sobota, 23 maja 2020

Życie jako śmierć, śmierć jako życie


Powieść Michała Pawła Urbaniaka to debiut bardzo interesujący. I nie są to czcze słowa, które zwykło się mówić po to tylko, by dostrzec coś, co dopiero się zaczyna, dobrze się zapowiada, pozytywnie rokuje na przyszłość. W przypadku „Listy nieobecności” można bowiem z pełnym przekonaniem stwierdzić, iż autor porzuciwszy panujące w literaturze mody, postanowił znaleźć swój głos, swoją opowieść, swój styl i znakomicie mu się to udało. W trakcie lektury książki Michała Pawła Urbaniaka nie da się uciec od konstatacji, iż właśnie taka literatura – stawiająca sobie ambitne cele, mierząca się z wyzwaniami natury etycznej, zderzająca to, co uniwersalne, z tym, co indywidualne, daleka od łatwych pytań i banalnych odpowiedzi – powinna być poszukiwana przez wydawców. W zalewie przewidywalnych historyjek z nieskomplikowaną fabułą i szczęśliwym zakończeniem to, co proponuje autor jest tekstem szczególnym, wartym głębszego namysłu, skłaniającym do takich rozważań, od których literatura promowana na pierwszych stronach gazet często niestety ucieka.
W tym najbardziej podstawowym odczytaniu „Lista nieobecności” jest historią rodziny. Ten, wydawałoby się mocno wyeksploatowany temat, dla Michała Pawła Urbaniaka jest pretekstem do wydobycia całkiem świeżych i oryginalnych refleksji. Mamy bowiem do czynienia zawsze z podwojonym uczuciem, które mając w sobie jasność, jednocześnie zawiera i mrok. Miłość Zuzanny i Artura naznaczona jest jej paraliżującym strachem przed utratą małżonka i jego tęsknotą za utraconymi przed laty bliskimi. Zawsze więc, nawet gdy poddają się radości, pojawia się między nimi smutek, melancholia, nostalgia. Nie inaczej jest w związku Krzysztofa z Jacobem – to, co przynosi szczęście, jednocześnie ma w sobie zapowiedź końca. Ból, cierpienie, niemożność poddania się czystej radości okazują się więc konsekwencją zadawania pytań, pamiętania o śmierci, nieodwracania się od tego, co było, ale i od tego, co się dopiero może wydarzyć.
Śmierć to drugi bardzo ważny temat „Listy nieobecności”. Już zresztą tytuł nakierowuje nas na myślenie o tych, którzy odchodzą, znikają, nie wracają, a ich nieobecność właśnie, choć bywa ostateczna, tak naprawdę zamienia się w potwierdzenie obecności, jakiej nie da się do końca wymazać. Cień śmierci staje się więc pytaniem o życie, a życie z kolei bywa ciągłym mierzeniem się z własną śmiertelnością. Tę kwestię w bardzo intrygujący sposób, bez egzaltacji, choć z odpowiednim dawkowaniem emocji, autor rozgrywa właściwie w biografii każdego z bohaterów, umieszczając codzienność w bliskim sąsiedztwie fundamentalnych rozważań egzystencjalnych i pokazując, jak trudne bywa towarzyszenie osobie, dla której to właśnie śmierć jest podstawowym punktem odniesienia. Warto docenić fakt, iż Urbaniakowi udaje się o tych delikatnych sprawach mówić w sposób wyważony, daleki od pretensjonalności, wyczulony na niuanse słów i mowę ciała bohaterów, empatyczny. W efekcie to wszystko, co dzieje się często w wyobrażeniu, niedopowiedzeniu, milczeniu, odpowiednim zwróceniu ciała okazuje się polem walki, które obserwujemy z zaangażowaniem, ale i smutkiem jednocześnie. Autor opisuje bowiem ludzi rozpaczliwie poszukujących szczęścia, dla których odnalezienie wspomnianego szczęścia staje się pretekstem do odkrycia, że prawdziwego spełnienia tak naprawdę nie ma, a życiu nadaje sens świadomość istnienia śmierci. Bardzo ciekawym zabiegiem koncepcyjnym jest takie budowanie postaci, że nawet ci, którzy początkowo wydają się stać po tej jasnej stronie, kiedy obcują z tymi, dla których zarażenie śmiercią jest najważniejsze, również zaczynają poddawać się sile ciemności. I dla nich więc ostatecznie nie ma ratunku, wiedzą bowiem o odejściu z tego świata dużo więcej niż inni, a skrywanym sekretem wiedzy i świadomości nie można się z nikim podzielić. Miłość w tej historii nie ocala, raczej oddala od życia i zbliża do śmierci, na zawsze znaczy stygmatem szczególnego w swojej sile doświadczenia. To dlatego Krzysztof nigdy nie zapomni Jacoba, Artur i Janek nie mogą porzucić pamięci o swoich siostrach, a Zuzanna będzie cały czas wspominała zmarłego męża, by stać się w finale osobą wyczuloną na sygnały skażenia śmiercią. Warto docenić również to, że Urbaniak unika sensacyjności opisu. Umie opowiadać w sposób przekonujący bez wspomagania się egzaltowanymi rozwiązaniami akcji. To ważna cecha, zwłaszcza wtedy, gdy mówimy o opisie prób samobójczych, seksie gejowskim czy samookaleczeniach. Intensywność portretowanych emocji jest zawsze wiarygodna, nie słychać nadmiernie fałszywych tonów, a przejmujące niekiedy i pełne rozpaczy decyzje bohaterów maja swoje uzasadnienie, potencjalny czytelnik jest w stanie w nie uwierzyć.
Trzecim tematem, który porządkuje opowieść Michała Pawła Urbaniaka jest samotność. Autor zdaje się sugerować, że nawet będąc bardzo blisko z drugim człowiekiem, nie jesteśmy w stanie poznać go do końca. Dopiero rozstanie otwiera nas na tę wiedzę, której wcześniej nie mogliśmy być świadomi. Strata z jednej więc strony każe nieustannie pytać i mierzyć się z brakiem odpowiedzi, z drugiej łączy w sposób nierozerwalny. Silniejszą więź generuje więc śmierć, a nie życie, i to dlatego samotność okazuje się podstawowym budulcem tożsamościowym. Uświadomienie sobie, że nic nie jest na zawsze i że jedynie koniec jest czymś pewnym, sytuuje każdą z opisywanych relacji na wyższym poziomie i w dużo bardziej skomplikowanych uwikłaniach emocjonalnych i etycznych, niż początkowo mogłoby się wydawać. Samotność w życiu zostaje więc przerwana poprzez otwarcie się na śmierć. Nie trzeba jednak mówić, że jest to pozorne znalezienie recepty na opuszczenie i pozostanie bez najbliższych. Urbaniak bardzo ciekawie niuansuje te kwestie, nie ukrywając, że odpowiedzialność za żywych bywa spychana na dalszy plan z racji ciągłego rozpamiętywania umarłych.
„Lista nieobecności” to, jak już wspomniałam, debiut bardzo ciekawy, dobrze napisany, koncepcyjnie przemyślany, niespiesznie oprowadzający po świecie, dla którego trudno niekiedy znaleźć słowa, a jednak w tym wypadku się to udaje. Wzniosłe, wielkie, metafizyczne zostaje oswojone, a opisywanie życia zamienia się w portretowanie ciągłego zbliżania się do śmierci. W powieści tej nie ma pójścia na łatwiznę, jest za to mądra, dobrze napisana, dająca do myślenia historia, dla której życie i śmierć to jedno i to samo, problemem bywa tylko rozpoznanie i zaakceptowanie tej budzącej lęk zależności.

Michał Paweł Urbaniak, Lista nieobecności, Wyd. Mova, Białystok 2020.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz