środa, 3 stycznia 2018

Powieść z tezą (I. Karpowicz, Miłość)

Najnowsza powieść Karpowicza to przede wszystkim pretekst do dyskusji na temat przemian życia literackiego, przesuwania kolejnych granic w promowaniu literatury i pochwał, które stają się własną karykaturą. Zwłaszcza przedpremierowe ogłaszanie, iż jest to jedna z najlepszych książek roku, było kuriozalne. Szkoda, bo mamy do czynienia z pisarzem zasługującym na uwagę. Po znakomitej „Sońce” czytelnik otrzymuje jednak słabą „Miłość”. Karpowicz nie schodzi, oczywiście, poniżej pewnego poziomu. Literacko powieść prezentuje się przyzwoicie. Brakuje tu jednak tematu lub inaczej – temat jest, ale przedstawiony w sposób łopatologiczny. Przesłanie powieści jest następujące – każdy ma prawo do miłości, miłość homoerotyczna bywa bardzo skomplikowana z racji społecznego dyscyplinowania, a uczucia pozytywne mogą niszczyć, jeśli okaże się, że ich adresatem jest ktoś, kto z racji płci nie może ich podzielić. Najlepszy literacko, ale jednocześnie dość wtórny, jest fragment otwierający powieść, bazujący na biografii Iwaszkiewiczów. Najsłabsza natomiast jest ta część, której akcja rozgrywa się w przyszłości – sztuczna, przewidywalna, wydumana, jeśli chodzi o realia, nazbyt oczywista. Po „Miłość” zdecydowanie nie warto sięgać. To utwór przereklamowany, problemowo płytki, bez jakichkolwiek prób niuansowania. Lektura zbędna.


Ignacy Karpowicz, Miłość, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2017.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz