czwartek, 23 lutego 2017

Prowincjonalna zbrodnia? (E. Dyda, Zła waluta)

Debiut Eweliny Dydy reklamowany jest jako mocny punkt na mapie powieści odświeżających konwencję noir. Na okładce książki pada nawet określenie, dowcipnie obnażające łatwość koronowania kolejnych autorów, a mianowicie „pierwsza dama polskiego kryminału noir”. Dyda nie popełnia na szczęście błędu i nie próbuje pisać powieści, która w oczywisty sposób byłaby współczesną wersją mrocznej klasyki. Raczej stawia na grę z konwencją, dowcipnie obnaża niektóre chwyty narracyjne, podchodzi ironicznie do schematów i kodów, które dla odbiorców powinny być bez problemu czytelne. Fakt ten należy uznać zdecydowanie za zaletę. Dyda nie tylko więc wprowadza zabawne motywy, zderzając je ze światem zbrodni, ale również wydaje się być świadoma tego, że miejsce akcji determinuje określone śledztwa i przestępstwa. Jakub Rau, główny bohater, jest detektywem. Wynajmuje lokum od Danuty, właścicielki zakładu fryzjerskiego. Kobieta trochę mu matkuje, trochę go uwodzi. Jakub trochę się nią opiekuje, trochę z kolei rozważa, czy mogłoby między nimi być coś więcej – pomimo różnicy wieku, oczywiście. Jest jeszcze kot o znaczącym imieniu Chandler, który okazuje się całkiem istotnym punktem odniesienia, jeśli chodzi o prywatność Kuby. Akcja powieści rozgrywa się w Tarnobrzegu. Zbrodnia, której tajemnicę ma rozwikłać detektyw, dotyczy morderstwa pewnej dziewczyny. Została ona wyrzucona z balkonu. Znajduje ją pewien pijaczek i ten sam pijaczek okaże się ważnym ogniwem toczącego się śledztwa. Dyda nie próbuje więc uczynić z niedużego miasta metropolii współczesnej kryminalistyki, wręcz przeciwnie, pokazuje siermiężność zbrodni, śledztwa i powodów, dla których postanowiono zabić. Taka perspektywa pozwala z zainteresowaniem przyglądać się dalszym poczynaniom pisarskim autorki. Ja przynajmniej jestem ich ciekawa.


Ewelina Dyda, Zła waluta, Wyd. W.A.B., Warszawa 2017.

1 komentarz: