„Uwolnić
niedźwiedzie” to debiut Irvinga. Czyta się go z zainteresowaniem z powodów
czysto poznawczych, aby dowiedzieć się, jak zaczynał popularny autor powieści.
Z pewnością więc znajomość innych utworów amerykańskiego pisarza może być
wartym uwagi kontekstem dla rozpoznań związanych z początkiem. Jest to o tyle
ciekawe, że pewne wątki w jego dalszej twórczości często się powtarzają, a
Irving zdaje się obsesyjnie eksplorować groteskowość i absurdalność
codzienności oraz nadzwyczajność wpisaną w to, co pozornie wyjątkowo
przeciętne. W „Uwolnić niedźwiedzie” akcja prowadzona jest dwutorowo. Mamy więc
rok 1967 i szalony plan uwolnienia zwierząt z ZOO w Schönbrunnie. Mamy również
czas określany ironicznie prehistorią, a związany z okresem II wojny światowej
oraz wcześniejszego anszlusu. Z dzisiejszej perspektywy czytamy o czasach
odległych o kilkadziesiąt lat, warto jednak pamiętać, że powieść ukazała się w
1968 roku. Tak więc wtedy, gdy ją poznawano po raz pierwszy, nie miała historycznej
perspektywy, jaka towarzyszy jej dzisiaj. Czytelnik znajdzie w tej powieści
mnóstwo tak charakterystycznego dla Irvinga upodobania do szaleństwa, obsesji,
akceptacji dla dziwności. Natkniemy się więc tutaj na kilka rozpoznawalnych bez
trudu miejsc-symboli Wiednia, na specyfikę kultury kawiarnianej, ale i na mrok
oraz niepokój związany z wyparciem pamięci o złu, z niereagowaniem, z brakiem
umiejętności opowiedzenia się po właściwej stronie. „Uwolnić niedźwiedzie” to
chyba jedna z najbardziej metaforycznych powieści Johna Irvinga, wpisująca to,
co złe, w tradycję dziedziczenia i w konieczność kształtowania na nowych
zasadach własnej tożsamości.
John
Irving, Uwolnić niedźwiedzie, przeł. Ewa Życieńska, Wyd. Prószyński i S-ka,
Warszawa 2017.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz