Powieść
Michała Pawła Urbaniaka to debiut bardzo interesujący. I nie są to czcze słowa,
które zwykło się mówić po to tylko, by dostrzec coś, co dopiero się zaczyna,
dobrze się zapowiada, pozytywnie rokuje na przyszłość. W przypadku „Listy
nieobecności” można bowiem z pełnym przekonaniem stwierdzić, iż autor
porzuciwszy panujące w literaturze mody, postanowił znaleźć swój głos, swoją
opowieść, swój styl i znakomicie mu się to udało. W trakcie lektury książki
Michała Pawła Urbaniaka nie da się uciec od konstatacji, iż właśnie taka
literatura – stawiająca sobie ambitne cele, mierząca się z wyzwaniami natury
etycznej, zderzająca to, co uniwersalne, z tym, co indywidualne, daleka od
łatwych pytań i banalnych odpowiedzi – powinna być poszukiwana przez wydawców.
W zalewie przewidywalnych historyjek z nieskomplikowaną fabułą i szczęśliwym
zakończeniem to, co proponuje autor jest tekstem szczególnym, wartym głębszego
namysłu, skłaniającym do takich rozważań, od których literatura promowana na
pierwszych stronach gazet często niestety ucieka.
W
tym najbardziej podstawowym odczytaniu „Lista nieobecności” jest historią
rodziny. Ten, wydawałoby się mocno wyeksploatowany temat, dla Michała Pawła
Urbaniaka jest pretekstem do wydobycia całkiem świeżych i oryginalnych
refleksji. Mamy bowiem do czynienia zawsze z podwojonym uczuciem, które mając w
sobie jasność, jednocześnie zawiera i mrok. Miłość Zuzanny i Artura naznaczona
jest jej paraliżującym strachem przed utratą małżonka i jego tęsknotą za
utraconymi przed laty bliskimi. Zawsze więc, nawet gdy poddają się radości,
pojawia się między nimi smutek, melancholia, nostalgia. Nie inaczej jest w
związku Krzysztofa z Jacobem – to, co przynosi szczęście, jednocześnie ma w sobie
zapowiedź końca. Ból, cierpienie, niemożność poddania się czystej radości
okazują się więc konsekwencją zadawania pytań, pamiętania o śmierci,
nieodwracania się od tego, co było, ale i od tego, co się dopiero może
wydarzyć.
Śmierć
to drugi bardzo ważny temat „Listy nieobecności”. Już zresztą tytuł nakierowuje
nas na myślenie o tych, którzy odchodzą, znikają, nie wracają, a ich
nieobecność właśnie, choć bywa ostateczna, tak naprawdę zamienia się w
potwierdzenie obecności, jakiej nie da się do końca wymazać. Cień śmierci staje
się więc pytaniem o życie, a życie z kolei bywa ciągłym mierzeniem się z własną
śmiertelnością. Tę kwestię w bardzo intrygujący sposób, bez egzaltacji, choć z
odpowiednim dawkowaniem emocji, autor rozgrywa właściwie w biografii każdego z
bohaterów, umieszczając codzienność w bliskim sąsiedztwie fundamentalnych
rozważań egzystencjalnych i pokazując, jak trudne bywa towarzyszenie osobie,
dla której to właśnie śmierć jest podstawowym punktem odniesienia. Warto
docenić fakt, iż Urbaniakowi udaje się o tych delikatnych sprawach mówić w
sposób wyważony, daleki od pretensjonalności, wyczulony na niuanse słów i mowę
ciała bohaterów, empatyczny. W efekcie to wszystko, co dzieje się często w
wyobrażeniu, niedopowiedzeniu, milczeniu, odpowiednim zwróceniu ciała okazuje
się polem walki, które obserwujemy z zaangażowaniem, ale i smutkiem
jednocześnie. Autor opisuje bowiem ludzi rozpaczliwie poszukujących szczęścia,
dla których odnalezienie wspomnianego szczęścia staje się pretekstem do
odkrycia, że prawdziwego spełnienia tak naprawdę nie ma, a życiu nadaje sens
świadomość istnienia śmierci. Bardzo ciekawym zabiegiem koncepcyjnym jest takie
budowanie postaci, że nawet ci, którzy początkowo wydają się stać po tej jasnej
stronie, kiedy obcują z tymi, dla których zarażenie śmiercią jest
najważniejsze, również zaczynają poddawać się sile ciemności. I dla nich więc
ostatecznie nie ma ratunku, wiedzą bowiem o odejściu z tego świata dużo więcej
niż inni, a skrywanym sekretem wiedzy i świadomości nie można się z nikim
podzielić. Miłość w tej historii nie ocala, raczej oddala od życia i zbliża do
śmierci, na zawsze znaczy stygmatem szczególnego w swojej sile doświadczenia.
To dlatego Krzysztof nigdy nie zapomni Jacoba, Artur i Janek nie mogą porzucić
pamięci o swoich siostrach, a Zuzanna będzie cały czas wspominała zmarłego
męża, by stać się w finale osobą wyczuloną na sygnały skażenia śmiercią. Warto
docenić również to, że Urbaniak unika sensacyjności opisu. Umie opowiadać w
sposób przekonujący bez wspomagania się egzaltowanymi rozwiązaniami akcji. To
ważna cecha, zwłaszcza wtedy, gdy mówimy o opisie prób samobójczych, seksie gejowskim
czy samookaleczeniach. Intensywność portretowanych emocji jest zawsze
wiarygodna, nie słychać nadmiernie fałszywych tonów, a przejmujące niekiedy i
pełne rozpaczy decyzje bohaterów maja swoje uzasadnienie, potencjalny czytelnik
jest w stanie w nie uwierzyć.
Trzecim
tematem, który porządkuje opowieść Michała Pawła Urbaniaka jest samotność.
Autor zdaje się sugerować, że nawet będąc bardzo blisko z drugim człowiekiem,
nie jesteśmy w stanie poznać go do końca. Dopiero rozstanie otwiera nas na tę
wiedzę, której wcześniej nie mogliśmy być świadomi. Strata z jednej więc strony
każe nieustannie pytać i mierzyć się z brakiem odpowiedzi, z drugiej łączy w
sposób nierozerwalny. Silniejszą więź generuje więc śmierć, a nie życie, i to
dlatego samotność okazuje się podstawowym budulcem tożsamościowym.
Uświadomienie sobie, że nic nie jest na zawsze i że jedynie koniec jest czymś
pewnym, sytuuje każdą z opisywanych relacji na wyższym poziomie i w dużo
bardziej skomplikowanych uwikłaniach emocjonalnych i etycznych, niż początkowo
mogłoby się wydawać. Samotność w życiu zostaje więc przerwana poprzez otwarcie
się na śmierć. Nie trzeba jednak mówić, że jest to pozorne znalezienie recepty
na opuszczenie i pozostanie bez najbliższych. Urbaniak bardzo ciekawie
niuansuje te kwestie, nie ukrywając, że odpowiedzialność za żywych bywa
spychana na dalszy plan z racji ciągłego rozpamiętywania umarłych.
„Lista
nieobecności” to, jak już wspomniałam, debiut bardzo ciekawy, dobrze napisany,
koncepcyjnie przemyślany, niespiesznie oprowadzający po świecie, dla którego
trudno niekiedy znaleźć słowa, a jednak w tym wypadku się to udaje. Wzniosłe,
wielkie, metafizyczne zostaje oswojone, a opisywanie życia zamienia się w
portretowanie ciągłego zbliżania się do śmierci. W powieści tej nie ma pójścia
na łatwiznę, jest za to mądra, dobrze napisana, dająca do myślenia historia,
dla której życie i śmierć to jedno i to samo, problemem bywa tylko rozpoznanie
i zaakceptowanie tej budzącej lęk zależności.
Michał
Paweł Urbaniak, Lista nieobecności, Wyd. Mova, Białystok 2020.