To
dobrze, że wydawnictwo Czarne przypomina książkę, która w 2007 roku ukazała się
po polsku jako „Ołowiane żołnierzyki”. Oba tytuły wydają się wiernie oddawać
przekaz publikacji. „Ołowiane żołnierzyki” to czytelne zasugerowanie, że ludzie
byli na wojnie tylko zabawką, ktoś decydował o ich losie, skazywał na śmierć, a
potem o ofiarach wojny zapominał. Żołnierzykami przecież można się świetnie
bawić, pokazując potęgę i władzę, można też łatwo zająć się czymś innym, nie
myśląc wiele o bohaterach wcześniejszej dobrej zabawy. Z kolei „Cynkowi chłopcy”
kierują nasze skojarzenia w stronę śmierci. To w cynkowych trumnach przywożono
do kraju poległych żołnierzy. Epitet „cynkowi” może również sugerować
ostateczność wpisaną w biografię tych, którzy przeżyli. Choć wrócili do kraju,
to jednak śmierć pozostaje z nimi na zawsze jako wspomnienie tego, co robili i
co widzieli. Swietłana Aleksijewicz pokazuje, jak tworzy się mit i jak upada.
Ofiarą fałszu wpisanego w hiperbolizowanie zwycięstwa jest zawsze zwykły
człowiek. W tym przypadku ci, którzy wyjechali do Afganistanu, by wypełnić –
określenie to często w książce się pojawia – obowiązek internacjonalistyczny. Trwająca
10 lat (1979-1989) zbrojna interwencja radziecka to tysiące życiorysów
naznaczonych złem w różnych odcieniach: zapomnieniem, ideowym kłamstwem, zbędnym
poświęceniem, okrucieństwem ze strony współtowarzyszy, straconymi nadziejami i
szansami, przegraną młodością. Podobnie jak w poprzednich publikacjach reporterka
oddaje głos tym, którzy decydują się na powierzenie jej swojej opowieści.
Słucha więc matek, które cieszyły się, że syn jedzie na wojnę, a teraz opłakują
stratę dziecka; słucha byłych żołnierzy, którzy nie ukrywają, że nikt ich wojny
nie nauczył, nikt też nie przygotował ich na brutalność rozlewu krwi,
zmęczenia, strachu, ale też wszechobecnej fali wojskowej; słucha kobiet, które
również zgłaszały się na wojnę, wierząc, że dzięki temu mogą służyć krajowi
tak, jak za czasów Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Aleksijewicz nie ocenia i nie
oskarża, ale jej tekst traktować można jako wielki manifest na rzecz pokoju
oraz deklarację bezsensu wpisanego w działania wojenne. Z opowieści
przytaczanych w książce wynika rzecz straszliwa i często pomijana w relacjach o
zwycięstwie lub klęsce na polu walki, a mianowicie to, że wojna niszczy każdego
– i tego, kto zabija, i tego, kto atakuje, i tego, kto się broni, i tego, kto
wychodzi z potyczki cało, i tego, kto poległ, i tego, kto przetrwał. Na wojnie
nie ma niewinnych, bo każdym zmysłem czuć wszechobecną śmierć. I jeszcze coś.
Reporterka pokazuje również, że człowiek przyzwyczajony jest do kłamstwa na temat
wojny. Woli słyszeć, że była ona potrzebna, niż dowiedzieć się, że stracił
część swojego życia lub po prostu życie nadaremno. To dlatego relacja z procesu
wytoczonego Aleksijewicz przez jej rozmówców okazuje się portretem wyjątkowo
rozpaczliwej próby zachowania pozorów i jednoczesnego oszukiwania siebie.
Pozycja obowiązkowa!
Swietłana
Aleksijewicz, Cynkowi chłopcy, przeł. Jerzy Czech, Wyd. Czarne, Wołowiec 2015.