sobota, 31 października 2020

Poświęcenie i manipulacja (S. Moss, Mur duchów)

 

W tej niewielkiej objętościowo powieści Sarah Moss udaje się zawrzeć dużo, a nawet bardzo dużo sensów. Decydując się na takie skonstruowanie opowieści, które pozwala wykorzystać i izolację bohaterów, i wpływ grupy na jednostkę, i władzę silnego przywódcy nad słabszymi od niego, doskonale rozgrywa napięcie, strach, rodzącą się siłę i tożsamość. Punkt wyjścia jest, tak by się wydawało, dość banalny. Oto grupa studentów wyrusza na obóz naukowy, w trakcie którego ma nie tylko zdobyć wiedzę na temat dawnych ludów, ale i zbliżyć się do reguł rządzących pradawną społecznością. Mamy więc tutaj odtwarzaną w różnych konfiguracjach regułę powtórzenia – odnoszącą się do przeszłości i realizowaną w teraźniejszości, wpisującą się we władzę Mistrza nad Uczniami i brutalnie rozegraną w sojuszu władzy Ojca nad Córką. Kolejne wydarzenia odsłaniają, jakie zagrożenia czyhają na wszystkich uczestników wyprawy. Raptem okazuje się, że złożenie kogoś w ofierze może się odbyć przy akceptacji także tych, którzy pozornie są przeciwni przemocy, agresji i stoją na straży prawa. Stopniowe przesuwanie granic, czerpanie siły z braku oporu ze strony innych członków grupy, patriarchalne podporządkowywanie i unieważnianie kobiet, wreszcie gotowość eksperymentowania po to, by zobaczyć, jak daleko zło może poprowadzić – wszystkie te kwestie Moss rozgrywa bardzo przekonująco, bez egzaltacji, z wiarygodnym stopniowaniem napięcia, w konwencji, która atmosferą zbliża się nieco do przypowieści. Warto.

 

Sarah Moss, Mur duchów, przeł. Paulina Surniak, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2020.

środa, 21 października 2020

Precyzyjna proza (H. Krall, Synapsy Marii H.)

 

W wywiadach promujących najnowszą książkę Hanna Krall ponownie przywołuje wątek podmiany torebki, jakiej dokonała u bohaterki „Króla kier znów na wylocie”. W rozmowie z Michałem Nogasiem dla „Wysokich Obcasów” reporterka stwierdza: „Uważałam, że dla książki tak będzie lepiej. Nie miałam wątpliwości ani wyrzutów sumienia”. To dobry pretekst do zastanowienia się, co może reporter, a co w jego pracy jest niedopuszczalne. Krall przytacza dramatyczny w swojej wymowie dialog: „»Pani Hanno, pani mi odda moją torebkę!«. Na co ja: »Nie, pani Izoldo, nie oddam pani torebki, ta będzie lepsza«”. Jakże boleśnie wybrzmiewa upomnienie się bohaterki o prawdę własnego istnienia i jakże autorytarnie i władczo zarazem stwierdzenie reporterki. Nie bez powodu przypominam wypowiedź Hanny Krall. Wiąże się ona bardzo mocno z „Synapsami Marii H.” i z tym, jak należy tę książkę gatunkowo klasyfikować. Autorka akcentuje, że odwołuje się do autentycznych wydarzeń, dokumentuje i sprawdza. Nie zmienia to jednaka faktu, że „Synapsy Marii H.” to nie jest reportaż, ale doskonała w swojej precyzji i zarazem metaforyczności proza. „Synapsy Marii H.” utrzymane są w konwencji przypowieściowej. Widać wyraźne łączenie konkretu ze stylistyką poetycką. Pamięć, zapominanie, przypominanie sobie to trzy kluczowe punkty odniesienia. Rozrysowane zostają w zderzeniu z własną wolą i decyzją (czy mogę nie pamiętać, jeśli tak zadecyduję?), z Losem (nie mam wpływu na to, co się wydarzy, a więc i nie wybiorę tego, co zapamiętam) oraz decyzją innych ludzi (ktoś niespodziewanie pojawia się obok, zmienia nasze życie, a tym samym z nieistotności przesuwa się w istotność). Dużo w tej książce słów-obrazów, słów-symboli, słów, które milczeniem otwierają na nowe sensy. Autorka w rozmowie z Katarzyną Janowską dla Onetu stwierdza: „Dziwne rzeczy zdarzają się w pracy reportera. W reportażu krzyżują się losy różnych bohaterów, spotykających się, jakby mieli nadzieję, że znajdą porządek w świecie. Może i w tej książce jest porządek, którego tak się pani domaga”. To bardzo ciekawe, że opowiadając o „Synapsach Marii H.” Krall opowiada o książce tak, jakby mowa była o reportażu. Tak na szczęście nie jest, bo gdyby był to reportaż, moglibyśmy go podawać za przykład tego, jak reportaż przestaje być reportażem i jak nie należy pisać reportażu. „Synapsy Marii H.” z reportażem niewiele mają wspólnego. Są natomiast dobrym pretekstem do zastanowienia się, jak doszło do tego, że jedna z najlepszych polskich reporterek wieńczy swoją twórczość prozą. Krall twierdzi przecież (co prawda ponownie, bo mówiła też tak przy „Białej Marii”), że to jej ostatnia książka.

 

Hanna Krall, Synapsy Marii H., Wydawnictwo Literackie, Kraków 2020.

poniedziałek, 19 października 2020

Nikt nie chciał ich wysłuchać (E. Winnicka, D. Sturis, Władcy strachu. Przemoc w sierocińcach i przełamywanie zmowy milczenia)

 

„Jutro przypłynie królowa” Macieja Wasielewskiego, „Czy Bóg wybaczy siostrze Bernadetcie?” Justyny Kopińskiej, „27 śmierci Toby’ego Obeda” Joanny Gierak-Onoszko – to tylko kilka tytułów, które ukazały się całkiem niedawno, a które można by zestawić z „Władcami strachu” Ewy Winnickiej i Dionisiosa Sturisa. Inne miejsca, ale podobny sposób działania – uprzywilejowana pozycja oprawców, brak zewnętrznej kontroli w instytucjach umożliwiających istnienie długotrwałej przemocy, gwałty i molestowanie, pedofilia, zmowa milczenia, trwająca wiele lat gotowość udawania, że nic się dzieje i nic się nie stało, samotność ofiar. Winnicka i Sturis opisują trwający wiele lat proceder na Wyspie Jersey. Mamy więc tutaj ciekawy początek – reporterzy pojawili się w tym miejscu z zupełnie innego powodu, sprawą sierocińców zainteresowali się więc w pewnym sensie przypadkiem. Wspominam o tym nie tylko dlatego, że i autorzy o tym piszą, ale również z tego powodu, że odtworzony zostaje dzięki temu proces pracy nad tematem: od początku do wcale nie tak szczęśliwego finału. Reporterom udaje się zachować właściwie proporcje między własną, wcale nie tak bardzo akcentowaną, obecnością w tekście, relacjami ofiar a opisem toczącego się śledztwa i dostrzegalnej wśród mieszkańców wyspy niechęci do ujawnienia sprawy. Przeżycia ofiar napawają przerażeniem i grozą. To ważne, że Winnicka i Sturis mimo masowości przemocy i gwałtów decydują się opowiedzieć o nich przez pryzmat konkretnych biografii. Kluczowe okazuje się też to, że ofiary pamiętają innych prześladowanych, pokazują, że aby przetrwać także byli włączani w obojętność i zło, nie potrafią zapomnieć tych, którzy przed laty, gdy się nad nimi znęcano, sprawiali wrażenie martwych za życia. Umieszczenie wspomnianych świadectw obok opisu zachowań tych, którzy podważają prawdziwość zeznań ofiar, bagatelizują ich wagę i unieważniają sens kary po latach, staje się wyjątkowo mocno wybrzmiewającym oskarżeniem. Winnicka i Sturis nie próbują oceniać, nie wzmacniają przekazu emocjonalnymi komentarzami. Są świadomi tego, że przeżycia ofiar i zachowania oprawców mówią więcej niż najbardziej błyskotliwe podsumowania. Znakomite w sensie kompozycyjnym okazują się ostatnie partie reportażu, gdy nie tylko nie otrzymujemy dobrego zakończenia, ale odkrywamy, jak przypowieściowy jest ostateczny triumf zła w jego bezkarności i moralne zwycięstwo dobra w swoim wypowiedzeniu prawdy głośno i publicznie. Lektura obowiązkowa.

 

Ewa Winnicka, Dionisios Sturis, Władcy strachu. Przemoc w sierocińcach i przełamywanie zmowy milczenia, Wyd. Znak, Kraków 2020.