Felietony
Marcina Mellera to przykład inteligencji, błyskotliwości i (auto)ironii. Autor
doskonale radzi sobie z typowym, deklarowanym i w tej książce, dylematem
felietonisty, czyli cotygodniowym pytaniem o temat swojego tekstu. We wstępie
otrzymujemy informację: „Zaczynam rodzinno-intymnie, potem wkraczają klimaty okołopolityczne,
następnie obyczajowe, a skoro faceta poznaje się po tym jak kończy, to ja
kończę kulturą” (s. 8). Ów podział jest jednak tylko umowny. W tym tkwi siła
prezentowanych – barwnych i pełnych celnych spostrzeżeń – opowieści. Meller, co
ważne, nie pisze z pozycji obserwatora, woli raczej być uczestnikiem wydarzeń.
Jeśli więc opisuje różnego rodzaju absurdy naszej rzeczywistości, robi to
zawsze w swoim imieniu, jest zaangażowany, nie ucieka od dowcipnych i mocnych
puent. Uwagę czytelnika na pewno zwróci pasja, która towarzyszy autorowi na co
dzień. Pasję tę widać, gdy czytamy wzruszające felietony o dzieciach
dziennikarza lub o nieżyjących rodzicach. Pasję tę odnajdujemy, gdy autora
najzwyczajniej w świecie wkurza – to dobre słowo! – dwulicowość polityków,
chowanie się za pseudoideami lub łatwość w selekcjonowaniu ludzi na lepszych
lub gorszych z racji poglądów lub pochodzenia (świetny felieton o rzekomych resortowych
dzieciach). Pasja ta wreszcie jest widoczna w zachwycaniu się literaturą i w
odkrywaniu życiowych, tak to ujmijmy, korzyści wynikających z zaczytywania się
w pewnych książkach (dla wszystkich, którzy kochali Niziurskiego, felieton o
tym autorze powinien być obowiązkową lekturą). Całościowe spojrzenie na zawarte
w tomie teksty sprowadza się do stwierdzenia, iż mamy do czynienia książką,
która układa się w bardzo spójną deklarację funkcjonowania w rzeczywistości.
Mamy więc odwagę bycia szczerym, mamy umiejętność uznania racji tego, kto stoi
po drugiej stronie barykady, mamy chęć obnażenia paradoksów wynikających z
traktowania wszystkiego nazbyt serio, mamy apetyt na życie, mamy zgodę na to,
by także siebie potraktować jako pretekst do zabawnej opowieści. To wszystko
plus niewątpliwe poczucie humoru – gwarantuję, że czytelnik nieraz wybuchnie
śmiechem! – pozwalają sądzić, że felietonowa doraźność została w tym wypadku
naznaczona uniwersalnością, a to dużo. Nawet bardzo dużo.
Marcin
Meller, Sprzedawca arbuzów, Wyd. Wielka Litera, Warszawa 2016.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz