Ta
niewielka objętościowo książka składa się z trzech historii. Dwie pierwsze
pozornie nawet nie zapowiadają tej trzeciej, a jednak w ostatniej opowieści
pojawiają się nawiązania do tych wcześniejszych. Próba sfotografowania ziemi
wtedy, gdy jest się w powietrzu, prowokacyjne loty balonem wyprzedzające swój
czas i ekscytujące widzów, uczucie łączące tę, która znana jest z licznych
kontrowersyjnych zachowań, i tego, który do tej pory, raczej nie poddawał się
obezwładniającej sile miłości. Intrygujące historie, tego nie da się ukryć, nie
zawierają jednak ostrzeżenia przed tym, na co się natkniemy w trzeciej opowieści.
Barnes pisze bowiem o stracie. Usiłuje wypowiedzieć to, co najlepiej zawiera
się w milczeniu. Ukochana żona, która umiera, staje się bohaterką tego tekstu,
ale i osobą łączącą z postaciami przywoływanymi wcześniej. W biografii kobiety
zawiera się bowiem ostateczność i nieuchronność przemijania. Czas staje się
nagle wrogiem i przyjacielem – jego upływ pozwala nieporadnie uczyć się żyć ze
stratą, jego istnienie uświadamia, że pogodzenie się z tym, co się wydarzyło,
nie jest możliwe. Barnes emocjonalnie, ale i z dużą dbałością o słowa,
analizuje różnego rodzaju sformułowania, którymi określamy czyjąś śmierć i
które mają być próbą uniknięcia cierpienia. W efekcie jego tekst okazuje się
nie tylko wyznaniem miłości i wyznaniem bólu, ale też analizą skandalu, jakim
bywa śmierć wtedy, gdy pojawia się tak po prostu i niszczy reguły codzienności
wcześniej tak dobrze funkcjonujące. Barnes nie próbuje przepracowywać żałoby
lub przechodzić jakiegoś kolejnego jej etapu. W swojej opowieści o stracie,
cierpieniu, poczynionym wewnątrz zniszczeniu pozostaje bezkompromisowy. Życie
po śmierci kogoś bliskiego przestaje być tak po prostu życiem, a staje się
życiem ze śmiercią.
Julian
Barnes, Wymiary życia, przeł. Dominika Lewandowska, Wyd. Świat Książki,
Warszawa 2015.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz