Najnowsza
powieść Marty Guzowskiej rozpoczyna jej nową kryminalną serię z
archeolożką-złodziejką w roli głównej. Simona, tak ma na imię bohaterka,
uchodzi za ekspertkę w swoim zawodzie, ale jednocześnie w zupełnie innym środowisku,
dużo mniej jawnym, podziwiana jest jako osoba, która potrafi ukraść rzeczy pozornie
zabezpieczone przed wszelkimi zakusami podejrzanych pasjonatów. Takim skarbem,
który ma zdobyć archeolożka, jest diadem Heleny Trojańskiej. Czy w Muzeum
Puszkina faktycznie znajduje się jego oryginał? Czy da się rozpoznać świetną
podróbkę? Czy słynny Heinrich Schliemann odkrył coś więcej, niż to, co ujawnił?
Czy warto odpowiadać na pytania, których wcześniejsi odkrywcy sobie nie
zadawali? Simona, co nie będzie żadnym zaskoczeniem, wpadnie na trop tajemnicy
i znajdzie się w centrum niebezpiecznych wydarzeń. Dyskusyjne jest jednak, czy
faktycznie, jak tego chciałby wydawca, w przypadku „Chciwości” mamy do czynienia
z „trzymającym w napięciu thrillerem archeologicznym”. Pomysł na to, by
postacią powracającą w kolejnych częściach serii była złodziejka, której
kibicujemy, jest niewątpliwie ciekawy. Guzowska próbuje tym samym stworzyć
postać antybohaterki. Simona ma w sobie potencjał, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod
uwagę dwie wykonywane przez nią profesje. W trakcie lektury trudno jednak
oprzeć się wrażeniu, że pisarka wymyślając tę postać, pozwoliła pracować swojej
wyobraźni dość asekuracyjnie. Simonie dużo brakuje do tego, by uznać ją za
współczesnego odpowiednika Arsena Lupina w spódnicy. Oprócz wielu sytuacji
odsłaniających jej funkcjonowanie w sferze obyczajowej oraz kilku sugerujących
wiedzę, właściwie nie wiadomo, dlaczego ci, co są na bakier z prawem, tak
bardzo ją cenią. Guzowskiej, choć zmusza swoją bohaterkę do trzymania w
dłoniach owego mitycznego diademu, nie udaje się przekonująco pokazać
złodziejskiego mistrzostwa bohaterki. Pod tym, kluczowym jednak, względem
postać ta jest charakterologicznie niedopracowana. Powieść nie zachwyca również
pod względem językowym. Podejrzewam, że historia opowiadana przez Guzowską
znacznie by zyskała, gdyby autorka zrezygnowała z narracji pierwszoosobowej.
Sposób portretowania rzeczywistości, świadomie zapewne uproszczony, ma w sobie
coś sztucznego i nieporadnego. Nie lepiej jest, niestety, z dialogami.
Momentami, gdy Simona próbuje być złośliwa, coś w nich iskrzy, ale zazwyczaj
pozostawiają dużo do życzenia. „Chciwość” można zatem uznać za powieść z
niewykorzystanym potencjałem. Zważywszy jednak na wspomnianą bohaterkę, być
może kolejna część serii będzie lepsza.
Marta
Guzowska, Chciwość, Wyd. Burda, Warszawa 2016.