce z niespodziewanym kryzysem. Reporter radzi sobie również bardzo dobrze z wątkiem autobiograficznym. Mamy tu bowiem nie tylko portret artysty, który staje się obiektem zainteresowania ekstremistów, czy społeczeństwa skażonego fanatyzmem niektórych swoich członków, ale i dziennikarza, który również zostaje potraktowany jako przedstawiciel jednej ze stron sporu.


Niklas Orrenius, Strzały w Kopenhadze, przeł. Katarzyna Tubylewicz, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2018. 

poniedziałek, 5 listopada 2018

Między wtórnością a inspiracją (S. Reynolds, Retromania. Jak popkultura żywi się własną przeszłością)

Książka Reynoldsa to ciekawy przykład pisarstwa zaangażowanego, łączącego znakomite praktyczne rozeznanie w temacie z umiejętnością teoretycznego namysłu nad analizowanym materiałem badawczym. Autor z pasją opowiada o konkretnych przykładach dotyczących czerpania z przeszłości, zwłaszcza jeśli chodzi o muzykę, i konsekwencjach takich, odwołujących się do nostalgii, inspiracji. Zresztą kwestia twórczego wykorzystania tego, co już było, nie zostaje wcale przedstawiona jako gest niewinny w swojej wymowie, wręcz przeciwnie, zaakcentowano dominację komercji, poddawanie się modom i rezygnację z buntu na rzecz tego, co się dobrze sprzeda. W pewnym więc sensie opowieść tę można z powodzeniem czytać jako zapis nieustannie toczonej walki idei. To, co było jest sprawdzone, w pewnym więc sensie daje gwarancję sukcesu, ale i bywa pójściem na łatwiznę. Reynolds nie traci z oczu różnego rodzaju uwikłań, ale jednocześnie obok narracji krytycznej pojawia się też tutaj szereg kwestii, które da się potraktować jako ważne pytania dotyczące przyszłości. Znakomite podsumowania różnego rodzaju projektów muzycznych zostają usytuowane w szerszym kontekście socjologiczno-kulturowym, w efekcie dowiadujemy się wiele nie tylko o muzykach czy ich projektach, ale i o – tak to ujmijmy – epoce i jej obyczajach. Reynolds wierzy w przyszłość jako stymulator nadzwyczajnej energii, to właśnie w owej energii upatruje chęć, możliwość i gotowość tworzenia, a nie tylko zapożyczania i korzystania z osiągnięć innych. Do refleksji.


Simon Reynolds, Retromania. Jak popkultura żywi się własną przeszłością, przeł. Filip Łobodziński, Wyd. Kosmos Kosmos, Warszawa 2018.

niedziela, 4 listopada 2018

Bez odwrotu (É. Louis, Historia przemocy)

Ta niewielka objętościowo książka ma w sobie ogromną siłę rażenia. Pozornie banalna historia o nocnym spotkaniu, które kończy się w łóżku, a potem przy rozstaniu przeradza się w realne zagrożenie, mogłaby być jeszcze jedną opowieścią o rozczarowaniu, zawiedzionym zaufaniu, przypadkowym seksie i konieczności przepracowania własnego błędu. Mogłaby, ale nie jest. Louisowi udaje się bowiem nie tylko opowiedzieć o cierpieniu związanym z całkowitym otwarciem się na drugiego człowieka, który ostatecznie rani i upokarza, wywracając całkowicie to wszystko, co wydawało się czytelne i rozpoznane. Jego historia staje się również gwałtowną, bo w żaden sposób niezaplanowaną i nieprzewidzianą próbą wiwisekcji na samym sobie. Bohater z pozycji mężczyzny, który jest uwodzony, wabiony, zdobywany, przechodzi na pozycję ofiary. Jest upodlony, gwałcony, poniżony. Próbuje zrozumieć to, co się stało, ale racjonalność i logika przegrywają z absurdem i brutalnością agresji i przemocy. Szukanie odpowiedzi na pytanie, dlaczego mnie to dotknęło, ostatecznie prowadzi do kłopotliwego i podtrzymującego bezsilność stwierdzenia, że nie da się tak po prostu wyjaśnić tego, co się stało. W tle cały czas obecna jest też kwestia związana ze zniszczeniem jako konsekwencją przemocy. Tego, co zostało zdruzgotane, nie można odbudować na takich samych zasadach wcześniej, trzeba znaleźć nowy sposób funkcjonowania w rzeczywistości, coś, co będzie w stanie zagospodarować miejsce między pamięcią a zapomnieniem, drogę wcześniej nieznaną i budzącą lęk swoją obcością. Louis pokazuje, że przemoc niszczy, ale i zasiewa ziarno walki. To od ofiary ostatecznie zależy, czy spróbuje zmierzyć się ze swoim największym wrogiem – już nie agresorem, ale sobą. Warto.


Édouard Louis, Historia przemocy, przeł. Joanna Polachowska, Wyd. Pauza, Warszawa 2018.