niedziela, 13 maja 2018

Samotność (M. Tsitas, Bóg mi świadkiem)

Tsitas idzie na łatwiznę i nie inwestuje w sympatię czytelnika. Proponuje bowiem opowieść o bohaterze, który nie budzi pozytywnych emocji lub, tak to ujmijmy, wywołuje co najmniej mieszane reakcje. Taki zabieg zwykle jest ryzykowny, bo odbiorcy wolą postaci, z którymi w jakiś sposób mogą się utożsamić. Antypatyczny Chrisowalandis raczej takiej szansy nie daje. Tsitas opowiada jednak o nim w taki sposób, że powieść tę czyta się nie tylko z dużym zainteresowaniem, ale i zaangażowaniem. Gdzieś w tle towarzyszy bowiem pytanie: czy historia ta faktycznie jest tylko o nieudaczniku, któremu się wydaje, że jest doskonały, czy może o kimś, kto tak naprawdę ma w sobie nieco pokory i jest w stanie dostrzec w innych coś pozytywnego. Autorowi udaje się więc wciągnąć czytelnika w grę, polegającą na nieustannym zderzaniu rzeczywistości z naiwnymi nieco oczekiwaniami. Bo ostatecznie Chrisowalandis wcale nie próbuje się zmienić, chętnie krytykuje wszystkich dookoła, łatwo ocenia swoich współpracowników, z pogardą wypowiada się o kobietach, będąc przekonanym o nadzwyczajności swojej wątłej męskości. Jest samotny, ale czy nie dzieje się tak trochę na własne życzenie? I czy bohater potrafi wyjść z impasu, w którym funkcjonuje, nie chcąc widzieć nic więcej poza czubkiem własnego nosa? Tsitas nie daje łatwych odpowiedzi. Zderza czytelnika z samotnością bohatera, odsłaniając niejednoznaczność sytuacji, w której mężczyzna się znajduje. Dzięki temu odkrywamy różne oblicza wykluczenia i dostrzegamy nieoczywistość wpisaną w (auto)kreację. Intrygujące.


Makis Tsitas, Bóg mi świadkiem, przeł. przeł. Michał Bzinkowski, Wyd. Książkowe Klimaty, Wrocław 2018.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz