środa, 3 czerwca 2020

(Nie)opowiedzenie miejsca (M. Kącki, Oświęcim. Czarna zima)


Najnowszy reportaż Marcina Kąckiego staje się częścią trójksięgu o miastach. Najpierw mogliśmy przeczytać „Białystok. Biała siła, czarna pamięć” – celny portret zapominania, wyrzekania się przeszłości, odradzania się faszyzmu i antysemityzmu. To, co konkretne i przypisane do tytułowego miasta, urastało do rangi metafory i stawało się opowieścią o całym społeczeństwie. Później czytaliśmy „Poznań. Miasto grzechu”. Tym razem otrzymaliśmy tekst z dużo mniejszą siłą rażenia. W trakcie lektury trudno było się oprzeć wrażeniu, że oto otrzymaliśmy od autora nie tyle reportaż społecznie zaangażowany, piętnujący tytułowe grzechy, co raczej reportaż tendencyjny z wcześniej założoną i realizowaną tezą. Sięgnięcie po raz trzeci po konkretne miasto jako metaforę to gest ryzykowny. Z kilku co najmniej powodów. Po pierwsze, czy autor tego chce czy nie, czy takie było jego zamierzenie czy też nie, książka ta rozpatrywana być musi jako część wspomnianego trójksięgu. Schemat, który oferuje czytelnikowi sam reporter, nie pozwala na uniknięcie takiego interpretacyjnego usytuowania. Po drugie, o ile Białystok i Poznań nie są tak mocno naznaczone sensami, o tyle Oświęcim ma ich aż za dużo. Ten, kto się porywa, na taki właśnie tytuł, musi umieć sobie z tym obciążeniem poradzić. Po trzecie wreszcie, to właśnie w kontekście Oświęcimia ciężar historii jest największy. Próba nietracenia przeszłości z oczu przy jednoczesnej gotowości opisania współczesności to wyzwanie, dla którego fundamentem musi być zachowanie równowagi, gotowość prze-pisania tego, co już wiemy, umiejętność dotarcia do szczegółów wcześniej nieznanych, wreszcie delikatność i empatyczność tego, kto opisuje. Niestety, efekt, jaki uzyskuje Marcin Kącki jest co najmniej połowiczny. Odnosząc się do wspomnianego trójksięgu, „Oświęcim” to reportaż słabszy od „Białegostoku”, gorzej przemyślany i nieco chaotyczny koncepcyjnie. Lepszy natomiast od „Poznania”. Trudno jednak byłoby obronić tezę, że autorowi udaje się o Oświęcimiu powiedzieć coś nowego. Biorę oczywiście pod uwagę czytelnika, dla którego nie będzie zdziwieniem fakt, że tytułowe miejsce to nie tylko obóz koncentracyjny. Podtytuł reportażu przywodzi na myśl „Czarne sezony” Michała Głowińskiego, jednak Kącki nie wykorzystuje potencjału tego oczywistego literacko skojarzenia. To, co opowiada o współczesnym postrzeganiu obozu, jest właściwie dość przewidywalne. Ciekawym fragmentem okazuje się wątek dotyczący nie tak odległej czasowo próby linczu na miejscowych Romach. Kompozycyjnie książka wydaje się nieprzemyślana – tak, jakby autor przyjechał do miasta, postanowił pokręcić się trochę po okolicy, by w ten sposób zdobyć materiał do książki. Akurat to miasto umieszczone w tytule zobowiązuje szczególnie. Tymczasem tekst operuje pewnymi kliszami, rozpoznawalnymi dla tych, którzy choć trochę śledzą doniesienia prasowe. W efekcie fragmenty nawiązujące do trudnej historii nie przynoszą wiele nowego, a współczesne wątki sprawiają wrażenie dołączanych na siłę po to, by książka zderzała to, co minione z tym, co dzisiejsze. Mam wrażenie, ze reportaż ten okazałby się ciekawszy, gdyby autor zrezygnował z owych nieprzemyślanych portretów współczesnych (np. finalne picie z urzędnikiem), a skoncentrowałby się właśnie na miejscu jako nośniku pamięci – pamięci badanej zawodowo przez pracowników muzeum, pamięci oswojonej przez osoby mieszkające na terenie obozu, pamięci niechcianej przez oświęcimian, pamięci koniecznej do indywidualnego przeżycia dla turystów.

Marcin Kącki, Oświęcim. Czarna zima, Wyd. Znak, Kraków 2020.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz